Melissa Darwood "(Nie)zdobyta. Tom 2" - PRZEDPREMIEROWO


Jeremi uśmiecha się szeroko. Uwaga, zabójczy dołeczek!!! Heart attack alert!

Jest i ona! (Nie)zdobyta w drugiej odsłonie. Powieść, której naprawdę wyczekiwałam i którą z dumą mogę określić najlepszą historią, jaką przeczytałam od lat. Tu przemawia do mnie po prostu wszystko! Język, bohaterowie, klimat, sceneria, fabuła i cała masa emocji. Jesteście gotowi? Zapraszam na opinię.

Powiedziałam Jagnie, że myślę o tym, żeby UPRAWIAĆ SELER BEZ ZOBOWIĄZAŃ.

Julia i Jeremi powracają, by na stałe wryć się w naszą pamięć. Kto czytał już pierwszy tom, wie, że czeka ich nie tylko niebezpieczna wyprawa w nieznane, ale też walka z własnymi uczuciami. No i powiem, że nie dają łatwo za wygraną. Otrzymujemy tu całą masę emocji, niezbyt jasno wysyłanych sygnałów oraz mnóstwo, mnóstwo miłości. Naprawdę nie wiem, jak przekazać Wam wspaniałość tej historii, by nie narobić spoilerów, ale spróbuję.

Nie potrafię znieść tego cholernego milczenia między nami, tych zdawkowych zdań, napiętej atmosfery, braku wzajemnego porozumienia.

W dużym skrócie: Julia i Jeremi wspólnie przygotowują się do wyprawy w Karakorum. Czasu jest coraz mniej, a zdecydowanie nie pomaga fakt, że kiedy dziewczyna powinna się skupić na poprawie kondycji fizycznej, wolałaby zadbać o serce. JJ nawiedza ją w snach, kusi na jawie, a po tym, co między nimi zaszło na ostatnich stronach pierwszego tomu, naprawdę trudno jest jej trzymać ręce przy sobie i nogi razem :) 

Jezu.... Na bank mam poważne zaburzenia hormonalne, skoro podnieca mnie wzrok faceta patrzącego na moje odbicie w telewizorze.

W (Nie)zdobytej otrzymujemy przede wszystkim profesjonalnie opisane fragmenty związane z alpinizmem, co nadaje powieści wiarygodności i czyta się ją tak, jakby historia wydarzyła się na serio. Świetnie stworzone sceny zbliżeń, doskonale wykreowani bohaterowie z krwi i kości, a czytanie o ich perypetiach wielokrotnie powoduje, że się uśmiechamy, współczujemy, czasem nawet mamy ochotę krzyczeć i przeżywamy razem z nimi wszystko, co ich spotyka. Idealny dla mnie styl pisania Melissy dodatkowo sprawił, że (Nie)zdobyta na długo zapadnie mi w pamięć, a już zdecydowanie jest jedną z najlepszych powieści, jakie ostatnio miałam przyjemność czytać.

– Ale… – Ja pierniczę, to mnie zażył. – A ta ratowniczka ze schroniska? Jak ona miała na imię…? – Udaję, że nie pamiętam. Oczywiście, że pamiętam. Wszystko, kuźwa, pamiętam.

Wady? Czy ja wiem… Czy arcydzieła mogą mieć wady? Ha, ha, ha. Jedynym minusem jest to, że się tak szybko skończyła i mam zamiar zamęczać Autorkę, aby dała nam kiedyś jakiś ciąg dalszy, bo zdecydowanie na to zasługuje. Szczególnie po tym, co otrzymujemy na zakończenie! Wierzcie mi na słowo, ostatnie strony będziecie czytać jak ja: z szeroko otwartymi z niedowierzania oczami. Było po prostu bosko, cudownie i o mniom, mniom, chcę więcej!

Nie jestem głupia, wiem przecież, że na skale nie znajdę takich udogodnień jak na hali, ale, do jasnej anielki, ściana, przed którą stoimy, jest płaska jak mój biust w szkole podstawowej.

Powieść polecam szczególnie fanom obyczajówek, romansów, a także książek z elementami przygodowymi. Gwarantuję, że nie będziecie się nudzić! No i decydowane must have dla tych, którzy są już po lekturze pierwszej części. Jeśli myślicie, że tam dostaliście wiele, tutaj dopiero się przekonacie, co to znaczy prawdziwa jazda bez trzymanki. (Nie)zdobytą kocham szczególnie za to, że dała mi Jeremiego. Wzdycham do niego po cichu i jeszcze ciszej planuję jakąś wyprawę na K2, co by takiego dla siebie znaleźć. Kto wyrusza ze mną?

Powieść możecie zakupić tutaj.

Przyjemnego czytania!

0 Komentarze