D. B. Foryś "Jestem" - ROZDZIAŁ PIERWSZY


Jestem szalona, wykształcona, twarda, zawzięta, młoda, piękna, zwariowana i waleczna. Jedyne, czego mi brak do pełni szczęścia, to zdrowie. Choć z całych sił staram się wygrać ze śmiercią, los co chwilę rzuca kłody pod moje nogi. Chyba chce w ten sposób dać znać, że powinnam przestać się opierać. Że już wystarczy. Że wcale nie jestem niepokonana.

Gdy wreszcie godzę się z przyszłością i pokornie czekam na koniec, pojawia się on. Irytujący, czarujący, zgubny, zaczepny oraz piekielnie pewny siebie. Mój świat znów zaczyna nabierać barw, a ja nadziei. Bo ostatecznie jestem diabelnie uparta! 

"Jestem" to obyczajowy romans z elementami erotyki, nutką dramatu, całkiem sporą dawką humoru oraz zakończeniem, jakiego nikt się nie spodziewa. Gotowi? Zapraszam na pierwszy rozdział mojej nowej powieści. 

ROZDZIAŁ 1
Jestem niespokojna

Coś stuknęło, wybudzając mnie ze snu. Nigdy nie byłam histeryczką, ale kiedy elektroniczny zegar właśnie wybił trzecią w nocy, lekko się wzdrygnęłam. Wokół panowała ciemność, za oknem srebrzył się księżyc, a ja siedziałam na łóżku i próbowałam przyzwyczaić wzrok do mrocznego otoczenia.
Wszystkiego najlepszego, Hela – powiedziałam do siebie w myślach.
Dziś kończyłam dwadzieścia osiem lat. Niby nic specjalnego, lecz biorąc pod uwagę stan mojego zdrowia, uznawałam to za wyczyn. Nie było ze mną jakoś tragicznie źle, jednak od dawna nie było też zajebiście. Korciło mnie, żeby się poddać, bo momentami przyszłość zachodziła mi gęstą mgłą, niemniej wciąż walczyłam. Dlatego, że mogłam. I dlatego, że chciałam zrobić losowi na złość.
A co! Nikt mi nie będzie mówił, jak długo mam żyć!
Do rana spałam płytko i niespokojnie. Budziłam się jeszcze przynajmniej ze trzy razy, przewracając się w pościeli, a gdy dochodziła szósta, dałam za wygraną. Zwlekłam się z materaca i poczłapałam pod prysznic. Choć często pracowałam z domu, dzisiaj wybierałam się do firmy. Znajomi zorganizowali dla mnie wieczorne wyjście do klubu i kazali przysiąc, że pojawię się w biurze, bo nikt nie powinien spędzać urodzin w samotności. Wyszło nawet fajnie. Wcale nie zamierzałam się dziś przed nikim ukrywać.
Kilka minut przed wyjściem, kiedy popijałam tost ciepłą kawą, rozdzwonił się domofon. Kurier przywiózł mi bukiet róż oraz opakowane kolorowym papierem pudło. Kwiaty wstawiłam do wazonu, po czym zabrałam się za rozpakowywanie prezentu. Tata jak zwykle nie zawiódł. Co roku wysyłał mi coś szalonego. Raz był to zestaw narciarski, raz sprzęt do wspinaczki, potem kupon na strzelnicę, lot balonem, skok na bungee i ze spadochronem, na któreś urodziny dostałam też buty do stepowania, tym razem zaś przeszedł samego siebie. Z niedowierzaniem wpatrywałam się w wypasiony aparat oraz talon na kurs fotografii. Okej, wcześniejsze pomysły były zwariowane, ale ten musiał kosztować majątek! Komuś chyba poszczęściło się na giełdzie…
Odłożyłam karton na stół, wysłałam tacie esemesa z podziękowaniem, później zgarnęłam najpotrzebniejsze rzeczy i pobiegłam na tramwaj. Czekała mnie krótka przejażdżka, moje mieszkanie znajdowało się raptem cztery przystanki od korporacji, lecz jakoś nie miałam dziś ochoty na spacer. 
W końcu były moje urodziny, niech mi ktoś zabroni!

***

W biurze czekał na mnie tort, uroczyście podany w akompaniamencie głośnych śpiewów życzących mi stu lat. Wprawiona w fantastyczny nastrój nawet nie protestowałam, gdy kumple od razu po pracy zamówili taksówkę, która odeskortowała nas na drinka. Planowałam najpierw wrócić do domu i zamienić elegancki kombinezon na coś bardziej wyuzdanego, jednak musiałam radzić sobie z tym, co miałam. Rozpuściłam więc tylko upięte w kok włosy i zrobiłam ostrzejszy makijaż w firmowej toalecie, żeby choć trochę zatuszować sztywny, biznesowy styl.
Knajpa przywitała nas dudniącą muzyką, parnym powietrzem i kolejką szotów na rozluźnienie. Usiedliśmy w wynajętej loży na końcu sali, gdzie zazwyczaj gościliśmy, kiedy organizowaliśmy wspólne wyjścia. Był to już taki nasz rytuał. Świętowaliśmy tu sukcesy, zakończenia ważnych projektów oraz wszelkiego rodzaju ważniejsze okazje. Niezmiennie od trzech lat. 
W zespole byłam ja, czterech chłopaków i Majka, którą zatrudniono niespełna cztery miesiące temu, ale automatycznie złapaliśmy z nią świetny kontakt. No a poza tym było mi to na rękę, bo odrobinę rozrzedziło ilość testosteronu i odciągnęło ode mnie uwagę. Panowie po alkoholu potrafili zamieniać się w prawdziwych bogów podrywu, wszelkimi sposobami próbując wylądować ze mną w łóżku. Dzięki Majce trochę zluzowali, inaczej skończyłyby mi się wymówki. Każdy z nich w jakimś stopniu pociągał mnie fizycznie, więc wreszcie bym uległa, co byłoby tragiczne w skutkach, ponieważ po pierwsze – zbyt długo się przyjaźniliśmy, aby nasze relacje mogły przerodzić się w coś więcej, a po drugie – nie akceptowałam biurowych romansów, gdyż nigdy nie wynikało z tego nic dobrego.
– To co? – Rafał opróżnił kieliszek i z impetem odstawił go na blat. – Idziemy potańczyć?
Poszliśmy. Parkiet aż skrzypiał od naszych podskoków. Śmialiśmy się i wygłupialiśmy, jak zwykle kradnąc dla siebie całe show. Czuliśmy się w swoim towarzystwie tak swobodnie, że nikt z pozostałych imprezowiczów nie umiał dotrzymać nam kroku.
Niestety tym razem coś poszło źle. Nie wiedziałam, czy to od zbyt dużej liczby pochłoniętych drinków, za częstych obrotów i piruetów, a może jeszcze czegoś innego, ale w pewnej chwili moje samopoczucie diametralnie się zmieniło. Zrobiło mi się gorąco, klatka piersiowa bolała, z kolei nogi z trudem poniosły mnie do toalety.
– Helka, wszystko okej? – Majka poszła za mną. Musiałam wyglądać koszmarnie, bo miała tak wystraszoną minę, jakby się bała, że za moment się przewrócę. – Przynieść ci coś?
Skinęłam głową.
– W torebce mam fiolkę z proszkami – wymamrotałam i głęboko zaciągnęłam się ciężkim powietrzem. – Weź też szklankę wody – poprosiłam. – Zaraz mi przejdzie.
– Dobra, nie ruszaj się stąd – oznajmiła spanikowana. – Wrócę, zanim się obejrzysz.
Zniknęła za drzwiami, a ja oparłam się o chłodne kafle i pomału zjechałam po nich plecami, aż ostatecznie usiadłam na podłodze. Była brudna, ale to akurat najmniejszy z moich problemów. Od dawna nie czułam się tak paskudnie jak teraz. Coś kuło mnie od środka, rozpychało się, odbierało oddech.
Zamknęłam oczy, z całej siły starając się nie odpłynąć. Bałam się, że jeśli stracę kontakt z otoczeniem, już nigdy go nie odzyskam. Słyszałam czyjeś głosy, ktoś mną potrząsał, zadawał pytania, lecz byłam zbyt skupiona na wszechogarniającej mnie ciemności i niknącym na jej tle blasku, aby zmusić się do odpowiedzi.
Trzymałam się kurczowo znikającej iskierki, dopóki zupełnie się nie rozproszyła.
A ja razem z nią.

Powieść możecie czytać za darmo na Wattpad. Link tutaj


0 Komentarze