Ludka Skrzydlewska "Sentymentalna bzdura" - ROZDZIAŁ TRZECI


3. Zdesperowana

Na moment skamieniałam, niezdolna do wydania z siebie jakiegokolwiek odgłosu. Tony ledwie dostrzegalnie pokręcił głową, co wcale mnie nie uspokoiło. To tylko takie powiedzenie, przypomniałam sobie. Nic innego w tym nie było.
Więcej czasu nie miałam, żeby przyszykować się na nadejście nieuniknionego.
Brat Tony’ego. Ten sam brat, którego Tony w mojej obecności nie zapraszał do nas do mieszkania, w obawie że natychmiast rozszyfrowałby, że tak naprawdę wcale nie jesteśmy parą. To był jakiś obłęd.
Posłałam mojemu przyjacielowi mordercze spojrzenie i na tym zakończyła się nasza konspiracja, bo w następnej chwili głos jego brata zabrzmiał tuż obok nas.
— No, wystarczy tego dobrego, później się poprzytulacie. Macie gościa, nie?
Dopiero wtedy zorientowałam się, że faktycznie znajdujemy się w dość jednoznacznej pozycji. Siedziałam na blacie, a Tony stał bardzo blisko mnie, prawie obejmując mnie ramionami. W dodatku tuż obok stała szklaneczka z resztką whisky, co razem sugerowało rozrywkowy wieczór zakochanej pary.
W ostatniej chwili przypomniałam sobie, że przecież Tony wmówił całej swojej rodzinie, że mieszka ze swoją dziewczyną. A więc to ja miałam grać jej rolę. Nigdy wcześniej nie robiło to na mnie wrażenia, bo też nigdy wcześniej nie miałam okazji faktycznie tej roli zagrać.
Aż do teraz.
Zeskoczyłam z blatu, odsuwając ramiona Tony’ego na bezpieczną odległość, i odwróciłam się do jego starszego brata z życzliwym, choć niezbyt szczerym uśmiechem. Wcale nie było mi w tej chwili do śmiechu.
Bo przecież to była kretyńska sytuacja. Czy Tony naprawdę zadzwonił do swojego brata z prośbą, żeby ten pojechał do Brockenhurst i udawał mojego narzeczonego? Ale przecież ja już udawałam dziewczynę Tony’ego. Kolejna maskarada w drugą stronę znacznie zwiększała prawdopodobieństwo, że to wszystko w końcu się rypnie.
Pomijając już fakt, że na pierwszy rzut oka brat Tony’ego nie był facetem, któremu byłabym skłonna zaufać.
Tony był starszy ode mnie o cztery lata, a jego brat był od niego starszy o sześć, co znaczyło, że dzieli nas różnica dziesięciu lat. Nie powiedziałabym tego, sądząc po wyglądzie. Brat Tony’ego — jak on miał, do cholery, na imię?! — nie miał szpakowatych włosów, zmarszczek w zasadzie też nie poza tymi mimicznymi, przy oczach i w kącikach ust, co tylko oznaczało, że lubił się śmiać. Bracia byli podobni pod względem karnacji, koloru włosów i oczu, ale w niczym poza tym. Starszy Valentine był wysoki — dużo wyższy ode mnie — i dobrze zbudowany, choć szczupły, o szerokich barkach. Jego rysy twarzy były zdecydowane, ostre, nos trochę krzywy. Usta ładnie wykrojone, oczy ciemne, niemalże czarne, włosy nieco za długie, gęste, równie ciemne. Ubrany był luźno, w wytarte dżinsy i ciemny T-shirt, na który narzucił tylko skórzaną kurtkę. W styczniu.
Kiedy podał mi dłoń — jego uścisk był silny i zdecydowany, dokładnie tak, jak podejrzewałam — z trudem powstrzymałam się, żeby mu jej nie wyrwać. Na jego skórze wyczułam zgrubienia na opuszkach palców. A więc gitarzysta, jak Tony.
— Henry Valentine — przedstawił się, co przyjęłam z ulgą. O ile Tony opowiadał mi sporo o swoich rodzicach, o tyle na temat brata zazwyczaj milczał. Wydawało mi się, że chyba niezbyt dobrze się dogadują. — A ty jesteś…
— Veronica Cross — weszłam mu w słowo, nie chcąc usłyszeć komentarza typu „dziewczyna mojego brata”. Chyba zaczęłabym krzyczeć, gdyby to powiedział.
Henry przyjrzał mi się z wyraźnym zainteresowaniem. Nie dziwiłam mu się. W końcu podobno chodziłam z jego bratem pół roku, a on dopiero teraz mnie poznawał. To musiało go choć trochę zaskoczyć, chociaż, powinnam mu to przyznać, nie pokazał tego po sobie.
Miałam wrażenie, że trzymał moją dłoń ciut za długo. Sprawdzał mnie czy jak? Ale przecież Tony na pewno mu o mnie nie opowiadał.
Wyrwałam ją w końcu i schowałam za plecy, żeby nie widział, jak drży.
Poczułam na ramionach dłonie Tony’ego.
— Henry się zgodził — usłyszałam po chwili jego uspokajający głos. Daleko mi było jednak do spokoju. — Pojedzie z tobą do Brockenhurst.
Kiedy on to zdążył załatwić? Gdy ja próbowałam dodzwonić się do Grace? I co, Henry tak od razu się zgodził? To było bez sensu.
— Co takiego? — prychnęłam, nie próbując nawet ukryć niezadowolenia. — Nie ma takiej opcji. W życiu się na to nie zgodzę.
Udałam, że nie zauważyłam potępiającego spojrzenia Tony’ego, i skupiłam się na Henrym, który, wyraźnie z siebie zadowolony, włożył ręce do kieszeni dżinsów. Cholera. Tony nigdy mi nie wspominał, że jego brat jest taki przystojny. To pewnie dlatego, że zdawał sobie sprawę, jakie wrażenie robią na mnie przystojni mężczyźni. Nie było ono dobre, nawet jeśli Tony kilkakrotnie usiłował mi wmówić, że po prostu jestem przewrażliwiona.
Nie pomógł mi rok terapii, a miały pomóc jego słowa? Niemożliwe.
— Daj spokój — prychnął lekceważąco Henry. — To tylko przysługa, nic więcej. Chociaż przyznam, że ciekawi mnie, jak chcesz to rozegrać. Kiedy przyjdzie pora na przedstawienie prawdziwego narzeczonego, przyprowadzisz im Tony’ego i wmówisz, że przeszedł operację plastyczną? Nie jesteśmy specjalnie podobni.
— Nie, bo nigdy do tego nie dojdzie — odparłam stanowczo, a widząc jego podniesioną brew, dodałam pospiesznie: — Nie zabiorę cię ze sobą do Brockenhurst.
— Ron, mogę cię prosić na sekundkę?
Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, Tony pociągnął mnie stanowczo za ramię w stronę swojej sypialni. Po drodze rzucił jeszcze bratu, żeby się rozgościł, co też Henry natychmiast uczynił, siadając na kanapie w takiej pozie, jakby ciągle bywał w naszym mieszkaniu. Pomyślałam, że jak na samodzielną, niezależną kobietę ostatnio zdecydowanie zbyt często daję się tarmosić facetom, ale odpuściłam, bo w końcu chodziło o Tony’ego.
Tony zatrzasnął za nami drzwi sypialni i pokręcił głową, zapewne nie dowierzając mojej głupocie. Nic z tego, nie zamierzałam dać się sprowokować. Nie, kiedy Henry znajdował się za drzwiami i mógł usłyszeć naszą kłótnię.
— Wiesz, że nie masz wyjścia — odezwał się w końcu Tony. Gwałtownie potrząsnęłam głową.
— Ależ oczywiście, że mam. — Myślałam nad nim bardzo desperacko, ale nic nie wymyśliłam. — W każdym razie tego na pewno nie przyjmę. Dziękuję za twoje dobre chęci, Tony, ale po prostu nie ma takiej opcji. Nie pojadę do Brockenhurst z obcym facetem.
— Henry nie jest obcy. To mój brat — zaprotestował. — Można mu ufać. Przecież wiesz, Ron. Przeszedł dokładnie to samo, co ja.
— I też stał się mizoginem? — Uniosłam brwi. Tony zaśmiał się.
— Jest gejem, jeśli o to ci chodzi — odpowiedział, czym kompletnie mnie zaskoczył.
Zrobiłam dwa kroki w głąb jego sypialni, która pod względem wybranych mebli była całkowicie bezosobowa. Ot, łóżko w brązowej drewnianej ramie, pasująca do tego szafa i komoda. Rzadko bywałam w sypialni Tony’ego, ale dobrze się w niej czułam.
Potrzebowałam chwili, żeby zebrać myśli. Nie byłam aż tak zdesperowana, żeby brać ze sobą obcego faceta. Ale trochę byłam zdesperowana. I naprawdę potrzebowałam fałszywego narzeczonego. Tony doskonale o tym wiedział.
— Serio? — zapytałam w końcu z niedowierzaniem. — Twój brat jest gejem? Nigdy mi o tym nie mówiłeś.
— On też nie — prychnął Tony w odpowiedzi. — Ale potrafię to rozpoznać. Moja rodzina jest trochę dziwna, to fakt. Wszyscy mają przed sobą jakieś tajemnice. Henry nie chce mi powiedzieć, że jest gejem, i ja jemu też nie chcę tego powiedzieć, i ukrywam się za dziewczyną.
Tak to już u nas jest.
Wzruszył ramionami, ale ja kompletnie nie kupiłam tych wyjaśnień.
— A czy może być tak, że twój brat jednak coś względem ciebie podejrzewa i zgodził się ze mną jechać tylko po to, żeby wyciągnąć ze mnie prawdę? — strzeliłam. Tony zmieszał się odrobinę.
— Fakt, też byłem trochę zdziwiony, że tak od razu się zgodził i nie musiałem go namawiać. Henry raczej nie robi takich rzeczy — przyznał niechętnie. — Ale wisi mi przysługę, nie miał wyjścia. Mniejsza już o mnie. Chcę, żebyś ty była przez ten weekend bezpieczna. A przy Henrym nic ci nie grozi, przysięgam. Co ci szkodzi? Przecież i tak nie zamierzasz przedstawiać mnie swojej rodzinie.
— Ale on o tym nie wie — przypomniałam mu. — Zdążył już zapytać, w jaki sposób chcę was potem podmienić. Co mam mu odpowiedzieć?
— Prawdę. Że na razie nie zamierzasz mnie przedstawiać rodzinie i będziesz się martwić, kiedy zmienisz zdanie. To nie jest trudne, kochanie. To tylko jeden weekend. Twoja rodzina wie, że nie okazujesz publicznie uczuć, więc tym lepiej. Nie musisz nawet się z nim obściskiwać ani nic. Przedstawisz go rodzinie, spędzicie razem trochę czasu, pogratulujecie Grace i wrócicie do domu. Czy wy przypadkiem nie będziecie nocować w hotelu?
— Skąd ci to przyszło do głowy? — zdziwiłam się. — Nie wiem nawet, gdzie ma się odbyć ten kretyński ślub. A nawet jeśli, to przecież nie poproszę o dwa pokoje. To zresztą mijałoby się z celem, prawda?
— Henry nie tknie cię palcem — odparł Tony z pewnością, która zachwiała nawet moją niewiarą. — Naprawdę. To mój brat, a ja znam mojego brata. To dobry facet.
Dobry facet. To mi wyglądało na oksymoron.
Z drugiej strony, znałam przynajmniej dwóch dobrych facetów.
Skąd pewność, że nie istniał i trzeci?
— Ja go w ogóle nie znam — zaprotestowałam słabo.
— To idź i go poznaj — zaśmiał się Tony. — Proszę cię, Ron. Wiem, że to nie jest idealne rozwiązanie, ale będę się czuł lepiej, wiedząc, że nie pojechałaś do domu sama. Ufam Henry’emu. Ty też możesz.
I był gejem. Z jednym gejem mieszkałam od półtora roku i czułam się z nim komfortowo. Z drugim wobec tego chyba też mogłam, prawda?
Henry był bratem Tony’ego, który miał cudowny charakter. Czy to w jakiś sposób oznaczało, że starszy Valentine też był do rany przyłóż?
Przypomniałam sobie jego ciemne oczy i rozciągnięte w ironicznym uśmiechu usta. Jakoś miałam wątpliwości.
— No dobrze — zadecydowałam w końcu, postanawiając wziąć byka za rogi. — Chodźmy porozmawiać z Henrym.
— Poprawka. Ty idziesz porozmawiać z Henrym — odparł zaskakująco stanowczo Tony. — Ja za dwadzieścia minut mam próbę. Poczęstujcie się obiadem.
Po czym wyszedł, nie oglądając się na mnie.
Mój przyjaciel jednak czasami też bywał palantem.
Nie chciałam wyjść na tchórza, dlatego opuściłam sypialnię wkrótce po nim. Zatrzymałam się jednak w progu, szukając wzrokiem starszego Valentine’a. Nadal siedział na sofie, co więcej, włączył sobie telewizor i położył nogi na stoliku do kawy. A Tony przeszedł obok niego i nic nie powiedział, chociaż mnie zawsze upominał!
Gdybym zobaczyła tego faceta na ulicy, nigdy nie powiedziałabym, że jest gejem. Chociaż to pewnie ze względu na dziwne uczucia, jakie we mnie budził. Tony nie budził i od razu uwierzyłam w jego preferencje, chociaż może też na takiego nie wyglądał. Więc pewnie byłam uprzedzona.
Tak. To na pewno było to.
A może jednak nie, zmieniłam nagle zdanie, gdy ciemne oczy Henry’ego przesunęły się po mnie. Nie chodziło nawet o to, że mnie sobie oglądał — do tego, choć z trudem, zdążyłam już przywyknąć. Chodziło raczej o całkowity brak uczuć w tych jego ciemnych, głębokich oczach. I o poważne spojrzenie, które przyprawiało mnie o ciarki wzdłuż kręgosłupa.
Co ze mną było nie tak? Przecież w ogóle nie znałam tego faceta.
— No dobra, teraz możemy porozmawiać — mruknął, pilotem wyłączając telewizor. — Tony nie boi się zostawiać cię tu samej ze mną?
Prychnęłam.
— Gdyby się bał, nie prosiłby cię o towarzyszenie mi w ten weekend, prawda? — wytknęłam całkiem logicznie. — Tony ufa nam obydwojgu. Czy mógłbyś zdjąć nogi ze stołu?
Henry przewrócił oczami i zaśmiał się, ale mnie posłuchał. Cholera. Niby miał głos podobny do Tony’ego, ale jednak miałam wrażenie, że głębszy. Gładszy. Bardziej seksowny.
Seksowny? O czym ja właściwie myślałam?! Weź się w garść, Cross, to tylko starszy brat-gej twojego przyjaciela!
— Jesteś dokładnie taka sama jak on — odparł z rozbawieniem.
— Ale się dobraliście. Czuję się przez to, jakbym już cię znał. Może lepiej nie.
— Tony mówił ci cokolwiek o mnie? — zaryzykowałam. W ciemnych oczach błysnęło rozbawienie, co wreszcie nadało im nieco bardziej ludzki wygląd.
— Niewiele — przyznał zdawkowo. — A tobie o mnie?
— Niewiele — powtórzyłam po nim. Usiadłam naprzeciwko w fotelu o kwiatowym obiciu, który kompletnie nie pasował do naszej niebieskiej sofy, i wyciągnęłam przed siebie nogi. Henry cały czas nie spuszczał mnie z oka. — Dlaczego właściwie zgodziłeś się jechać ze mną do Brockenhurst?
— Bo to brzmi zabawnie — wyjaśnił. — No wiesz, zabawa w kotka i myszkę z twoją rodziną. A ty? Dlaczego potrzebny ci jest narzeczony na tym wyjeździe?
— Mówię o nim matce od jakiegoś czasu — wyznałam. — Sama najchętniej by mnie wyswatała, ale dzięki temu trzymam ją na dystans. Jeśli nie pojawię się z narzeczonym na weselu siostry, uzna, że go sobie wymyśliłam.
— I miałaby rację. A może chcesz wymusić te zaręczyny na Tonym?
— Na nikim niczego nie chcę wymuszać — zdenerwowałam się. — I nie chcę też, żeby na mnie cokolwiek wymuszano. Na przykład narzeczonego wybranego mi przez mamę. Po tym weekendzie zyskam kolejny rok, może dwa spokoju. Potem będę się zastanawiać, co dalej.
— Czyli nie planujesz rychłych zaręczyn z moim bratem.
— Mam dopiero dwadzieścia trzy lata! Upłynie jeszcze kupa czasu, zanim będę chciała zaręczać się z kimkolwiek.
Brzmiało wiarygodnie. Oczywiście nie zamierzałam mu mówić, że nie planuję żadnych zaręczyn. Nigdy. W ogóle.
Patrząc w te niepokojące, ciemne oczy, przypomniałam sobie, co wiedziałam o Henrym od Tony’ego. Jak opiekował się młodszym bratem, gdy obaj byli dziećmi. Jak chronił go przed każdym, kto chciał go skrzywdzić.
Zwłaszcza przed ich matką.
— Czyli jak miałoby to wyglądać? — pociągnął po chwili temat, gdy skończył przetrawiać moje ostatnie słowa. — Jedziemy w piątek, wracamy w niedzielę? A po drodze gram zakochanego w tobie głupka?
Dlaczego od razu głupka? Ironiczny ton tego faceta zaczynał mnie irytować.
— Jedziemy w piątek, wracamy w niedzielę — potwierdziłam. — Od razu uprzedzam, że prawdopodobnie dostaniemy jedną sypialnię, ale na pewno jakoś damy radę. W sobotę jest wesele, a po drodze pewnie jakieś inne atrakcje, sama nie wiem. Będziemy musieli spędzić razem trochę czasu, ale bez szału, zresztą moja rodzina doskonale wie, że nie lubię obnosić się z uczuciami. Żadne publiczne czułości nie będą konieczne.
Rozbawione spojrzenie Henry’ego było nieco protekcjonalne.
— Aż tak bardzo boisz się zdradzić Tony’ego? Czy to w ogóle byłaby zdrada, skoro wszystko ma się dziać za jego przyzwoleniem? — zapytał ze śmiechem, który coraz bardziej mnie wkurzał. Jasne, facet nie wiedział, co się dzieje. Nie widział w swoim zachowaniu niczego złego. Nie miał pojęcia, jak trudne to dla mnie jest. Nie powinnam mieć do niego pretensji, a jednak miałam. Przecież musiał widzieć, jak bardzo jestem spięta. Chyba że zrzucił to na karb zdenerwowania sprawą Tony’ego. — Nie sądzę, żeby to mogło zadziałać w ten sposób. Od młodych narzeczonych zawsze oczekuje się jakiegoś rodzaju czułości.
Zacisnęłam szczęki, poprawiając się w fotelu. Nagle zrobiło mi się bardzo niewygodnie.
— W porządku — zgodziłam się. — Trzymanie się za ręce i od czasu do czasu całus w policzek. Jakiś komplement, dwuznaczna uwaga. Nic więcej.
Dlaczego miałam wrażenie, że on się targuje? Powinno mu przecież zależeć na utrzymaniu dystansu.
Z drugiej strony, on faktycznie wyglądał, jakby go to bawiło. Może to rzeczywiście była jego jedyna motywacja.
Miałam taką nadzieję.
— Słuchaj, wiem, że jesteś nieco… zdesperowana — powiedział w końcu, opierając łokcie na kolanach i pochylając się w moją stronę. — Tony nie może być twoim rycerzem w lśniącej zbroi, trudno. Od razu mówię, że nie jestem taki jak Tony. Nie jesteśmy do siebie specjalnie podobni. Ale mogę to zrobić, skoro ci zależy. Pojadę z tobą, zagram twojego narzeczonego. Nie musisz się obawiać, nie ruszam tego, co nie moje. Zresztą… nie jesteś w moim typie.
Uśmiechał się, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że Tony miał rację. Ze strony Henry’ego faktycznie nic mi nie groziło. Co z tego, skoro mimo wszystko nie poczułam się dzięki temu lepiej.
— Świetnie, bo ty też nie jesteś w moim — skłamałam. Chociaż zorientowałam się, że to było kłamstwo, dopiero gdy je wypowiedziałam. Co było kompletną bzdurą, bo przecież nie miałam swojego typu. Moim typem był facet, który nie istniał. — Dlaczego właściwie chcesz się na to zgodzić? Co z tego będziesz miał?
— Nic. — Wzruszył ramionami. — Wiszę Tony’emu przysługę. Powołał się na to i nie bardzo mogłem odmówić. Poza tym, jak już wspomniałem, bawi mnie to. Brockenhurst, tak? Sto mil drogi. Kiedy chcesz wyjechać?
Zawahałam się ostatni raz. Ciągle jeszcze mogłam się wycofać. Wiedziałam jednak, że tego nie zrobię. To był obcy facet, jasne, ale mimo wszystko brat mojego przyjaciela. Ktoś, komu Tony ufał na tyle, by mu mnie powierzyć, chociaż wiedział wszystko o moich lękach. A ja? Ja musiałam ufać Tony’emu. To była jedna z dwóch osób na świecie, którym ufałam.
— Moja mama czeka na nas w piątek — odparłam z napięciem, którego nie potrafiłam pozbyć się z głosu. — Do południa, ale jeśli pracujesz, mogę jej powiedzieć, że będziemy później. Tony obiecał pożyczyć porsche, więc nie musisz się martwić o środek lokomocji.
Nie wiedziałam, czy Henry ma swoje auto, więc na wszelki wypadek wolałam go uprzedzić. Tym bardziej zdziwiłam się, gdy pokręcił głową.
— Nie, w moim samochodzie będzie nam wygodniej — zaprotestował. — Powinienem dać radę wyrwać się z pracy. Przyjadę po ciebie w piątek o dziesiątej.
To nie było pytanie. Zjeżyłam się.
— Wolałabym sama zadecydować, o której wyjedziemy — odparłam chłodno. Zarobiłam tym sobie jego złośliwy uśmieszek.
— Dziesiąta ci nie pasuje?
Palant.
— Pasuje. Ale…
— Więc może nie pasuje ci, że to ja mam prowadzić? — wszedł mi w słowo. — Jesteś z tych kobiet…?
Chyba nie podobał mi się kierunek, w którym zmierzała ta rozmowa.
— Jakich „tych” kobiet?
— Które zawsze muszą wszystko kontrolować. — Oparł się z powrotem o sofę, ale nadal nie spuszczał ze mnie wzroku. Wyglądał jak kot, który czai się na wyjątkowo tłustą mysz. — Pewnie wolałabyś sama prowadzić. A jeszcze lepiej byłoby, gdybyśmy przyjechali dwoma samochodami. Ale nie, nic z tego. W końcu jestem twoim narzeczonym i muszę dbać o twoje bezpieczeństwo — dodał fałszywym tonem. — Mój brat chyba za bardzo cię rozpuścił.
Oho. A więc jednak mizogin. Już zaczynałam żałować podjętej decyzji. A jeszcze nawet nie wyjechaliśmy z Londynu.
— Nie wymagam, żebyśmy jechali dwoma samochodami. To byłoby głupie i nieefektywne — odparłam, siląc się na spokój, zupełnie jak wtedy, gdy w pubie próbowałam sobie radzić z namolnymi klientami. — Oczekuję natomiast, że nie będziesz próbował mną dyrygować, bo nikomu na to nie pozwalam, a nie chcę, żeby moja rodzina pomyślała, że źle się dzieje w moim związku.
Przez moment Henry przyglądał mi się uważnie, z namysłem. Nie odwróciłam wzroku, choć miałam na to wielką ochotę, aż cała drżałam w środku. Przenikliwy wzrok starszego Valentine’a działał mi na nerwy. Miałam wrażenie, że wszystkiego się dzięki niemu domyśli. Po co potrzebuję faceta na weekend, kim tak naprawdę jest dla mnie Tony. I kim ja jestem.
— Rozumiem — powiedział w końcu powoli, wciąż się we mnie wpatrując. Czułam się już bardzo nieswojo. — Dobrze, że stawiasz sprawy jasno. Wobec tego ja też mam jeden warunek.
Najeżyłam się znowu. Nic nie mogłam na to poradzić. Posłałam mu nieufne spojrzenie.
— Jaki?
— Poproś mnie ładnie.
W pierwszej chwili pomyślałam, że żartuje. Czekałam więc, sądząc, że zaraz doda coś innego. Kiedy jednak tego nie zrobił, zrozumiałam, że mówił poważnie.
Nie miałam nic przeciwko temu. Ale po co robić taką szopkę? Zwłaszcza gdy doskonale widział, że bardzo niechętnie zgadzam się na cały ten pomysł? No nic. Skoro tego właśnie chce, nie widzę problemu.
Pochyliłam się do przodu i spojrzałam mu prosto w oczy.
— Proszę — powiedziałam — pojedź ze mną na weekend do rodziny.
W jego oczach coś zabłysło dziwnie, ale nie zdążyłam się temu przyjrzeć, bo szybko spuścił wzrok i uśmiechnął się przelotnie. Cholera.
Naprawdę nie byłam pewna, czy nie popełniałam właśnie ogromnego błędu.
— Oczywiście — odparł swobodnie; albo nie dostrzegał mojego napięcia, albo go po prostu nie obchodziło. Zresztą nie dziwiłam mu się. On pewnie nie miał problemu z kobietami, tak jak ja z facetami. — Pójdę już, późno się zrobiło. Będę o czasie, obiecuję.
Podniósł się, a ja pospiesznie poszłam za jego przykładem. Nie zamierzałam go zatrzymywać, ale tak nagłe zakończenie rozmowy trochę mnie zaskoczyło.
— Do zobaczenia. — Mówiąc to, znowu wyciągnął do mnie rękę.
Co za idiota. Zawahałam się dosłownie na sekundę. Już raz podałam mu rękę i to stanowczo wystarczyło. Czego on właściwie ode mnie chce?
Czekał tylko sekundę. Potem sam wyciągnął rękę po moją dłoń i chwycił ją, chociaż próbowałam się opierać. Zacisnęłam szczęki, żeby nie zorientował się, jakie to zrobiło na mnie wrażenie. Niekoniecznie dobre, chociaż…
Jego dotyk nie przypominał dotyku innych mężczyzn. Był stanowczy, ale równocześnie delikatny, jakby Henry bał się, że może mnie skrzywdzić. Jeśli tak myślał, to dobrze, bo miał rację. Mógł przecież.
Ja tylko na zewnątrz byłam twarda.
Tym razem nie wyszarpnęłam ręki. Przeczekałam, aż w końcu sam mnie puści. Zaraz potem odwrócił się i wyszedł z mieszkania, a ja dopiero po chwili zorientowałam się, że nie wzięłam nawet jego numeru telefonu.
Nieważne. Tony go przecież miał.
Próbowałam potem wrócić do swoich spraw, ale pod powiekami ciągle widziałam ciemne oczy Henry’ego. Miałam wrażenie, że jego obecność wcale nie ułatwi mi najbliższego weekendu — wręcz przeciwnie.
Jeszcze długo po jego wyjściu piekła mnie dłoń, za którą chwycił mnie przy pożegnaniu.


Powieść zostanie wydana przez:
 Editio
Zapraszam do przedsprzedaży na Empik.com.

0 Komentarze