M.M. Macko "Zapomniałem dodać" - PRZEDPREMIEROWO



– Kocham cię, ale…
– Wszystko, co poprzedza „ale”, to nieprawda.

Dziś opowiem trochę o debiutanckiej powieści osoby bardzo mi bliskiej, której twórczość cenię i chwalę, kiedy tylko się da. Mowa o M. M. Macko i jej Zapomniałem dodać. Jest to lekka i pełna pozytywnej energii historia, gdzie wiara i miłość grają pierwsze skrzypce. Zapraszam do lektury.

Odkrycie prawdy bardzo skomplikowałoby sytuację, a komplikacje były ostatnią rzeczą, której teraz potrzebował.

Głównym bohaterem powieści jest Joseph, przystojny i majętny dziennikarz, współprowadzący popularnego programu telewizyjnego. Mężczyzna nie stroni od zabaw, kobiet (które zmienia wręcz jak rękawiczki) ani alkoholu, ku niezadowoleniu Emily – jego współpracowniczki i najlepszej przyjaciółki. W treści pojawiają się dwa główne wątki. Jeden dotyczy korespondencji pomiędzy Jo a tajemniczą fanką, drugi – toczący się równocześnie – opowiada o poważnych problemach zdrowotnych mężczyzny. I to na tyle, jeśli chodzi o zarys fabuły, bo nie chcę zepsuć nikomu zabawy. 

– Zdejmij swoje aseksualne skarpetki – bąknął z uśmieszkiem. – Nie mogę znieść ich widoku.

Co najbardziej mnie urzekło? Przede wszystkim wspaniale przedstawiona relacja pomiędzy głównymi bohaterami, dostajemy bowiem prawdziwych ludzi z krwi i kości, ze wszystkimi ich wadami i bagażem doświadczeń. Autorka niesamowicie plastycznie wplotła w historię wątek Boga, który w jej życiu odgrywa bardzo dużą rolę. Jeśli sami w Niego nie wierzycie i boicie się, że powieść może nie być dla Was, przestańcie! Uważam, że punkt widzenia pisarki został tutaj tak fajnie przedstawiony, że przypadnie każdemu do gustu. Bardzo podobały mi się świetnie wyważone opisy oraz oczywiście sam pomysł na fabułę. Jest, jak dla mnie, dość oryginalny i nowatorski. No i rzecz jasna zakończenie – chyba nikt go nie przewidzi. Autorka tak przedstawiła sprawę, że do ostatniej strony siedziałam w napięciu i zastanawiałam się, jaki finał przybierze historia naszych bohaterów.

Przed oczyma stanęły mu filmiki youtube’owe przedstawiające dzikie uwielbienie Boga kultywowane w różnych charyzmatycznych kościołach, które początkowo go bawiły, ale potem zaczęły przerażać.

Na plus jest też kreacja bohaterów pobocznych. Każdy jest inny i każdy ma swoje miejsce w opowieści. Tu nic nie dzieje się bez przyczyny, a wszystko ma swój początek i koniec. Byłam też pod dużym wrażeniem charakteru Josepha, tego jak był sceptyczny i wciąż wierny swoim ideałom, co także czyniła Emily, mimo iż z dnia na dzień coraz bardziej powątpiewała w to, że całość ułoży się po jej myśli, ani razu nie zmieniła przekonań. Oboje byli bardzo silnymi postaciami. Na brawa zasługuje też wątek romantyczny, a ten był poprowadzony bardzo ciekawie i delikatnie. Powieść jest lekka, świeża i czyta się ją z naprawdę wielką przyjemnością.

Joseph odwzajemnił uścisk, przywierając mocno do jej ciała, jakby szukał ratunku. Pragnął, żeby stała się dla niego kotwicą, kiedy on podskakiwał na gigantycznych falach. Potworne poczucie pustki i samotności wręcz rozdzierały mu serce.

No dobrze, a teraz minusy i tu, choćbym bardzo chciała, ciężko mi znaleźć wiele wad. Jedynym elementem, który mnie lekko frustrował, była postać Christine. Jakoś nie potrafiłam jej żałować i myślę, że ta postać została trochę za mało uwydatniona. Nie umiałam za bardzo się z nią utożsamić. Jest to oczywiście tylko malutka igiełka w całym stogu cudowności. Bawiłam się świetnie podczas czytania i nawet ona tego nie zmieniła.

Najpiękniej jest walczyć i zwyciężać, ale równie dobrze jest walczyć i szlachetnie przegrać.

Podsumowując, Zapomniałem dodać jest ciepłą i przyjemną lekturą. Polecam ją przede wszystkim fanom obyczajówek, miłośnikom romansów oraz lekkiego pióra. Bardzo udany debiut! A jako ciekawostkę jeszcze dopiszę, że w powieści znajdziecie amatorskie wiersze utalentowanego polskiego poety. Nic tylko czytać! Mnie pozostaje czekać na kolejne pozycje M. M. Macko.

Przyjemnego czytania!




0 Komentarze