Hafsah Faizal „Łowcy Płomienia” - PRZEDPREMIEROWO


Miłość jest dla dzieci, powiedziała dziewczynka.
Śmierć jest dla głupców, powiedział cień.
Ciemność jest moim przeznaczeniem, powiedział chłopiec.
Oddanie jest moją zgubą, powiedział orzeł.
Cierpienie jest naszym fatum, powiedziało piękno.
Ale żadne z nich nie miało racji.

Jakiś czas temu zarzekałam się, że „Toxyczne Dziewczyny” Rory Power to najlepsza powieść, po jaką sięgnęłam w tym roku. Myliłam się. „Łowcy Płomienia” Hafsah Faizal sprawili, że podskoczyłam z wrażenia, otwierałam szerzej oczy z niedowierzania i wstrzymywałam oddech, a także rozpływałam się nad fantastycznością przedstawionego świata. Nie mogę Wam obiecać, że powstrzymam się od małego zagłębiania w fabułę, bo bym skłamała. Postaram się natomiast nie zepsuć zabawy spoilerami. 

Marhaba, ciemności, mój stary druhu.

Zazwyczaj w recenzjach nie skupiam się zbytnio na szczegółach, ale tym razem złamię swoją zasadę. Aby choć odrobinę Wam przybliżyć, o co w tym wszystkim chodzi, muszę zacząć od tego, gdzie tak właściwie się znajdujemy (jeśli boicie się spoilerów, omińcie ten fragment): Arawiya podzielona jest na pięć kalifatów. Niegdyś Kraina Sułtana tętniła życiem i magią, aż któregoś dnia wszystko się zmieniło. Magia zniknęła, a zamiast niej pojawił się mroczny las zwany Arzem. W jego centrum, na pustynnej wyspie Sharr, leży więzienie mieszczące najgroźniejsze potwory, a gdzieś pośród nich ukryta jest stara księga – Dżałarat. Arz się rozrasta z dnia na dzień i niebawem pochłonie świat. Żeby temu zapobiec, trzeba odnaleźć zaginiony wolumen, po czym przywrócić magiczną moc. Nasi bohaterowie wyruszają w niebezpieczną i prawdopodobnie śmiercionośną podróż, by ocalić królestwo oraz jego mieszkańców.

Była jak gazela na pustyni, bezbronna w obliczu stada lwów.

Główną bohaterką jest Zafira. Dziewczyna przebiera się za mężczyznę i pod postacią słynnego Łowcy raz za razem odwiedza Arz. Poluje, aby wykarmić mieszkańców swojego kalifatu – Demenhuru, gdzie panuje wieczna zima. Zafira jest jedyną osobą, której las nie robi krzywdy.

Nie zamierzał bać się ciemności. On był ciemnością.

Nasir jest dziedzicem tronu Arawiyi, śmiercionośnym asasynem, zwanym przez wszystkich Księciem Ciemności. To bezwzględny morderca, który zawsze wykonuje zadania do końca. Nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. 

Jesteśmy łowcami płomienia, światłem w ciemności, dobrem, na które ten świat zasługuje.

W powieści bardzo podobała mi się kreacja bohaterów. Poza naszymi głównymi postaciami są też drugoplanowe, które bez wątpienia zapadną każdemu w pamięć. Otrzymujemy grupę ludzi przemierzającą wspólnie nieznane pustynie, choć żadne nie darzy się sympatią ani zaufaniem. A jednak jest w nich coś, co sprawia, że łączące ich relacje szybko ewoluują w coś więcej. Autorka wie, jak manipulować emocjami. Jeśli o mnie chodzi, zrobiła to fenomenalnie!

Kiedy nasze oczy przyzwyczają się do ciemności, dusza również się do niej dopasowuje.

Gdzieś w czeluściach internetów rzuciła mi się w oczy opinia, w której było napisane, że Łowcy Płomienia to powieść o tym, jak bohaterowie idą, idą, idą – bam, potwór. Idą dalej, idą, idą – bam, kolejny potwór. Idą, idą, koniec. Faktycznie, po lekturze mogę powiedzieć, że coś w tym jest, ale dla mnie nie chodzi o to, że idą, ale JAK idą! Co rusz napotykają na swojej drodze jakieś przeszkody, lecz to jedynie sprawia, że się do siebie przywiązują. Ta podróż ich zbliża, tworzy z nich drużynę, która będzie gotowa poświęcić życie dla towarzyszy. Jesteśmy też świadkami, jak pomiędzy Zafirą i Nasirem budzi się uczucie. Mężczyzna jest dla dziewczyny mordercą wywołującym w niej odrazę, z kolei ona dla niego oznacza wyłącznie narzędzie, przy pomocy którego będzie mógł zyskać w oczach ojca, mimo wszystko nie potrafią przejść obojętnie obok tego, jak na siebie działają. Otrzymujemy ukradkowe spojrzenia, dreszcze, gdy któreś z nich niechcący stanie zbyt blisko drugiego, tlące się pożądanie. Zapewniam, powieść daje nam też coś więcej – najcudowniejszą scenę pocałunku, jaką kiedykolwiek czytałam, a także opisy walki tak realistyczne, że nie sposób nie mieć ich przed oczami. Dla mnie wow!

Był ciemnością. Był pustynnym wiatrem bez poczucia kierunku.

Zazwyczaj, gdy czytam książkę, mam problem z wybraniem z niej cytatów, które zrobiłyby na mnie wrażenie. Tutaj sypały się one jeden za drugim. Język użyty w powieści jest bardzo piękny, miejscami wręcz poetycki, co sprawiło, że czasem zatrzymywałam się na moment, aby zapamiętać fragment na dłużej. Podobało mi się również wplecenie do fabuły mitycznych stworzeń, a także pozostawienie oryginalnych, arabskich słówek. Powieść przesycona jest elementami bliskowschodniej kultury. Bohaterowie są ubrani w kandury i chaledżi, noszą luźne sirłale, siadają na madżlisie, piją kahłę z dalla z zakrzywionym dzióbkiem czy też posługują się charakterystyczną bronią – dżambiją. To wszystko razem wzięte powoduje, że byłam sobie w stanie wyobrazić świat takim, jakim chciała nas zaczarować Autorka. No i mnie zaczarowała.

Łatwo o tym zapomnieć, ale serca biją dla miłości, prawda? Być może życie bez celu to nie życie. Jednak życie bez miłości… to również nie jest życie. To egzystencja.

Komu polecam? Przede wszystkim fanom fantastyki, powieści przygodowych, Assassin Creed, Aladyna, a także Igrzysk Śmierci. Książka powinna przypaść też do gustu miłośnikom arabskich klimatów, jak również każdemu, kto ma ochotę na chwilę oderwać się od rzeczywistości i zapomnieć w świecie magii. „Łowcy Płomienia” to pierwsza część dylogii, pozostaje mi więc czekać do przyszłego roku (premiera oryginału zaplanowana jest na maj 2020 – tak, stalkuję Autorkę) i mieć nadzieję, że otrzymamy jej polski przekład. Chcę wiedzieć, co będzie dalej!

Życzę przyjemnego czytania!

0 Komentarze