Emilia Szelest "Niebezpieczna gra" - RECENZJA


Kobieta jest jak broń. Nie wolno się nią bawić.

Postaram się, naprawdę się postaram nie zamienić tej opinii w pieśń pochwalną, ale ostrzegam, że będzie to nie lada wyzwanie, jako że „Niebezpieczna gra” Emilii Szelest wywarła na mnie niesamowicie duże wrażenie. 

Co za kawał kutasa z tego Reja. Przemądrzały bufon. Wielki aktor, kurwa jego mać.

Zacznę może od Przemka-Remka, czyli jednego z głównych bohaterów powieści, oraz postaci, dzięki której wsiąknęłam w nią na całego. Aktor, rzecz jasna nieziemsko przystojna gadzina, jak to na telewizyjnych amantów przystało, jednak to nie jego wygląd, który oczywiście mogłam sobie jedynie wyobrazić, a charakter mnie do niego przyciągnął. Z pozoru twardy, zawzięty i cholernie uparty mężczyzna, skrywający przed światem całą masę ciepła i dobroci. I udowadnia to niejeden raz, ale tylko dla niej…

Miała interesujące ruchy, przypominające bardziej dziewczynę tańczącą całe życie taniec uliczny niż policjantkę.

Weronika to boleśnie skrzywdzona przez los policjantka, dla której ostatnio liczy się wyłącznie zawartość kieliszka. Jej życie wywraca się do góry nogami, kiedy zostaje przydzielona do zlecenia w charakterze osobistej ochrony Przemka – pod przykrywką jego nowej ukochanej. No i w tym momencie wszystko zamienia się w walkę o przetrwanie, ponieważ kobieta – chcąc nie chcąc – zostaje wplątana w prawdziwie „Niebezpieczną grę”.

Miała prawo uwierzyć, że mógłby ją kochać, ale czy ona potrafiłaby kochać jego? Czy byłaby w stanie dać mu wszystko, czego by oczekiwał?

Za co mogę powieść pochwalić? Przede wszystkim za wyśmienity styl, w jakim została napisana, bo chłonęłam dosłownie zdanie po zdaniu, przewracając kartkę za kartką. Ogromnie podobała mi się relacja pomiędzy głównymi bohaterami, a także ich początkowa, dość zabawna niechęć do siebie. Dużym plusem dla mnie był też sam pomysł na fabułę oraz kreacja postaci. Było mrocznie, było niebezpieczne, ale chwilami również romantycznie i wesoło, a więc dostałam dokładnie to, czego szukam w powieściach. Wsiąknęłam w tę historię od pierwszych stron i moje zaciekawienie nie malało, wręcz przeciwnie – rosło z każdym kolejnym rozdziałem. No i na koniec: Bieszczady, które niezmiennie kojarzą mi się z „Watahą”, dzięki czemu książkę czytało mi się podwójnie przyjemnie.

Spojrzeli na siebie dokładnie w tej samej chwili. W pomieszczeniu unosiły się nadzieja, miłość i namiętność, które przyciągały ich do siebie jak niewidzialna nić.

Co przemawia na niekorzyść? Dość spora przewidywalność. Powieść – mniemam – specjalnie została tak skonstruowana, by czytelnik domyślał się prawdy, ponieważ autorka zostawiała w tekście całkiem jasne podpowiedzi, jednak ja wolałabym odrobinę więcej tajemnicy. Przez cały czas zastanawiał mnie też wątek tego, dlaczego Przemek ani razu nie wspomniał o tym, że jest smutny z powodu straty kumpla, co w zaistniałych okolicznościach normalny człowiek by przeżywał, chociaż odrobinę, a w jego przypadku byłoby wręcz wskazane, tak dla zachowania pozorów. Ja niestety nie wyczułam, żeby było mu jakoś superprzykro z tego tytułu. No i ostatnie: co dalej z koszulką Małej Mi? Czekałam na ten wątek i czekałam, ale się nie doczekałam :)

Twoja matka czeka na relację. Masz powiedzieć, że było romantycznie w chuj.

Niebezpieczna gra to świetna historia opowiadająca o walce ze złem, dążeniu do odkupienia, poszukiwaniu miłości i szczęścia. Zdecydowanie polecam ją miłośnikom powieści akcji, romansów, sensacji i thrillerów. Na pewno świetnie będą się przy niej bawić także fani zagadek kryminalnych oraz motywu love-hate. Zachęcam też oczywiście każdego, kto ma ochotę na chwilę oderwać się od rzeczywistości i zatracić się w świecie Emilii Szelest. Ja nie żałuję ani sekundy i już zacieram łapki na drugi tom. Premiera „Układu idealnego” już w lutym! Łiiiii! 

Przyjemnego czytania!

0 Komentarze