Lis W. A. Mikulska "Biały Puchaty Króliczek" - FRAGMENT


Zapowiedź "Białego Puchatego Króliczka" przeczytacie tutaj, a tymczasem zapraszam Was na fragment opowiadania.

FRAGMENT

— W dół! — pokierował go Szczur.
Króliczek wzdrygnął się na myśl o kolejnym upadku. Ugiął łapy i starał się jakoś złagodzić upadek. Wylądował niczym rasowy kot, lecz łapki boleśnie plasnęły o betonowe podłoże i piekły jak zdarte strupy.
Na dole panował jeszcze większy mrok i smród, niż sobie to wyobrażał. Nie widział kompletnie nic. Przez chwilę myślał, że straci węch. Światło latarni, które wpadało przez zakratowany otwór, odbijało się nieśmiałym blaskiem w czarnej i leniwej rzeczce płynącej pod Miastem.
— Widzisz coś, mój kicający druhu? — Do uszu Króliczka dotarł znajomy pisk.
— Obawiam się, że nie — przyznał Króliczek, nie wiedząc, w którą stronę powinien mówić.
Przez chwilę zapadła cisza, przerywana pojedynczymi kroplami topniejącego śniegu na powierzchni i wpadającego do ścieku.
— Daj sobie czas, przyzwyczaisz się — zapiszczał głosik, znacznie bliżej niż wcześniej.
Króliczek postawił uszy na sztorc i starał się wyłapać każdy dźwięk. Słyszał dreptanie bosych łapek po wilgotnym podłożu i przeszedł go dreszcz.
Szczur znalazł się tuż przy nim i położył lodowatą i mokrą łapkę na jego barku. Całą wolą, którą w sobie chował, Króliczek starał się nie wzdrygnąć ani nie strzepnąć tej łapki. Szczur mógłby się zezłościć i zrobić mu coś złego, na przykład zostawić w ciemnym kanale.
— Nie bój się, to tylko legenda, że jakoby żyją tu krokodyle. — Szczur starał się go pocieszyć i zgadywał, co trapi jego nowego towarzysza.
Króliczkowi cisnęło się na pyszczek pytanie, ale gardło znowu zawiązało się w supeł.
JAKTOKROKODYLE?! Krzyczał w środku. Nawet nie wiedział, jak taki kro-ko-dyl wygląda ani skąd jego dziwne imię. Kroko-dyl. Skoko-dyl. Dylo-krok... Nazwa nie sugerowała mu zbyt wiele. Wyobrażał sobie ogromne łyse stworzenie z długimi odnóżami pająka i długim ogonem najeżonym kolcami.
— Idziemy — zdecydował za Króliczka Szczur.
Popchnął go w kierunku stalowej kraty, częściowo zanurzonej w wodzie. Bez problemu przecisnęli się między jej szczeblami i ruszyli dalej. Od czasu do czasu spotykali świetlistą plamę, która padała przez kolejne okratowane włazy, wprost do ścieku, jakby i ona spłynęła wraz ze śniegiem do czarnej rzeczki.
Wędrując przez śmierdzący i podziemny labirynt, Króliczek stracił rachubę czasu, a pojedyncze otwory świetlne nie dawały mu żadnych wskazówek co do pory dnia. Szczur również nie wyglądał na zbyt rozmownego. Dreptał na dwóch łapach, tuż obok niego, przednie kończyny splótł ze sobą drobnymi paluszkami. Jego stopy wydawały mokry i pluszczący dźwięk, który był dla Króliczka jak ogromny i obleśny owad na płaszczyku schludnej damy.
Po pewnym czasie oczy Króliczka zaczęły więcej dostrzegać. Poruszali się po idealnie gładkim i okrągłym tunelu, który od czasu do czasu rozdzielał się czasem na dwa, a czasem nawet na pięć różnych odnóg. Tu i ówdzie powstawiano w jego krzywe ściany zakratowane otwory. Czasem dostrzegał po drugiej stronie kilka poziomych szczebli, które prowadziły do zamkniętego włazu. Zdarzało się, że mijała ich pielgrzymka innych szczurów, lecz nikt poza Króliczkiem nie przywiązywał do tego zbyt wielkiej wagi.
W pewnym momencie Szczur wskoczył na pobliską rurę, która poziomo przylegała do ścian tunelu. Pomógł Króliczkowi wdrapać się na nią. Mimo koszmarnego otoczenia uszaty musiał przyznać, że w kanałach było znacznie cieplej, niż na powierzchni, a jego łapki odzyskały czucie, co znacznie ułatwiło wspinaczkę.
Szli po plastikowej rurze, która pięła się coraz wyżej i wyżej, a gdyby nie opasujące ją plastikowe obręcze, prawdopodobnie Króliczek nie podołałby takiej wspinaczce. Znaleźli się tuż przy sklepieniu kanału i ostrożnie poruszali się nad czarną rzeczką po niby-moście.
Biały Szczur — Króliczek nie wierzył, że można być tak białym, żyjąc w kanałach — wskoczył na rurę, po której się przemieszczali i przemknął obok nich niczym duch, Króliczek stracił równowagę. Wczepił się pazurkami w plastikowa rurę, która zatrzeszczała złowrogo. Niezwykły most charakteryzowała wyjątkowo śliska, do tego wilgotna, powierzchnia i gdyby nie pomoc nowego kompana, Króliczek skończyłby jako kisiel, rozbijając się o płyciznę ścieku. Szczur użył całej swojej siły, by pomóc Króliczkowi znowu stanąć pewnie na rurze. Obaj usiedli na niej i wpatrywali się w leniwie płynący ściek. Wątła pierś Szczura falowała, łapczywie łapiąc oddech. Spojrzał na Króliczka i roześmiał się.
— Nikt nie ustalił kierunku ruchu, dotąd nie było tu królików — powiedział rozbawiony i podniósł się, by ruszyć w dalszą podróż. — Już niedaleko.
Żywszym krokiem przeszli na drugą stronę ścieku. Szczur odsunął kratę w jednym z otworów w ścianie i nakazał podążać za sobą. Obrócił się tylko raz, by spojrzeć, czy Króliczek się mieści.
Droga przez wąską rurę była prosta. Chociaż nie dało się dostrzec już kompletnie niczego, to Króliczek nie miał wątpliwości, w którą stronę iść.
— Ostrożnie — ostrzegł słaby głosik Szczura, który znacznie wyprzedził Króliczka.
Usłyszał jeszcze szczęk metalu i nastała głucha cisza. Króliczek oddychał głośno i zatrzymał się w środku drogi. Zaczął się dusić. Nie widział ścian, ale je czuł, jakby się zwężały i ściskały go, by utknął pod ziemią na zawsze. A może i gorzej! 
Zaczął żywiej szurać łapkami, licząc, że zdąży, nim ściany się ze sobą zetkną. Im rozpaczliwiej uciekał, tym bardziej plątały mu się kończyny. W końcu zrezygnowany i bliski płaczu czołgał się, sunął brzuchem po gładkim podłożu. Długie uszy leżały płasko na jego grzbiecie, a łapki powoli odmawiały posłuszeństwa.
Obrócił głowę, by móc spojrzeć przed siebie, lecz nie widział końca drogi. Do tego coś dotykało jego grzbietu. Zimna dłoń, wyjątkowo nieprzyjemna. Jego ciałko zaczęło drżeć. Łzy kapały po wąsikach. To „coś" bezkarnie się rozłożyło na jego trzęsącym się grzbiecie i oparło na jego głowie. Króliczek opadł z sił. Nie potrafił się obrócić, by chociaż spojrzeć, co to jest.
Wio! Króliczku! — usłyszał w swojej głowie znajomy głos. 
O nie! — pomyślał. Znał ten głos aż za dobrze. Podobno wszystkie króliki i zające słyszą ten głos znacznie częściej i głośniej, niż ktokolwiek inny na Ziemi.
Strach usiadł wygodnie na jego grzbiecie i zaczął go poganiać niewidzialnym batem.
No dalej! Zaraz przyjdzie tu Dylo-krok. Szybciej, ściany się zbliżają, musimy uciekać! — darł się Strach.
Króliczek odnalazł w tym wszystkim odrobinę sensu, zerwał się na równe łapki i niczym popędzany rozgrzanym żelazem wyskoczył z rury, uderzając głową o kratę i odrzucając ją w górę. Nie natrafił na grunt pod łapkami i spadał. Leciał dłuższą chwilę, a wędrujące po gęstej sieci rur szczury rozbiegały się w obawie, że zostaną zmiażdżone. Króliczek uderzył brzuchem o jedną z takich rur i zaczął się jej kurczowo trzymać wszystkimi czterema łapkami. Poruszał się tylko w rytm przyspieszonego i urywanego oddechu.
— Mówiłem ci, byś uważał — powiedział Szczur stając tuż przed nim.
Króliczek poczuł się spokojniejszy.
— Cieszę się, że cię widzę — przyznał, a stojące nieopodal szczury pomogły mu wstać.
Znaleźli się w delcie ścieku. Rury wiły się niczym dzikie pnącza lub węże nad ich głowami. Wkoło znajdowało się tysiące, jak nie miliony szczurów. Część stacjonowała sobie w szczelinach tunelu, inne w szybach wentylacyjnych lub w górnych partiach kanału, w przestrzeni między ścianą a większymi rurami.
To miejsce tętniło życiem jak najprawdziwsze serce podziemi, połączone licznymi żyłami i większymi tętnicami. Stanowiło również stolicę Szczurzego Imperium. Króliczek nigdy nie zdawał sobie sprawy, że w jednym miejscu może zebrać się aż tylu przedstawicieli jednego gatunku — za wyjątkiem ludzi, oczywiście.
Mieszkańcy podziemnego miasta żywo przyglądali się Króliczkowi, a nieliczni z takim zapałem, jakby wpuszczono do ich siedziby co najmniej wilka (którego Króliczek uważał za najgroźniejsze stworzenie na świecie). Jednak nikt nie okazywał mu niechęci, a tym bardziej wrogości; chociaż znacznie różnił się od nich, to należeli do tej samej rodziny gryzoni.
Króliczkowi zrobiło się wstyd, że brzydził się Szczura. Możliwe, że trafił jako pierwszy nie-szczur do Podziemnego Miasta. Nowy znajomy obdarzył go ogromnym zaufaniem, ocalił go wielokrotnie od rychłej śmierci.
Szczur podążał wytyczoną przez siebie trasą i nie zawahał się ani przez chwilę. Dokładnie znał tu każde kolanko, każdą zatęchłą i obrośniętą grzybem dziurę. Wskoczył na jedną z rur ściśle przylegającą do ściany i następnie do jednej z otwartych dziur.
Kilka szczurów pomogło Króliczkowi dostać się do otwartej rury, a jego nowy przyjaciel wciągnął go do środka. Smrodu nie dało się znieść, jakby coś zdechło we wnętrzu tej rury. Dodatkowo biegła ona prosto w górę, co zmuszało do wspinaczki. Króliczek wspierał łapki na poprzecznych spawach i obręczach. W pewnym momencie Szczur skręcił w poziomą odnogę i wciągnął tam również Króliczka, by ten mógł odrobinę odpocząć.
— Jesteśmy prawie na powierzchni. Wytrzymaj! — pokrzepiał go Szczur.

https://wspieram.to/bialypuchatykroliczek?fbclid=IwAR0qfcAtUnfIPh0lkBQ8metBH8Yyj7T5yBh6ApU6J-mlF0hvIwi6mwxQbC8

0 Komentarze