D. B. Foryś "Miłosna iluzja" - ROZDZIAŁ CZWARTY



JESTEM SZCZERA


Przez całą noc wierciłam się w pościeli, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca. Natrętne myśli nie dawały mi ani odrobiny spokoju, poza tym byłam totalnie niezdecydowana. Raz wspominałam wszystkie najpiękniejsze chwile, jakie przeżyłam z Kubą w czasie naszego krótkiego, burzliwego związku, to za moment mój umysł bombardował szereg obrazów przypominających o tym, dlaczego nam nie wyszło.

Z jednej strony chciałam spróbować jeszcze raz, a z drugiej coś mnie blokowało.

Ech… Aż sama mam siebie dość!

Gdy nastał ranek, napisałam SMS-a do Solskiego i umówiłam się z nim na późne śniadanie. Nie chciałam zapraszać mężczyzny do mieszkania ani tym bardziej wylądować u niego, żeby nasza rozmowa nie przerodziła się w igraszki na kanapie. W jego obecności trudno było mi zachować zdrowy rozsądek, właśnie z tego względu zaprosiłam go do knajpy nieopodal naszego budynku.


***


W sobotnie przedpołudnie lokal świecił pustką. Na parterze dostrzegłam pojedynczych klientów, natomiast na antresoli nie było nikogo. Usiadłam na górze przy stoliku blisko barierki, skąd miałam dobry widok na drzwi wejściowe. Specjalnie przyszłam pół godziny wcześniej, aby przygotować się mentalnie na to, co miałam zamiar powiedzieć, niestety Kuba chyba wpadł na podobny pomysł, bo zjawił się już parę minut po mnie.

Wszedł do środka, otrzepał kaptur z kropel deszczu, jednocześnie rozglądając się dokoła, po czym ruszył schodami na piętro. Wypatrzył mnie bez problemu. Powiesił kurtkę na oparciu krzesła i pochylił się nad blatem, by pocałować mój policzek na przywitanie, więc wstałam, żeby mu to ułatwić.

Jego nieogolona broda lekko podrażniła mi skórę, aż poczułam ciepłe mrowienie na karku. Pachniał jakoś inaczej. Nadal męsko i piekielnie apetycznie, ale też orzeźwiająco, jakby dopiero wyszedł spod prysznica. To zadziałało na mnie jak porażenie prądem, tak że na miejsce wracałam na drżących nogach.

Szlag! To nie pomaga…

– Zamówiłaś już? – Kuba usiadł naprzeciwko i sięgnął po jadłospis.

– Nie. Czekałam na ciebie.

Wzięliśmy po kawie oraz porcji frittaty z warzywami, Solski dodatkowo połakomił się na słodkie racuchy z bitą śmietaną i syropem klonowym. Podczas jedzenia wymienialiśmy między sobą jedynie krótkie komunikaty. Ja poopowiadałam trochę o pracy, on o niedużym remoncie, którym zajmuje się od powrotu do miasta. Nie było niezręcznie, co z marszu uznałam za plus. Dało się wyłapać drobne napięcie, jako że oboje ewidentnie unikaliśmy głównego tematu, ale nie zmieniło to faktu, że wciąż dobrze czuliśmy się w swoim towarzystwie.

W końcu jednak nadeszła pora na szczerość.

– Nigdy nie powinienem był wyjeżdżać – oznajmił Kuba. I miał rację.

– Wiem. – Odchrząknęłam. – A ja nigdy nie powinnam była ci na to pozwolić.

– Więc dlaczego pozwoliłaś? – spytał, uważnie mi się przyglądając. Jego wypowiedź nie brzmiała ani ostro, ani nieprzyjemnie, mimo to wyczułam w niej odrobinę pretensji. – Nie zniknąłem od razu. Siedziałem na dworcu dobrych kilka godzin. Czekałem. Myślałem, że zadzwonisz, przyjedziesz albo zaczniesz mnie szukać, aż zdałem sobie sprawę, że nie masz takiego zamiaru. Dopiero wtedy wsiadłem w pociąg. Moja duma ucierpiała.

Spojrzałam na Solskiego, w milczeniu rozważając odpowiedź. Wszystko byłoby o wiele łatwiejsze, gdyby tak silnie mnie nie kręcił. Wpatrywanie się w niego powodowało, że słowa więzły mi w gardle. Bo w jaki sposób powiedzieć prawdę i sprawić ból komuś, kto wygląda jak spełnienie twoich najskrytszych fantazji?

Niezwykły błękit jego oczu zwalał z nóg, szerokie barki wołały, żeby się w nie wtulić, duże usta okolone zadbanym zarostem wręcz krzyczały, aby je całować. Do tego kształtny nos, proporcjonalnie gęste brwi, kusząco rozwichrzone włosy, w które miało się ochotę wsunąć palce i za nie pociągnąć… Och!

Kuba był dla mnie ideałem i bez wątpienia miłością mojego życia. Nie miałam bladego pojęcia, jak mu to wszystko wyjaśnić, przy okazji nie skłaniając go do ucieczki. Bałam się. Wstrząsał mną cholerny strach, że jeśli przesadzę, a Solski znowu postanowi wyjechać i na zawsze da mi święty spokój, umrę z rozpaczy.

Z drugiej strony właśnie tego spokoju teraz potrzebowałam.

– Szczerze mówiąc, gdy zniknąłeś, trochę mi ulżyło. To było tak, jakbym po raz pierwszy od dawna wzięła głęboki wdech – zaczęłam cicho. – Nie sądziłam jednak, że na serio wyjechałeś. Byłam przekonana, że zaraz wrócisz. Że zwyczajnie chciałeś mi coś udowodnić, dać nauczkę i chwilę na ochłonięcie. Często się kłóciliśmy, z dnia na dzień nasze relacje się pogarszały. To wydawało się rozsądnym rozwiązaniem. – Westchnęłam. – Kiedy mijały kolejne godziny, a ciebie nadal nie było, ledwie nad sobą panowałam. Tydzień później zrozumiałam, że faktycznie mnie zostawiłeś, wtedy o mało nie pękło mi serce… – Mój głos zadrżał. Przełknęłam ślinę, następnie głęboko zaciągnęłam się powietrzem, zanim mogłam kontynuować. – Nasz związek był z góry spisany na straty – powiedziałam spokojnie. – Nigdy nie powinniśmy byli zaczynać go w taki sposób, w jaki to zrobiliśmy, i myślę, że ty też doskonale to wiesz, inaczej byś nie wyjeżdżał. Wylądowaliśmy w łóżku po paru minutach znajomości, po czym od razu wpadliśmy w monotonię. Niczego nie planowaliśmy, nie rozmawialiśmy, nie braliśmy tego na poważnie. To nie mogło się udać.

– Masz rację. – Solski na moment przymknął powieki. – Tylko że to nie zmienia faktu, że naprawdę cię kocham i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Nie chcę świata, w którym istniejemy osobno.

Spuściłam wzrok.

– Ja też tego nie chcę – szepnęłam. – Ale uważam, że nie powinniśmy być razem, przynajmniej na razie, bo to się po prostu jedynie bardziej spieprzy. Jeśli znów damy się porwać uczuciom, nic z tego nie wyjdzie. To błędne koło. – Ścisnęłam jego dłoń. – Uwierz, cholernie trudno mi się przy tobie kontrolować. Pragnę cię, tyle że równie mocno pragnę tego, by coś na nas czekało. Może za miesiąc, może za rok, może jeszcze później. W każdym razie kiedyś.

Kuba popatrzył mi w oczy. Jego twarz stężała.

– A teraz?

– Teraz jest dla nas za wcześnie – powiedziałam. – Nasze rozstanie udowodniło, że oboje nie jesteśmy gotowi na prawdziwy związek. To, co było między nami, nigdy nie miało początku, miało wyłącznie środek i koniec. Nie zaznaliśmy zazdrości, nie wyznawaliśmy sobie uczuć, pominęliśmy cały etap niepewności, ekscytacji czy strachu o to, że nie będziemy do siebie pasować. Wszystko braliśmy za pewnik. Tak się nie da.

– Wiem o tym – przyznał. – Popełniłem masę błędów, szczególnie wtedy, kiedy myślałem, że skoro świat postawił nas sobie na drodze, cała reszta jakoś się rozwinie. Te kilka tygodni temu faktycznie nie byłem gotowy na związek, ale teraz jestem. Miałem sporo czasu na przemyślenia i zrozumiałem, co zrobiłem źle. Hela, ja nigdy nie sądziłem, że to się tak potoczy. Dużo rozmyślałem o naszej przyszłości, chciałem założyć z tobą rodzinę, a jakimś cudem nie zauważyłem, że z dnia na dzień się od siebie oddalaliśmy. Chyba jak głupi liczyłem, że miłość nam wystarczy. – Wstał, przesunął krzesło i usiadł na nim obok mnie. Jedną rękę położył na moim kolanie, drugą zaś przyłożył do policzka. – Obiecuję, że teraz będzie inaczej. Udowodnię ci, że nasze rozstanie uczyniło ze mnie zupełnie innego faceta. Pozwól mi, proszę. – Zbliżył się, lecz nie pozwoliłam się pocałować.

– Wierzę ci. – Odsunęłam się. – Problem polega na tym, że to ja nie jestem jeszcze gotowa. Te kilka tygodni temu, o których wspomniałeś, zrobiłabym dla ciebie wszystko. Wbiegłabym w ogień, gdybyś o to poprosił, a gdy wyjechałeś i zostałam sama, nagle mnie olśniło, że zapomniałam o sobie. Tak bardzo pragnęłam być dla ciebie idealna, sprostać twoim oczekiwaniom i dać ci szczęście, że aż stałam się nikim.

– Hela… Ja nigdy nie próbowałem cię zmieniać. Zawsze byłaś dla mnie idealna…

– Wiem o tym. – Spuściłam na chwilę wzrok. – To nie twoja wina. To ja się w tym wszystkim zagubiłam. Właśnie dlatego nie mogę na razie z tobą być. Muszę najpierw odkryć, czego tak naprawdę pragnę i kim jestem bez ciebie, inaczej znów skończymy w ten sam sposób.

Solski głośno wypuścił powietrze.

– Więc co proponujesz? – Zmarszczył brwi.

– Dajmy sobie trochę swobody – oświadczyłam. – Sprawdźmy, jak wyglądają nasze życia osobno, dokąd nas to zaprowadzi i co się wydarzy, gdy przeszłość wreszcie przestanie wpływać na to, co tu i teraz.

– A potem?

– Zobaczymy – mruknęłam. – Jeśli jest nam to pisane, zaczniemy od nowa. Na spokojnie, bez oczekiwań. Jeśli nie, po prostu się z tym pogodzimy. Nie chcę, żebyśmy się na siłę uszczęśliwiali. Miłość jest ważna, jednak poza nią pozostaje mnóstwo innych aspektów, które ewidentnie nas przerastają. Wiem, że kiedy to przemyślisz, przyznasz mi rację.

– Okej, a co pomiędzy? – spytał. – Chcesz się umawiać z innymi? Bo jeśli tak, to…

– Nie – przerwałam mu. – Chociaż w sumie nie wiem. Może? – Przygryzłam wargę. – Nie zastanawiałam się nad tym. Nie planuję tego, ale też nie wykluczam, bo nie umiem przewidzieć, co będzie jutro.

Solski siedział w ciszy przez kilkanaście sekund, jakby pomału to przetrawiał. W tym czasie przez umysł przefrunęły mi dziesiątki czarnych scenariuszy. Nie miałam pojęcia, co zrobię, jeżeli wstanie i wyjdzie, a ja nigdy więcej go nie zobaczę. To, że aktualnie nie widziałam dla nas szansy na zbudowanie trwałego, zdrowego związku, nie znaczyło od razu, że chcę, by całkiem zniknął z mojego świata.

Na szczęście nie musiałam się teraz o to martwić.

– Dobrze – wydusił wreszcie, na co odetchnęłam z ulgą. – Zrobimy po twojemu, ale wiedz, że nie będę trzymać się od ciebie na dystans w nieskończoność. Możemy dać sobie odrobinę wolności na przemyślenie, co dalej, jednak gdy uznam, że mam dość, będziesz musiała się zdeklarować. Nie zamierzam wzdychać do ciebie po kątach i biernie patrzeć, jak kręcą się przy tobie inni, obłapiając cię łapskami. Na razie zejdę ci z drogi, potem zamierzam o nas walczyć. I łatwo nie odpuszczę.

– Wcale nie chcę, żebyś odpuszczał – wyznałam. Nawet trochę liczyłam na to, że będzie się starał i pokaże, jak bardzo mu na mnie zależy. Pragnęłam namiętności i ognia, nie wiecznych kłótni o bzdury oraz ciągłego życia sennymi marzeniami. – Zwyczajnie pozwól, by sprawy potoczyły się same. To nie powinno być takie trudne. Nie powinniśmy się wciąż o wszystko spierać, inaczej nigdy nie będziemy spełnieni.

– W porządku. W takim razie zobaczmy, jak to się rozwinie. – Zabrał krzesło i ponownie usiadł naprzeciw mnie. – Mam nadzieję, że tego nie pożałuję.

Ani ja…



0 Komentarze