Ewa Maciejczuk "Igrając z szefem" - ROZDZIAŁ TRZECI

KILKA DNI PÓŹNIEJ 

W sobotę byłyśmy w The Sound na dyskotece. Jeszcze chyba nigdy się tak dobrze nie bawiłam jak tam, opijając z Blanką mój pierwszy tydzień w firmie. Przyjaciółka nie tylko świętowała moją nową pracę, lecz także polowała na facetów z pełnymi kieszeniami i wcale się z tym nie kryła. Cały wieczór korzystałyśmy z darmowych drinków, choć wcale nie byłam tym faktem zadowolona. Blanka działała na facetów jak lep na muchy, nie musiała się nawet starać, by mieć wielu adoratorów chętnych postawić jej kieliszek wódki, wręcz nam je wciskali. 

Pub The Sound znajdował się w samym centrum Londynu i cieszył się dużą popularnością wśród osób chcących się dobrze zabawić oraz wypić. Był to dwupoziomowy lokal z eleganckim wystrojem, na dole znajdował się duży parkiet oraz minibar, a w górnej sali drugi, większy bar, obok którego stały duże, białe kanapy ze stolikami pośrodku. Wystrój był bardzo nowoczesny, a współgrając ze światłami, tworzył bardzo przyjemny, zachęcający do zabawy klimat. 

Na piętrze ludzie leniwie popijali drinki, kiwając głowami, stukając stopami w rytm muzyki i przekrzykując się tym bardziej, im wyższy był ich stan upojenia. Wolałam spędzić aktywnie ten wieczór, więc wybrałam parter, na którym wytańczyłam się za wszystkie czasy, a gdy nogi odmówiły mi posłuszeństwa, usiadłam na kanapie i popijałam drinka za drinkiem, bujając się w takt muzyki. Zrywałam się na parkiet jedynie przy swoich ulubionych kawałkach.

   Dyskotekę opuściłyśmy nad ranem kompletnie pijane, zmęczone i nie tak eleganckie jak przyszłyśmy, ale za to w świetnych humorach. Powrót do mieszkania trwał całą wieczność, bo co zrobiłyśmy dwa kroki w przód, to potem trzy w tył. Śpiewałyśmy na całe gardło Love Me Like You Do Ellie Goulding. Buty niosłyśmy w rękach, nie mogąc już wytrzymać na wysokich obcasach. Wpadałyśmy na siebie co chwilę, śmiejąc się na całe gardło. Blanka wpadła na pomysł, żeby wracać przez Buckingham Palace, bo tamtędy miało być szybciej i przyjemniej. Jej pomysł kosztował nas dodatkową godzinę spaceru, a do mieszkania weszłyśmy dopiero około siódmej rano. Padłam od razu na łóżko i zasnęłam, gdy tylko świat przestał wirować. 

Obudził mnie straszny ból głowy i natychmiast pobiegłam do łazienki zwymiotować. Opłukałam twarz zimną wodą, a po chwili przepłukałam usta płynem do jamy ustnej. Uzbrojona w tabletki przeciwbólowe udałam się do kuchni. Nigdy nie miałam kaca, to straszne uczucie i miałam wrażenie, że głupia głowa zaraz mi wybuchnie. Połknęłam dwie tabletki naraz, popijając lodowatą wodą z butelki, aż zmroziło mi mózg. 

Blanka leżała w salonie na kanapie z ręcznikiem na głowie, wyglądając o niebo lepiej niż ja. 

– Nigdy więcej, zaraz umrę. – Padłam obok Blanki, ściszając telewizor, bo te dźwięki reklam świdrowały mi w mózgu, jakby chciały zrobić dziurę. Blanka siedziała z telefonem w ręce i zawzięcie coś pisała, poruszając kciukami z szybkością światła. 

– Oj tam, po pierwszym razie też tak mówiłam. Wczoraj faktycznie upodliłyśmy się troszkę za mocno – stwierdziła. – W piątek można zrobić powtórkę – dodała po chwili, nie przestając jeździć kciukami po ekranie telefonu. Nagle zaczęła się śmiać, a ja spojrzałam na nią, pukając się w czoło. Niestety nie pomyślałam, co robię. Tabletki jeszcze nie zaczęły działać, aż syknęłam z bólu zła sama na siebie.

– O nie! Jeśli o mnie chodzi, to alkoholowi mówię stanowcze nie. – Wzdrygnęłam się na samą myśl, a mdłości powróciły. – Z czego tak się śmiejesz? – Uśmiech nie schodził Blance z twarzy i nie byłam pewna, czy w ogóle mnie słuchała. – Słuchasz, co do ciebie mówię? 

– Tak, tak, mam podzielną uwagę. Pamiętasz tego bruneta w garniaku? Kupił nam malibu, a później poszłam z nim zatańczyć. 

To był wręcz taniec godowy, pomyślałam, ale na głos nie skomentowałam, by nie nakręcać przyjaciółki jeszcze bardziej. 

– No pamiętam. To on do ciebie pisze? – zapytałam, ale już po minie Blanki wiedziałam, że mam rację. 

– Tak, ma na imię James. Jest właścicielem sieci sklepów meblowych, no i sam ma niezły sprzęt. – Zrobiła rozmarzoną minę, a ja przewróciłam oczami. 

Teraz już wiem, gdzie zniknęła na piętnaście minut. Wszędzie jej szukałam, a jak mówiła, że była w łazience, to jej nie uwierzyłam. Teraz wychodzi na to, że mówiła prawdę, jedynie nie dodała, że nie była tam sama i co robiła. 

– Bleee, jesteś obrzydliwa. Zabezpieczyłaś się chociaż? – zapytałam zażenowana jej otwartością na te tematy. 

Wolałam sobie tego nie wyobrażać, ale przypominając sobie, jak tańczyli ze sobą, mimowolnie przeleciało mi przez głowę, co mogli tam robić. Nie wiem, kto kogo w tym tańcu uwodził, ale chyba obydwoje siebie nawzajem. 

– Oczywiście. Zabezpieczenie to podstawa, bez tego do niczego by nie doszło. Nie planuję w ogóle być matką, bo się do tego nie nadaję – odparła stanowczo, krzywiąc się przy tym. 

Jedno dobre w tym wszystkim, że pamięta o zabezpieczeniu, gdy jest zaślepiona seksem. Nie pochwalam takiego zachowania, ale nie wypowiadam się na głos. Moja przyjaciółka jest dorosła, ale martwię się o nią jak o siostrę. Mimo wszystko każdy ma własny plan na życie i ja to szanuję.

18 Kiedyś chcę mieć dziecko, a może nawet kilka małych brzdąców, lecz dopiero jak będę pewna swojego męża i będę wiedzieć, że to ten do końca życia. Może i jestem staromodna, ale tak zostałam wychowana, takie wartości wpoili mi rodzice i zamierzam się ich trzymać. 

– Idę poleżeć, głowa mi pęka pomimo tabletek, a jutro muszę jakoś wyglądać w pracy. – Teraz bliżej mi do menela niż do normalnego człowieka, pomyślałam. Blanka pomachała mi, pisząc SMS-a i nic nie odpowiedziała zaślepiona telefonem. 

Musiałam od niej uciec, bo wiedziałam, że gdy tylko oderwie się od telefonu, zacznie opowiadać wszystko ze szczegółami, a w moim stanie nim doszłaby do połowy historii, już bym miała głowę w ubikacji. Nie na mój żołądek teraz takie rzeczy. Musiałam najpierw jednak iść pod prysznic, a w szczególności umyć włosy, śmierdziały dymem z papierosów i od samego zapachu mnie mdliło. Nie wiem, jak można palić, przecież to okropnie cuchnie. W końcu świeża i pachnąca, ubrana w piżamę w serduszka wtuliłam się w poduszkę, po czym zamknęłam oczy, przekręcając się co jakiś czas, póki sen mnie nie zmorzył. 

Rano wstałam wyspana jak młody bóg, czułam się świetnie, a przede wszystkim po kacu nie było już śladu. Wybrałam z szafy prostą, kremową sukienkę, która ładnie podkreślała moją talię oraz nie za duży biust. Kończyła się przed kolanem, wyglądałam w niej jak milion dolców. Dobrałam do niej sandałki na płaskiej podeszwie, które wciągałam na stopy, wspominając swój pierwszy dzień w pracy. Uśmiechając się do siebie, zaplotłam warkocz i zauważyłam, że moje ciemnobrązowe włosy lekko straciły blask i czas najwyższy udać się do fryzjera na kurację. Makijaż jak zwykle zrobiłam delikatny i po trzydziestu minutach byłam gotowa do wyjścia. 

Miałam jeszcze parę minut do rozpoczęcia pracy, więc postanowiłam wstąpić do małej cukierni znajdującej się naprzeciwko Devil’s House po pączki do kawy na śniadanie. Wczoraj nie ja dłam kolacji i żołądek powoli dopominał się jedzenia. Stałam w kolejce do kasy, gdy nagle jakiś facet trącił mnie w ramię i oblał prawie całą zawartością swojej kawy. Moja śliczna sukienka została strasznie poplamiona, a ja już nie miałam czasu, by wrócić do domu i się przebrać. 

Kurwa!, zaklęłam w myślach, oceniając skalę zniszczeń na ubraniu. 

Co ja teraz zrobię? 

– Nie zauważyłem pani, przepraszam bardzo. Zapłacę za pralnię. – Mężczyzna przepraszał co drugie słowo. Nie docierało do mnie, co mówił, bo pochłaniałam go wzrokiem i śliniłam się jak idiotka. 

Co za facet! 

Metr dziewięćdziesiąt na moje oko, brunet ze śnieżnobiałymi zębami, z lekkim zarostem, ciemnymi oczami i włosami… 

O Boże, a co za usta… 

Moje libido się rozszalało na sam jego widok, a serce zabiło szybciej. 

Co się ze mną dzieje? Nigdy nie zgłupiałam tak na widok faceta, to do mnie niepodobne! 

– Wszystko w porządku, proszę pani? – Mężczyzna patrzył na mnie z politowaniem, gdy ja śliniłam się i gapiłam na niego jak na ósmy cud świata. Czekał na odpowiedź, a ja jak kretynka pożerałam go wzrokiem, zwilżając usta, które nagle wyschły i były szorstkie niczym papier. 

– Tak, tak, nie musi pan płacić za pralnię. To tylko sukienka. – Mężczyzna jeszcze raz przeprosił i po kilku sekundach wyszedł z cukierni. 

Jak ja się doprowadzę do porządku? Szlag by to! 

Spojrzałam na zegarek, już późno zważywszy na to, że jeszcze muszę spróbować zetrzeć te plamy z kawy. Zapłaciłam za pączki, po czym prawie biegiem ruszyłam do pracy, by się nie spóźnić. Miałam już swoją plakietkę, więc tylko pokazałam ją portierowi, który machnął ręką, bym szła dalej. Gdy dojechałam na górę, Kate jeszcze nie było. Przemknęłam do kuchni, by spróbować doprowadzić się do porządku, na szczęście kawa puściła i cała zeszła z sukienki, lecz woda wyschnąć musiała już sama. 

Stos papierów leżał na moim biurku, czekając na ogarnięcie. Za pomocą jednej teczki wachlowałam sukienkę, by szybciej wyschła, natomiast z drugiej wyciągnęłam zamówienia na materiały i różne dodatki. Odpowiedziałam też na kilka wiadomości, które czekały w mojej skrzynce mailowej. 

Dziwne, już prawie dziewiąta, a Kate nie ma, coś się musiało stać. 

Kate zawsze była w pracy dużo wcześniej niż ja. Chociaż nie przepadamy za sobą, zaczęłam się martwić. W środę zaspałam i spóźniłam się dosłownie piętnaście minut, za co Kate zjechała mnie z góry na dół. Od tamtego czasu staram się przychodzić jak najwcześniej. 

Sukienka już na szczęście wyschła, nie było śladu po porannym incydencie w cukierni. Robiąc sobie kawę w kuchni, wróciłam myślami do mężczyzny, którego dziś spotkałam. Jeszcze żaden facet nigdy tak na mnie nie zadziałał, owszem, widziałam wielu przystojniaków, ale nie mieli tego czegoś, co on. Był jak grom z jasnego nieba albo tornado, które nagle przeszło przez moją głowę, robiąc mi sieczkę z mózgu. 

Dźwięk telefonu Kate wyrwał mnie z fantazji o nieznajomym. Niepewnie podeszłam do jej biurka, rozglądając się, jakby ktoś mnie obserwował. Nie wiedziałam, czy odebrać, czy nie, lecz jej nie było, więc z wahaniem podniosłam słuchawkę. 

– Halo? – Wiedziałam, że to prezes. Dla niego był zarezerwowany specjalny dzwonek, by Kate od razu mogła się zabić o wszystko, byle tylko odebrać telefon. 

– Gdzie Kate?! – warknął na mnie bez żadnego dzień dobry. 

Jak zwykle uprzejmy, pomyślałam z ironią. 

– Kate jeszcze nie ma w pracy, panie prezesie. – Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc zdecydowałam się na prawdę. 

– Przynieś mi kawę! – rozkazał.

Przyjemniaczek, nie ma co. 

Odłożył słuchawkę, nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć. Mając nauczkę z pierwszego dnia, poleciałam jak najszybciej do kuchni, by zrobić jak zwykle podwójne espresso w filiżance, którą już rano naszykowałam. Prezes pił zawsze to samo i tylko w jednej filiżance, koniecznie z serwetką na talerzyku. Codziennie wybierałam inny kolor serwetki, sama nie wiem, dlaczego tak robiłam, ale skoro zależało mu na tej serwetce, to kładłam ją na spodeczku. 

Niepewnie zapukałam do drzwi jego pokoju i weszłam. 

– Dzień dobry. – Zatrzymałam się jak wryta w progu, zszokowana na widok prezesa. 

Kurwa mać! Nie, to chyba jakaś ukryta kamera… 

Zaklęłam w myślach… To on… Mężczyzna z cukierni. Wyobrażałam sobie prezesa i byłam ciekawa, jak wygląda, ale byłam pewna, że to jakiś starszy facet, mniej więcej w wieku mo-jego ojca. Zawsze go miałam za totalnego dupka, a ten człowiek z cukierni wydawał się całkiem inny. Teraz się okazuje, że to jedna i ta sama osoba i w dodatku pracuję dla niej już drugi tydzień.



0 Komentarze