Meg Adams "Bezlitosne porachunki" - ROZDZIAŁ PIĄTY


PRZERWANA ROZGRYWKA

Joanna


Droga upłynęła w zawrotnym tempie. Piotr jechał tak szybko, że nawet nie zdążyłam się zastanowić, czy jako policjant powinien łamać przepisy. W zasadzie miałam to gdzieś; uczucia, które towarzyszyły mi podczas jazdy, były nie do opisania. Chciałam więcej. I już obliczałam, czy stać mnie na taką maszynę. 

– Chyba sobie taki sprawię – powiedziałam, gdy zaparkowaliśmy nieopodal Mariackiej, po czym spojrzałam w jej kierunku. 

O tej godzinie ulica była pełna ludzi krążących po klubach i knajpach. Natychmiast dotarła do mnie specyficzna mieszanina zapachów: jedzenia, alkoholu oraz wilgoci wyzierającej z bram i starych murów. W mojej głowie pojawiły się wspomnienia ze studiów. Te trzy lata spędziłam głównie na nauce – znałam perfekcyjnie niemiecki oraz angielski, potrafiłam porozumieć się też po francusku i rosyjsku, dzięki czemu (a przynajmniej chciałam w to wierzyć) zatrudnił mnie Kleberg. Jednak czasami zdarzało mi się także zabalować, a to miejsce nadawało się do tego idealnie. 

– Podobało ci się? – Piotr odebrał ode mnie kask i schował wraz ze swoim do kufra znajdującego się z tyłu motocykla.

– Bardzo! Ale to pewnie droga zabawka? 

Mój towarzysz poruszył głową na boki, jakby nie mógł się zdecydować, a potem wskazał kierunek, w którym mieliśmy podążyć. Przeszliśmy kawałek, mijając rozstawione na chodniku kawiarniane stoliki oraz grupę, jak mi się zdawało, studentów głośno omawiających poprzednią imprezę. Byli niewiele młodsi ode mnie, mimo to miałam wrażenie, że minęły wieki, odkąd ostatni raz się tutaj bawiłam.

Górski przystanął przy wysokich, kutych drzwiach prowadzących do znajdującego się w piwnicach klubu Black Garage, otworzył je i przytrzymał, bym mogła spokojnie wejść. Zeszliśmy po stromych schodach, następnie przeszliśmy do przestronnego, wypełnionego ciężką muzyką pomieszczenia. 

– Jeśli naprawdę będziesz chciała coś kupić, pomogę ci wybrać, mam trochę znajomości. – Uśmiechnął się chytrze, po czym poprowadził mnie do stolika ustawionego w rogu świecącej pustkami sali.

Usiadłam obok Piotra na skórzanej kanapie, która lekko zaskrzypiała pod naszym ciężarem, potem rozejrzałam się dyskretnie po wnętrzu. Nigdy wcześniej tu nie byłam. Zresztą ostatnio rzadko gdzieś wychodziłam, ponieważ nie bardzo miałam z kim i niespecjalnie miałam na to ochotę. 

Klub okazał się spory i urządzony w rockowym stylu. Na ścianach wisiały portrety klasyków tego gatunku, a nad barem, który zdobiły płyty winylowe, została przymocowana gitara elektryczna. Wszystko było utrzymane w ciemnych tonacjach z kilkoma czerwonymi dodatkami. Po prawej stronie od kontuaru znajdowała się niewielka scena, gdzie ustawiono perkusję, mikrofony, a także dwa ogromne głośniki. 

To miejsce zdawało się pasować do Górskiego, więc nie dziwiło mnie, że wybrał je na randkę. Chociaż pod skórzaną kurtkę założył szarą, elegancką koszulę, wciąż wyglądał jak rockowy chłopak. I cholernie podobał mi się w takim wydaniu. 

– Czego się napijesz? – wyrwał mnie z zamyślenia. 

– Może być jakiś kolorowy drink.

– Okej. – Peter poszedł po napoje. Przez chwilę gadał z barmanem, ubranym w czarną oldskulową koszulkę z logo jakiegoś zespołu, jakby dobrze się znali, a ja w tym czasie podziwiałam jego szerokie plecy i seksowny tyłek. Piotra, nie barmana, bo ten drugi nie był szczególnie atrakcyjny. Policjant wrócił z dwiema szklankami, następnie podał mi jedną, udekorowaną plastrem pomarańczy. 

– Często tu przychodzisz? – spytałam, gdy usiadł i zaczął mi się przypatrywać z tajemniczym uśmiechem. Jego wzrok ślizgał się po moim ciele niczym wąż, czułam, jakby mnie nim dotykał. Moja skóra mrowiła, a po karku spływały kolejne dreszcze. Od dawna nie byłam na randce, więc stres dodatkowo robił swoje. 

– Czasami – odparł zdawkowo. 

Zignorowałam lekkie ukłucie zazdrości, nie pozwalając sobie na myślenie o tym, z kim tu bywał. By rozładować napięcie, zaczęłam nawijać o pracy i mało znaczących sprawach. Starałam się rozluźnić, dlatego ciągle sięgałam po szklankę z alkoholem. Wypiłam prawie całego drinka, podczas gdy mój towarzysz zaledwie umoczył usta w swoim soku.

 – Wychodzi na to, że twój szef jest dupkiem – zażartował. 

Pokiwałam głową, po czym opowiedziałam o wyskokach Kleberga. Potem przeszliśmy na temat mojego mało ciekawego życia, bo Piotr, zasłaniając się tajemnicą zawodową, nie chciał za wiele opowiadać o swojej pracy. Dopiero kiedy skończyłam, zreflektowałam się, że zrobiłam z siebie ofiarę losu, która ciągle ładuje się w jakieś tarapaty, chociaż usilnie próbuje ich unikać.

– Wyszłam na totalną nudziarę, co? – Skrępowana rozmasowałam nerwowo kark. – Chyba powinnam była naściemniać, bo już więcej się ze mną nie umówisz, zresztą… powinieneś się nad tym zastanowić, jeśli życie ci miłe. Ostatnio tak niefortunnie rozlałam napój – oczywiście nie wspomniałam o okolicznościach – że w całym budynku nie było prądu. A mogło skończyć się znacznie gorzej, na przykład pożarem… – Uśmiechnęłam się krzywo. 

– Czyli mówisz, że jesteś niebezpieczna? – Spojrzał wprost w moje oczy z taką przenikliwością, jakby chciał mnie prześwietlić na wylot. Przyszpil mnie wzrokiem, sprawiając, że świat dookoła zniknął. Znowu. Kiedy jego palce musnęły moją dłoń, z trudem powstrzymałam się przed jęknięciem. – Wiesz, co myślę? – Zaprzeczyłam, instynktownie wciskając się mocniej w kanapę. Im bliżej jego usta znajdowały się moich, tym szybciej traciłam rozum. – Myślę, że po prostu… nie pozwalasz sobie na szaleństwa, chociaż tak naprawdę lubisz adrenalinę. Prawda? Pragniesz jej. – Piotr odsunął się i umościł wygodniej na swoim miejscu. 

Przełknęłam ślinę, ale to nie pomogło mi uspokoić ani chaosu panującego w mojej głowie, ani sztormu szalejącego w sercu. Upiłam trochę słodkiej mieszanki, analizując wypowiedź Piotra. Czy rzeczywiście tak jest? Chyba tak; podobała mi się przejażdżka motocyklem, tak samo jak to, co robiliśmy w moim mieszkaniu. Izolowałam się, bo wtedy szanse na kłopoty zdecydowanie się zmniejszały. 

– I wydaje ci się, że tak szybko mnie rozgryzłeś? – odparłam w końcu, zebrawszy się w sobie. 

– A nie? – W jego oczach błysnęła satysfakcja. 

– Może masz trochę racji. Ale wiesz co? – Teraz to ja pochyliłam się w jego stronę. – Sprawiasz, że przestaję panować nad sytuacją. A co lepsze… podoba mi się to. 

Piotr uśmiechnął się łobuzersko, ale zanim zdążył odpowiedzieć, przy naszym stoliku nagle ktoś przystanął.

– Aśka? – Głos Elizki przyprawił mnie o mdłości. Spojrzałam na nią i przywitałam się machnięciem ręki. – Nie przedstawisz mnie? – Wskazała na Piotra, który uścisnął jej dłoń i sam się przedstawił. – Słuchajcie, może dosiądziecie się do nas? – Koleżanka dalej trajkotała, niezrażona moją miną, która z całą pewnością dość wyraźnie i dosadnie mówiła: „Odpierdol się”. 

– Myślę, że zostaniemy tutaj. – Piotr ujął to zdecydowanie bardziej kulturalnie, po czym wyciągnął telefon i spojrzał na ekran. Skrzywił się i zerknął na mnie przepraszająco. – Muszę odebrać.

– Jasne. 

Odszedł do wyjścia, następnie zniknął w zaułku pomiędzy drzwiami a korytarzem prowadzącym zapewne do łazienek. 

– To twój facet? – Eliza nie dawała za wygraną. – Niezły. Ciacho.

Trudno zaprzeczyć. 

– To nasza pierwsza randka, więc… – Nie miałam pojęcia, jak ją spławić. Przy Piotrze było łatwiej; gdy zostałam sama, język stanął mi kołkiem. 

Usłyszawszy ciężkie kroki, zwróciłam głowę w prawą stronę. Górski szedł szybko, wyglądając jak rozwścieczony byk. Był nieźle wkurzony i w żaden sposób nie starał się tego ukryć. Opadł na kanapę, a Eliza nadal stała nad nami jak wryta. Przewróciłam oczami, sugerując jej delikatnie, żeby sobie poszła, jednak nic to nie dało.

– Chodź, odwiozę cię do domu. Muszę jechać, wzywają mnie. Przepraszam – wysyczał ze złością Piotr.

– Trudno, taka praca. – Zaczęłam się zbierać. 

– Nie jedź. Chodź do nas, potem cię odwiozę. – Eliza złapała mnie za rękę. – W końcu trochę się poznamy – naciskała. 

Peter spojrzał na mnie pytająco. 

Przytaknęłam. W zasadzie nie chciało mi się wracać do pustego mieszkania. Skoro już gdzieś wyszłam, równie dobrze mogłam spędzić trochę czasu z ludźmi z pracy. Dostałam szansę, by spróbować przestać być odludkiem. Może Piotr rzeczywiście miał rację? Tak naprawdę kochałam ten dreszczyk emocji, tylko skutecznie blokowałam te pragnienia, zniechęcona kolejnymi wpadkami.

Wydawało mi się, że teraz nastąpi niezręczna chwila, jednak Górski najwyraźniej nie miał z tym problemu. Szybko się przekonałam, że do tej pory niewiele wiedziałam o namiętności. Przycisnął mnie do siebie, a następnie pocałował zaborczo. Zakręciło mi się w głowie, jakbym znowu w coś uderzyła. Nieznośne motylki w brzuchu poderwały się do lotu, chociaż usilnie starałam się je uspokoić. 

– Baw się dobrze, ale… nie za dobrze – szepnął mi do ucha na odchodne. – Wolałbym, żebyś wróciła do domu. Może jednak… – Wskazał kciukiem wyjście.

– Nic mi nie będzie i obiecuję, że będę grzeczna – zapewniłam. 


***


W rzeczywistości byłam. Wypiłam jeszcze dwa drinki, słuchając nudnych jak flaki z olejem opowieści o problemach na rynku finansowym. Grzesiek napieprzał o bitcoinach jak szalony. Odleciałam gdzieś przy piątym zdaniu, wyobrażając sobie doskonałe usta Piotra. Nawet nie zauważyłam, kiedy Eliza zniknęła gdzieś z gościem, który przyszedł z naszym informatykiem. 

– Gdzie Kamińska? Chcę już wracać. 

Grzesiek spojrzał na mnie, jakbym urwała się z choinki. 

– Pewnie obściskuje się z Chudym. Może ja cię odwiozę? – Oblizał usta w taki sposób, że natychmiast pokręciłam głową. 

Zebrałam rzeczy, pożegnałam towarzystwo, po czym wyszłam na zewnątrz. Eliza faktycznie spędzała czas w objęciach chudego blondyna. Gdy mnie zobaczyła, podbiegła, stukając o beton cienkimi obcasami. Jej związane w kucyk rude włosy były teraz skołtunione, a makijaż zaczynał spływać. 

– Słuchaj, Aśka…

– Nie ma sprawy, wrócę sama. Korzystaj – mruknęłam. 

Eliza pocałowała mnie w policzek, następnie cała w skowronkach wróciła do swojego amanta. 

Wybrałam numer pierwszej korporacji taksówkarskiej. Ciągle było zajęte, więc przeszukałam listę i spróbowałam dodzwonić się do innej. To samo. Wobec tego ruszyłam przed siebie – nie miałam daleko, a spacer przed snem mógł mi dobrze zrobić i pomóc wyrzucić z głowy pocałunek Piotra.

 Po kilku minutach usłyszałam pierwszy cichy grzmot. Przystanęłam przy bramie prowadzącej do kolejnego klubu. Muzyka płynąca z ustawionego przed wejściem głośnika prawie zagłuszyła jedno uderzenie, jednak następne sprawiło, że zadrżałam. 

Akurat teraz musiało zebrać się na burzę? 

Pomimo późnej pory powietrze było parne, dało się w nim też wyczuć jakieś napięcie. Wysunęłam się poza zadaszenie, by spojrzeć w rozdzierane błyskawicami niebo; czułam, że zaraz lunie jak z cebra. 

Cudownie, wprost cudownie…

Przez moment rozważałam powrót do klubu, ale ostatecznie stwierdziłam, że jeśli się pośpieszę, powinnam zdążyć przed ulewą. 

– Pieprzony pech – mruknęłam pod nosem, po czym wyszłam z bramy i ruszyłam w kierunku swojego osiedla. Nie miałam pretensji do Piotra, rozumiałam, że został wezwany w nagłej sprawie, niemniej Elizce miałam ochotę ukręcić głowę.

Ledwie przebiegłam przez ulicę, kiedy na moje policzki spadły pierwsze krople. Zerknęłam w górę, westchnęłam z rozdrażnieniem, następnie przeszłam na skraj chodnika i ukryłam się pod drzewami. Nie myślałam o tym, że może mi się coś stać, w końcu nadal znajdowałam się niemal w centrum ogromnego miasta, dopóki tuż za moimi plecami coś nie zaszeleściło. 

Odwróciwszy się gwałtownie, pośród spowijającej pobliskie krzaki ciemności próbowałam wypatrzeć jakieś zarysy. Wytężałam wzrok nadaremnie, ponieważ poza deszczem, coraz mocniej bębniącym o każdy skrawek ziemi, niczego nie zauważyłam. Zapięłam kurtkę pod samą szyję i nie zwracając już uwagi na dziwne wrażenie, jakby ktoś mnie obserwował, prawie biegiem dotarłam do skrzyżowania. Na rozświetlonej latarniami przestrzeni odetchnęłam z ulgą. Kilka metrów dalej, na przystanku, stała nawet grupka młodzieży, więc całkiem się uspokoiłam. 

I wtedy zauważyłam ten cholerny samochód. Czarne BMW. Nie zdążyłam zobaczyć kierowcy – przyciemniana szyba uniosła się zbyt szybko – ale dałabym sobie głowę uciąć, że ktoś, kto siedział w środku, uważnie mi się przyglądał. Po moich plecach spłynął zimny dreszcz, a oddech nieco przyśpieszył. Nigdy wcześniej nie zwracałam uwagi na takie rzeczy, nigdy nie czułam się tak nieswojo jak teraz. Do tego deszcz przybrał na sile. Auto ruszyło dokładnie wtedy, gdy puściłam się pędem w stronę domu. Zerknęłam przez ramię. Wciąż jechało dość wolno, podążając moim śladem. 

Cudownie, jeszcze tego mi brakowało.

Lało już całkiem nieźle, byłam przemoczona i przerażona. Chciało mi się wyć, bo ciągle słyszałam za sobą cichy pomruk silnika. Wyciągnęłam komórkę z zamiarem wezwania policji, kiedy nagle ktoś złapał mnie za nadgarstek. Podskoczyłam jak oparzona, gotowa do ataku, jednak tamta osoba była szybsza i zablokowała moje ręce. 

– To ja – dobiegł mnie znajomy głos. – To tylko ja. 

Moje serce podskoczyło jeszcze kilka razy, zanim przestałam się szarpać i odwróciłam w stronę mężczyzny. 

– Co ty tu robisz? – Patrzyłam z niedowierzaniem na Piotra.

– Miałem wyrzuty sumienia, że cię zostawiłem. Szybko załatwiłem sprawę i wróciłem do klubu, ale już cię tam nie było, więc zamierzałem sprawdzić, czy bezpiecznie dotarłaś do domu. Zauważyłem cię, kiedy zatrzymałem się na czerwonym świetle. – Wskazał skrzyżowanie, które niedawno minęłam. – Koniecznie musisz dać mi swój numer. Gdybym go miał, uniknęlibyśmy kłopotu. 

– Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę. – Spojrzałam na niego z zakłopotaniem, bo chyba nie zabrzmiało to dobrze. 

– A coś się stało? Czemu byłaś taka wystraszona? 

W tym samym momencie, w którym miałam mu wskazać natrętnego obserwatora, do auta podeszła jakaś kobieta i wsiadła do środka od strony pasażera. Kierowca ruszył z piskiem opon. Ciężar spadł z moich barków. Powinnam częściej wychodzić, ponieważ zbyt szybko popadałam w paranoję. 

– Nie, nic. W zasadzie to nic. Po prostu mnie zaskoczyłeś. – Wolałam nie wspominać o tym, co sobie myślałam, bo pewnie uznałby mnie za przewrażliwioną. – Do tego nie mogłam złapać taksówki, a w tych butach trudno biec, szczególnie w deszczu. – Uśmiechnęłam się blado, by zamaskować wcześniejsze emocje. 

Piotr pocałował mnie delikatnie, równocześnie przecierając moje mokre policzki.

– Chodź, zawiozę cię do domu. 


***


– Chcesz się wysuszyć? – zapytałam, gdy Peter zatrzymał się pod moim blokiem. Całe szczęście ulewa zamieniła się w mżawkę. 

– Jesteś pewna? – Spojrzał na mnie, jakby w moich słowach wyczytał coś więcej, niż zamierzałam powiedzieć. Niezaprzeczalnie Górski mnie pociągał, ale to było dopiero nasze drugie spotkanie, więc… Och, kogo ja chcę oszukać? Mogłam się założyć, że Piotr, przy którym traciłam rozsądek, to nie jest facet marzący o związku i stabilizacji. Zwykle potrzebowałam zdecydowanie więcej czasu, by wpuścić kogoś do swojego życia, a tym bardziej do łóżka, jednak on sprawiał, że ryzyko smakowało nad wyraz dobrze. Chciałam ten jeden raz zrobić coś szalonego, bez myślenia o konsekwencjach. 

– Nie proponuję w pakiecie śniadania. – Puściłam do niego oczko. Potem, jak gdyby nigdy nic, ruszyłam do klatki, seksownie kręcąc biodrami, po czym zatrzymałam się i zerknęłam na niego przez ramię. – Ale chętnie spędzę z tobą jeszcze trochę czasu. 

Górski nerwowo potarł brodę, więc zadowolona z siebie zachichotałam pod nosem i podążyłam do wieżowca. 

Mężczyzna dopadł mnie przy drzwiach do mojego mieszkania. Odsunął wilgotne włosy z mojej szyi i złożył w tym miejscu serię krótkich pocałunków, zachłannie sunąc palcami po moim brzuchu. Zadrżałam, gdy powędrował wyżej, w stronę piersi. Jego dotyk przyniósł ze sobą przyjemne ciepło kontrastujące z chłodem mokrego ubrania. Odwróciłam delikatnie głowę i zerknęłam w zielone oczy. Płonęły, podobnie do moich policzków. Poczułam gorący oddech, który moment później zmieszał się z moim. 

 Na oślep otworzyłam drzwi. Wpadliśmy do środka, wciąż nie odrywając od siebie ust. Piotr zrzucił wszystko z komody, złapał mnie mocno, a potem posadził na meblu. Dopiero wtedy przerwał pieszczotę i wziąwszy głęboki oddech, złączył nasze czoła. Było w tej chwili coś magicznego. Jakbyśmy oboje walczyli ze swoimi pragnieniami, nie chcąc zepsuć tego, co się między nami rodziło. A może tylko mi się wydawało, bo jego usta znowu zmierzały w moją stronę. Najwyraźniej tę bitwę przegrał z kretesem. 

 – To za wcześnie – wydyszałam, gdy gorąca dłoń dotknęła mojej piersi.

Poczułam, jak Piotr rozluźnia napięte mięśnie i powoli mnie puszcza. Nie chciałam tego. Każde zetknięcie naszych ciał wzbudzało we mnie pragnienia, o istnieniu których nie miałam pojęcia. 

– Spotkamy się w niedzielę. Przyniosę wino i coś do jedzenia. Pogadamy. Chociaż zdecydowanie bardziej mam ochotę na coś, a raczej kogoś innego. 

– Niedziela – powtórzyłam nieco nieprzytomnie. Podejrzewałam, że dzisiaj Peter powstrzymał się po raz ostatni. To mnie przerażało, a jednocześnie… sprawiało, że moje ciało płonęło na samą myśl o kolejnym spotkaniu. 

– Mam nadzieję, że lubisz być grzeczna, bo ja zawsze jestem złym gliną – szepnął mi do ucha, po czym tak po prostu sobie poszedł, pozostawiając mnie w osłupieniu. 

Tylko zimna kąpiel mogła mnie uratować. 

0 Komentarze