Meg Adams "Bezlitosne porachunki" - ROZDZIAŁ TRZECI


POZNANIE PRZECIWNIKA 

Joanna


Kilka dni później po powrocie z pracy – dokładnie wtedy, gdy z westchnieniem ulgi zrzuciłam z siebie stanik i ubrałam się w luźną koszulkę oraz spodnie dresowe – usłyszałam pukanie do drzwi. Pewna, że to upierdliwa pani Helenka spod dziesiątki po raz siódmy w tym miesiącu przyszła pożyczyć cukier, otworzyłam, nawet nie sprawdzając, kto rzeczywiście stoi na progu, po czym popędziłam po biały proszek. Czasami czułam się jak dilerka. 

Tylko tym razem coś mi się nie zgadzało. Podświadomie zarejestrowałam skórzaną kurtkę i ciemne włosy. Kiedy to sobie uzmysłowiłam, stanęłam jak wryta, następnie uderzyłam otwartą dłonią w czoło. Zawróciłam, zamknęłam drzwi, później znowu otworzyłam, żeby na końcu zatrzasnąć je z hukiem tuż przed nosem faceta z komisariatu. Krzyknęłam bezgłośnie, panikując, jakbym zobaczyła ducha. 

Dlaczego akurat teraz musiał się tu pojawić?

Zaczerpnęłam powietrza, a potem z miną niewiniątka uchyliłam drzwi i wystawiłam jedynie głowę, tak aby nie było widać moich bezwstydnie sterczących sutków, które prześwitywały przez cienką bluzkę. 

– Wszystko w porządku? – W niskim, ochrypłym głosie rozbrzmiała troska. Jakbym była dzieckiem albo nie miała wszystkich klepek. Cóż, tak szczerze, już od dawna podejrzewałam, że nie jestem do końca normalna, tylko nie miałam jeszcze konkretnej diagnozy. Ale nie sądziłam, że to aż tak widać. 

– Tak, jasne, po prostu myślałam, że to sąsiadka. Lubi nawiedzać mnie kilka razy dziennie. Proszę dać mi sekundę, zaraz do pana przyjdę. – Rzuciłam się pędem po stanik, który wesoło dyndał na kierownicy rowerka stacjonarnego. Och, to nie był najlepszy moment na wyrzucanie sobie, że zamiast bycia narzędziem tortur i poskramiaczem tłuszczu, robił za wieszak. Mimo wszystko trochę żałowałam straconego czasu, szczególnie biorąc pod uwagę, że tuż przed moim mieszkaniem czekał taki przystojniak.

Policyjne ciacho do schrupania, całkiem bez kalorii. 

Kątem oka dojrzałam swoje odbicie w lustrze. Było nieźle, poza tym liczy się wnętrze, prawda? W nieco lepszym nastroju założyłam biustonosz, szybko zwinęłam włosy w kok, po czym zmieniłam spodnie. Podeszłam do drzwi z nadzieją, że policjant jeszcze nie zwiał. Poczułam dziwną ekscytację na myśl o zaskakującym gościu. 

– Dzień dobry. – Mężczyzna, najwyraźniej niezrażony moim występem, nadal stał na progu, a do tego uśmiechał się rozbrajająco. 

– Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – Uniosłam nieśmiało kąciki ust, chcąc zatrzeć nieprzyjemne wrażenie, chociaż czułam, że już wyrobił sobie o mnie odpowiednie zdanie. 

– Właściwie to w niczym, przyniosłem pani dowód. Musiał wypaść, gdy torebka upadła na podłogę. Znalazłem go dzisiaj pod krzesłem na komendzie. 

No i wszystkie romantyczne fantazje pękły niczym przekłuty balon. 

Puff. 

Ukryłam rozczarowanie pod wymuszonym uśmiechem.

– Dziękuję. – Wyciągnęłam dłoń po dokument, przez przypadek lekko muskając opuszki palców mężczyzny. Poczułam przyjemny prąd, który lotem błyskawicy rozprzestrzenił się po całym ciele. Gorąco zalało mnie od stóp do głów. Nigdy nie byłam specjalnie nieśmiała ani, jak mi się wydawało, nie traciłam głowy tylko dlatego, że gość miał ładną buźkę. Jednak ten facet powodował, że mój iloraz inteligencji niebezpiecznie zbliżał się do poziomu reprezentowanego przez mięczaki. 

Weź się w garść, Aśka!

– Nie ma problemu, akurat byłem w okolicy. 

– W takim razie bardzo mi miło, że pan się tu pofatygował, choć, tak szczerze, nawet nie zauważyłam, że nie mam dowodu. Pewnie zorientowałabym się przy następnej wizycie na komisariacie. 

Oboje parsknęliśmy śmiechem, ale atmosfera szybko zgęstniała. Onieśmielona spuściłam wzrok. Musiałam skupić się na czymś innym niż przystojna twarz, więc zlustrowałam jego ubranie: zawieszone nisko na biodrach dżinsy, czarny podkoszulek oraz skórzana kurtka. Był naprawdę fantastycznie zbudowany i nawet w takich ciuchach wyglądał apetycznie, co jedynie spotęgowało skurcz w moim podbrzuszu. 

– Zastanawia się pani, czemu nie mam na sobie munduru? – Nonszalancko oparł się o framugę, ściągając brwi i wbijając we mnie wzrok. Moje serce jeszcze bardziej przyśpieszyło; nie zamierzałam się gapić, tyle że przy kimś takim trudno tego nie robić. Seksowny uśmiech w połączeniu z mrocznym spojrzeniem, które także były w pakiecie, rozmiękczały mi kolana. I mózg.

– Może trochę – odparłam zaczepnie. 

– Rzadko go noszę.

Przytaknęłam ze zrozumieniem, choć tak naprawdę nie miałam pewności, co to oznacza. 

– Nie jest pan zwykłym posterunkowym?

Przystojniak pokręcił głową.

– Taki komisarz Aleks? – wymsknęło mi się, czego natychmiast pożałowałam. Niestety raz wypowiedzianych słów nie dało się z powrotem wcisnąć sobie do gardła. 

Policjant najpierw dziwnie się skrzywił, ale potem jego twarz się rozjaśniła. 

– Czy Aleks to przypadkiem nie pies? – spytał w końcu z rozbawieniem.

Oczywiście. Tylko ja mogłam to powiedzieć.

Aśka, wygrałaś plebiscyt na suchar miesiąca. Nic, tylko pogratulować. 

– Przepraszam! Naprawdę nie chciałam być niemiła. Może w ramach rekompensaty da się pan namówić na kawę? Mam nowy ekspres. – Otworzyłam szerzej drzwi, chociaż dokładnie w tej samej sekundzie dotarło do mnie, że kiedy zobaczy, jaką jestem bałaganiarą, natychmiast się ulotni. Miałam nadzieję, że z jego perspektywy nie widać obwieszonego ciuchami rowerka ani wylewających się ze zlewu garów.

– Przepraszam, ale obowiązki wzywają – odparł pewnie. Nie potrafiłam wyczuć, czy to jedynie wymówka, czy rzeczywiście musi wracać do pracy. 

Na chwilę zapadła niezręczna cisza. Wygłupiłam się i tyle. Nie pierwszy, nie ostatni raz, tak że nie pozostało mi nic innego, jak przełknąć gorycz rozczarowania. 

– Oczywiście, rozumiem. Jeszcze raz dziękuję za dowód. Do widzenia. – Zanim zdążyłam pogrążyć się jeszcze bardziej, ponownie trzasnęłam mu drzwiami przed nosem. Uderzyłam plecami o zimną ścianę i chciałam osunąć się na podłogę, kiedy znowu rozległo się pukanie.

Zrezygnowana nacisnęłam raptownie na klamkę. 

Co za uparty gość. 

– Nie wystarczy panu? Zbłaźniłam się ostatnio, przed chwilą palnęłam kolejną gafę, a przecież pewnie ma pan śliczną żonę i dwójkę słodziutkich cherubinków, które odziedziczyły blond loczki po mamusi, bo przecież nie po panu, bo pan to ma ciemne włosy – brnęłam w to, choć nawet serce krzyczało: „Zamknij się!”. – Idealne, żeby wpleść w nie palce i przeczesać z rozkoszą… – Dobry Boże, powiedziałam to. Naprawdę powiedziałam. A może to jedynie jakiś cholerny koszmar? Przymknęłam na moment powieki, płonąc ze wstydu i skrępowania. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. 

Byłam chodzącą katastrofą. 

– Skończyła pani? – spytał chłodno. Jego tęczówki pociemniały, a uniesiona brew zwiastowała jakieś niebezpieczeństwo.

– Właściwie to nie… – Próbowałam coś dodać, ale nie pozwolił mi na to, przywierając do mnie swoimi idealnie wykrojonymi ustami. Pchnął mnie w głąb przedpokoju i kopniakiem zatrzasnął drzwi, tak mocno, że aż podskoczyłam, cicho piszcząc. Silne, gorące dłonie znalazły się na moich ramionach, potem szyi, by na końcu ująć rozpalone policzki. Wszystko działo się tak szybko, jakby nie istniało nic poza wygłodniałymi instynktami, które musieliśmy zaspokoić. Nasze splecione języki pieściły się wzajemnie, z pasją, zachłannie, bez hamulców. Otulona intrygującym, korzennym zapachem wsunęłam palce pod czarną koszulkę i zamruczałam z przyjemności, kiedy pod opuszkami poczułam idealnie wyrzeźbione mięśnie. Były twarde i napięte. Idealne do tego, by przejechać po nich paznokciami; w odpowiedzi nieznajomy mocniej przycisnął mnie do ściany.

Naprawdę próbowałam przekonać siebie do tego, by go odepchnąć i na niego nawrzeszczeć, jednak moje ciało nie współpracowało. Pragnęło całej tej cholernej gamy emocji, którą mi właśnie fundował. 

– Chyba nie powinniśmy… – wyszeptałam wbrew sobie pomiędzy pocałunkami, zdobywając się na odrobinę samokontroli. Mimo to mężczyzna kontynuował, jego ręce nadal błądziły po moim ciele, sprawnie spychając wszystkie wątpliwości w najciemniejsze zakamarki rozanielonego umysłu. 

Boże, od wieków nikt mnie tak nie całował. Właściwie to nigdy nikt mnie tak nie całował! Przemknęło mi przez myśl, że to tylko moje wyobrażenia albo, co gorsza, sen. A raczej koszmar. Jeśli obudzę się bez orgazmu, to z całą pewnością umrę.

Czy można umrzeć od braku orgazmu?

Można. Na pewno.

Komuś takiemu jak ja na bank przydarzy się najbardziej żenująca śmierć na świecie.

– Może rzeczywiście nie powinniśmy… – Nagle poczułam pustkę. Policjant odsunął się na kilkanaście centymetrów, po czym spojrzał wprost w moje oczy. W szmaragdowych tęczówkach mignął mroczny błysk. 

Powiedzieć, że byłam zdezorientowana, to jak nic nie powiedzieć.

– Tylko nie mów, że naprawdę masz żonę i dzieciaki. – Uniosłam brew, nie kłopocząc się mówieniem mu na „pan”. Przełamanie pierwszych lodów chyba mieliśmy już za sobą. 

Nie potrafiłam nic wyczytać z jego miny, a z moim szczęściem wszystko było możliwe. Z nerwów spociły mi się dłonie.

– Dasz mi skończyć? Chociaż raz?

 Zagryzłam wargę i zmrużyłam oczy, specjalnie nie odpowiadając od razu. By dodać sobie odwagi, zamierzałam trochę się z nim podrażnić. 

– Okej, chętnie wysłucham, co masz mi do powiedzenia – odparłam z lekką ironią, gdy mięsień na jego twarzy drgnął nerwowo. 

– Uznałem, że wypada się chociaż przedstawić, ale twój niewyparzony język sprawił, że nie mogłem się powstrzymać. – Zniżył głos prawie do szeptu. – Podobasz mi się taka niesforna. – Zawinął zabłąkany kosmyk moich włosów za ucho. – Tylko uważaj, bo igrając z ogniem, można się poparzyć.

Zadrżałam, po równo ze strachu i podniecenia. 

– Joanna Maj – wymamrotałam. 

Gdy wypowiadałam swoje nazwisko, jego wargi już niemal stykały się z moimi. Brakowało mi tchu. Napięcie urosło do niebotycznych rozmiarów, odbierając mi zdolność panowania nad ciałem.

– Piotr Górski. Dla bliskich znajomych Peter. – Nachylił się jeszcze bardziej. Najpierw delikatnie muskał, a potem zaczął porywczo pieścić moje usta. 

Nawet jeśli chciałabym stawić mu jakiś opór, nie byłam w stanie. Miękłam pod jego dotykiem.

– Niestety teraz naprawdę muszę już iść – powiedział ochryple, kiedy zakończyliśmy pocałunek. Bezsilnie opuściłam ramiona, błagając w myślach, aby nie odchodził w takim momencie. Peter musiał coś zauważyć, bo przesunął wierzchnią stroną palców po moim policzku; subtelnie, niemal z czułością, o którą go nie podejrzewałam. Starałam się nie zareagować, okazało się to jednak zbyt trudne. Drżałam, a mój oddech znacząco przyspieszył. Zassałam dolną wargę, tłumiąc jakimś cudem pragnienie proszenia o więcej. – Naprawdę muszę – dodał, nie kryjąc już rozgoryczenia w głosie. 

– Okej – burknęłam ostrzej, niż zamierzałam, po czym poprawiłam włosy oraz bluzkę, która się podwinęła. – Praca jest najważniejsza, rozumiem i…

– Robisz to specjalnie? Chcesz, żebym znowu zamknął twoje usta? – spytał z groźbą, ale w jego spojrzeniu dojrzałam rozbawienie.

Pokręciłam głową, chociaż z moich oczu zapewne można było wyczytać coś innego.

Przez twarz Piotra przemknął mroczny cień. Mężczyzna złapał gwałtownie mój podbródek, a potem lekko ścisnął.

– Widzimy się w piątek o dwudziestej. Przyjadę po ciebie, skoro i tak wiem, gdzie mieszkasz – stwierdził, jakby to było już postanowione. 

Zrobiło mi się jeszcze goręcej. O ile to w ogóle możliwe. 

– A jeśli się nie zgodzę? – Zrodził się we mnie bunt. Taki malutki. 

Och, kochana, od dobrych dwóch lat nie miałaś udanego seksu, więc nie marudź, tylko bierz, co daje ci życie, mój durny wewnętrzny głos natychmiast wychłostał mnie za te przekomarzania, lecz rozsądek podpowiadał, żebym nie wyszła na łatwą. 

– To nie było pytanie. – Ponownie złączył nasze usta. Przyparł mnie do ściany, wsuwając palce w moje włosy. Złapał je u nasady i lekko szarpnął, tak że musiałam odchylić głowę do tyłu, po czym przygryzł moją wargę. Sapnęłam, próbując walczyć, co jedynie rozsierdziło Piotra. Mocniej naparł na moje ciało i wziął wszystko, czego chciał. Po chwili wyprostował się, a następnie wbił we mnie wzrok. Tylko jedno słowo przychodziło mi na myśl, gdy na niego patrzyłam. Władza. Z tym cudownie pochłaniającym, mrocznym spojrzeniem, niemal czarnymi włosami oraz idealnie przystrzyżonym zarostem był jej synonimem. 

– Zawsze jesteś taki stanowczy?

– Zawsze. – Puścił mnie i zwrócił się ku drzwiom. Zanim wyszedł, zerknął na mnie przez ramię. – Piątek, dwudziesta. 

Poddałam się. 

– Będę czekać.



0 Komentarze