Hafsah Faizal "Łowcy Płomienia" - ROZDZIAŁ PIĄTY


Recenzję "Łowców Płomienia" Hafsah Faizal znajdziecie tutaj, natomiast teraz zapraszam Was na piąty rozdział powieści:

ROZDZIAŁ 5

Zafira wepchnęła na miejsce stare, drewniane drzwi frontowe i ciężko westchnęła. Ogień trzaskał w palenisku, a Lana spała rozłożona na poduszkach madżlisu. Na jej podołku leżał zwój zawierający informacje na temat ostatnich zdarzeń, do jakich doszło w wiosce, a Łowczyni zastanawiała się, czy widniał tam wpis o Inayi. Lśniącą skórę Lany dekorowały jasne piegi, a w jej ciemnych włosach błyszczały płomienne kosmyki. Gdyby ich życie było łatwiejsze, Zafira zazdrościłaby siostrze urody.
Ściągnęła buty i ostrożnie przeszła po podłodze, wciskając pięty w drobne uwypuklenia, by poczuć pod stopami strukturę kamiennej powierzchni. Powiesiła płaszcz na wypolerowanej gałce obok korytarza, a następnie sięgnęła do torby i… zamarła. Pomiędzy przegródkami znajdował się płaski, kwadratowy obiekt. Pergamin.
Srebrny jak nów, szkarłatny jak świeża krew.
Wyciągnęła go powoli, a srebro zamigotało w słabym świetle kominka. To coś tętniło życiem. Wzywało ją niczym Arz. Poczuła, jak oddech staje jej w gardle.
Otwórz mnie, pergamin wydawał się szeptać. Przed oczami po raz kolejny przemknął jej krzywy uśmiech nieznajomej w srebrnym płaszczu, więc delikatnie obróciła materiał w dłoniach. Zakrzywione linie i nienaruszona pieczęć – list. Wiadomość przypominająca o nieistniejącej kobiecie.
Z łomoczącym sercem wbijała wzrok w wiercącą się Lanę, która przez sen mamrotała coś o Deenie. Zafira zacisnęła usta i rozchyliła przegródki. Miała rację, to był list. Na pergaminie widniały arawijskie słowa napisane czarnym atramentem i wyglądające równie dystyngowanie co sama kobieta.

Marhaba,
właśnie otrzymałaś zaproszenie na przygodę życia. Przygodę, która zabierze cię na wyspę, gdzie natury nie wiążą żadne granice, a ciemność skrywa wszelkie sekrety.
Pytasz, dlaczego pragnę stawić czoła takiemu miejscu? Och, kochana. Moim celem jest odzyskanie magii, którą zamknięto w formie starożytnej księgi znanej jako zaginiony Dżałarat.
Chwała i świetność. Powrót do przeszłości.
Twoje zadanie rozpocznie się za dwa świty, u stóp Arzu.

Zafira przeczytała list kilka razy, wstrzymując oddech. Nie mogła oddychać. Słowa wirowały w jej głowie i zaciskały się wokół serca.
Magia. Wiadomość mówiła o wyprawie na Sharr, ponieważ w pobliżu nie było innych wysp. By odzyskać magię. By przywrócić Arawiyę do jej dawnej świetności i raz na zawsze pozbyć się Arzu. Za pomocą zaginionego Dżałaratu, co w starożytnym języku oznaczało Klejnot. Drżącymi palcami wepchnęła list z powrotem do torby.
Czy to dlatego kalif przybył do Domu Selaha leżącego sześć godzin drogi stąd? Zachodnie wioski były małe, najbiedniejsze w Demenhurze, zwłaszcza w porównaniu z Thalj – majestatyczną stolicą kalifatu odległą o cztery dni od peryferii, na których mieszkała Zafira.
Ale na wszystkie śniegi. Dwa dni. Sharr, magia i…
Nagle znieruchomiała. Kobieta w srebrnym płaszczu była prawdziwa. To ona zostawiła wiadomość w torbie Zafiry. Lecz na ile prawdziwe było to zaproszenie, ta wyprawa? Istnienie magii? Mimo że nieznajoma przyprawiała dziewczynę o ciarki, Łowczyni nie miałaby nic przeciwko kolejnemu spotkaniu, jeśli dzięki temu mogłaby rozwiać dręczące ją wątpliwości.
Ile osób otrzymało podobny list? Ponownie wyciągnęła go z torby. Musiała wziąć go do rąk. Poczuć go pod palcami. Przeczytać wiadomość jeszcze kilka razy, rozkoszując się uczuciem, którego nie potrafiła nazwać. Naraz ciszę przerwał odgłos przesuwania koców, więc pośpiesznie wepchnęła pergamin z powrotem między przegródki dokładnie w momencie, gdy Lana podniosła się do pozycji siedzącej.
– Ucht [1]!
Zafira zawsze czuła się lżej, słysząc słowo siostra wymówione tym słodkim głosem.
– Jak się czuje umm? – zapytała z uśmiechem, patrząc na zamknięte drzwi prowadzące do pokoju ich matki. Wiadomość z listu wciąż przyprawiała ją o szybsze bicie serca.
– Śpi. I nie sądzę, by wybierała się na ślub – odparła Lana. Oczy miała po babie – łagodne i w kolorze miodowego brązu – ale w jej przypadku bił od nich też ból. To Lana trwała przy boku matki, gdy ta nie potrafiła pogodzić się ze śmiercią ukochanego. Zafirę dręczyły z tego powodu wyrzuty sumienia, które również w tej chwili pozbawiały ją tchu, kiedy patrzyła w oczy siostry, dlatego pośpiesznie odwróciła wzrok.
Łowca i Sanitariuszka. Właśnie tak baba nazywał swoje córki, gdy on towarzyszył Zafirze w wyprawach w głąb Arzu, a Lana pomagała umm zbierać rzadkie, demenhuńskie zioła. Nie mógł przewidzieć, jak bardzo nadany przez niego przydomek będzie pasował do jej siostry. Kiedy ich matka zaczęła mieć conocne koszmary, Lana praktycznie pełniła funkcję domowej pielęgniarki.
– Wyglądasz na zmęczoną. Jak było na polowaniu? – zapytała, robiąc dla niej miejsce.
– W porządku – powiedziała Zafira, wzruszając ramionami, lecz Lana zmrużyła oczy. Kochała Yasmine, ale jej dociekliwość i poniżająca maskarada momentami działały jej na nerwy. Z Laną nigdy tak się nie czuła, bo jej siostra zawsze patrzyła na nią jak na bohaterkę. – Dobrze, dobrze. Było w porządku i może troszeczkę ekscytująco.
Usadowiła się obok Lany, po czym opowiedziała jej o spotkaniu z Sarasynami, wplatając w historię kilka nieistotnych szczegółów, aby dodać jej nieco grozy. List wzywał ją z torby leżącej na kolanach, lecz po raz kolejny tego dnia wyrzuciła z głowy myśli o kobiecie w srebrnym płaszczu. Oczy Lany lśniły, gdy odchyliła się delikatnie do tyłu, przytulając do piersi poduszkę z frędzlami i wyszytym na niej arabeskowym wzorem.
Dawno temu dostała ją od Zafiry. Dzięki skórom, jakie Łowczyni pozyskiwała z polowań, nie należały do najbiedniejszej grupy w wiosce, mimo to nigdy nie były w stanie odłożyć dodatkowych dinarów na czarną godzinę.
Stuknęła Lanę palcem w nos.
– A teraz musimy ruszać na wesele. Jeśli dotrzesz tam przed resztą gości, być może uda ci się wyprosić u kelnerów większą porcję deseru. Wiesz… – powiedziała Zafira zaczepnym tonem, poruszając brwiami – …na przykład aisz el-saradża.
Oczy Lany rozbłysły, słysząc nazwę popularnego puddingu chlebowego.
– Uczeszesz mi warkocz?
– I przyniosę nieco bachur [2] umm, żebyś była najpiękniej pachnącą panną na weselu – obiecała ku zadowoleniu Lany. W takich chwilach Zafira lubiła patrzeć na jej dziecięce wygłupy. Na chichot i zachwyt, uśmiech i słodycz. Nikomu nie przyszłoby do głowy, że ta sama czternastolatka budziła się w środku nocy, by uspokoić przerażające jęki matki. Lecz była ona jedną z wielu osób, które musiały dorosnąć przed czasem, i dziewczynka absolutnie nie ponosiła za to winy.
Lana, nie zdając sobie sprawy z tej nagłej zmiany nastroju, chwyciła siostrę za rękę, a następnie pociągnęła ją ze sobą. Torba Zafiry, razem ze schowanym w środku listem, zsunęła się na podłogę.
Teraz ważniejszy był ślub.

***

Słońce już zachodziło, gdy tłum gości zaczął się zbierać na dżumu’a – okrągłym, otoczonym rynkiem placu z szarego, grzanego kamienia. Od jego środkowej części biegły regularne wzory, a ich wici sięgały aż do krawędzi, opowiadając historię, której nikt nie był w stanie odczytać. Mówi się, że to Siostry umieściły kamienie dżumu’a w każdym z pięciu kalifatów.
Baba powiedział jej kiedyś, że dawno temu pod tym kamieniem znajdowała się woda, która chłodziła grunt. To było jeszcze przed wiecznym śniegiem i należało do rzeczywistości obcej dla każdego żywego Demenhuna. Dla niemal każdego Arawijczyka – chyba że któryś z nich był nieśmiertelnym safinem ze szpiczastymi uszami i dumą jak u pawia. Albo miał ponad dziewięćdziesiąt lat.
Zafira siedziała ze skrzyżowanymi nogami na poduszce obok panny młodej, trącając ją łokciem za każdym razem, gdy na horyzoncie pojawiała się kolejna osoba, której dawno nie widziały. Większość mieszkańców zachodnich wiosek zjawiła się tutaj odziana w piękne chaledżi lub ciemne kandury, dopełnione koralami i innymi elementami biżuterii oraz częściowo zakryte ciężkimi płaszczami. Zewsząd dało się słyszeć pisk i chichot dzieci biegających pomiędzy dorosłymi. Z powodu tej uroczystości stojące w pobliżu sklepy zostały zamknięte; przez brudne okna dało się dostrzec zacienione wnętrza i, mimo że bogato zdobione dywany i poduszki leżały rozłożone przed budynkami, większość ludzi trzymała się blisko niskich stołów pełnych jedzenia.
Bijące od kamienia ciepło dotarło do policzków Zafiry. W pewnym momencie zaczęła się zastanawiać, czy powinna dołączyć do zabawy, czy korzystać z ostatnich chwil, które mogła spędzić w towarzystwie Yasmine, zanim jej przyjaciółka zwiąże się z kimś innym.
Czuła ból w piersi za każdym razem, kiedy o tym myślała.
Z ustawionej na środku każdego ze stołów pieczonej sarniny unosiła się para i, choć od uczty dzieliła ją spora odległość, Zafira poczuła zapach rozmarynu, cynamonu, liści wawrzynu i czosnku. Mimo że nie cierpiała czosnku, do ust napłynęła jej ślinka. Wokół większych talerzy leżały też mniejsze. Oblane tłuszczem, faszerowane liście winogron; dolmy [3] wypełnione cebulą i bakłażanem; pieczona kibbe [4], którą przyozdobiono miętą; placki oraz manakisze [5] z za’atarem [6] i oliwą. Potraw było tak dużo, że Zafira nigdy nie byłaby w stanie spróbować tego wszystkiego w ciągu jednego dnia.
Przygotowanie takiej uczty wymagało wielu dinarów i polowań. Jednak wyraz twarzy Yasmine na myśl, że dzięki temu wiele osób będzie mogło najeść się do syta, był wart wszelkiej ceny.
– Lana została sama – powiedziała Yasmine, która cały ten czas uważnie obserwowała tłum, siedząc na misternie zdobionym podwyższeniu. Obok niej znajdowało się puste miejsce przeznaczone dla jej męża. Męża. Jeszcze długo będzie musiała się do tego przyzwyczajać.
Nieco dalej Lana siedziała ubrana w ciemnoniebieską, błyszczącą chaledżi, wyglądając jak sama królowa. Na jej kolanach leżał talerz z na wpół zjedzonym aisz el-saradża. Dłonie zaciskała nerwowo na szalu i nie ulegało wątpliwości, że ten dzień nie był dla niej tak radosny jak dla większości osób. Zafira liczyła, że znajdzie sobie jakieś zajęcie, ale wyglądało na to, że stojące nieopodal grupki dziewcząt jedynie potęgowały poczucie samotności u Lany. 
Jednakże w pewnym momencie obok jej siostry usiadł ktoś w dopasowanej kandurze, która była uprzędzona tak starannie, że lśniła w świetle zachodzącego słońca, podkreślając brązowy odcień włosów jej właściciela. Deen. Tylko on dorównywał Yasmine spostrzegawczością. Tylko on był w stanie wywołać na twarzy Lany tak szczery uśmiech.
– Już nie – powiedziała Zafira, próbując zrozumieć kłębiącą się w niej burzę emocji.
Nagle podszedł do nich młody mężczyzna, a jego bogato zdobiona kandura wyłącznie podkreślała próżność, jaka biła od jego krzywego uśmiechu. Obrzucił Yasmine przeciągłym spojrzeniem, a Zafira miała ochotę wydrapać mu oczy.
– Co, Łowca wykopał cię z łóżka, więc zdecydowałaś się na tego gorszego?
Yasmine jedynie się uśmiechnęła, elegancko trzymając dłonie splecione na podołku.
– Podejdź bliżej. Zdradzę ci sekret. – Młodzieniec uniósł brew i ochoczo wykorzystał okazję, by podziwiać jej urodę z bliska. Yasmine kontynuowała, zadowolona z siebie: – Tak właściwie to ja go wykopałam. Zaczął mnie nudzić, wiesz? I z radością wykopię też ciebie ze swojego wesela, jeśli bycie uprzejmym przychodzi ci z taką trudnością.
Odskoczył gwałtownie, jakby poczuł na twarzy cios, który Zafira wymierzyła mu w myślach, po czym szybko się oddalił. Yasmine spojrzała na nią i uniosła brew.
– I właśnie tak sobie radzisz w tego typu sytuacjach. Bez brudzenia sobie rąk… sama widziałam, że miałaś ochotę odgryźć mu głowę.
– Moje rozwiązania nie narażają mnie na bycie obrzuconą obelgami, ale proszę, mów dalej – odparła Zafira, przeciągając samogłoski.
Dzięki tajemnicy owiewającej tożsamość Łowcy rodzeństwo Ra cieszyło się w wiosce pewnego rodzaju sławą, bo to oni wiedzieli najwięcej na jego temat, jako że znali go… ją osobiście.
Prawdę mówiąc, wyżywienie trzystu mieszkańców zachodnich wiosek upolowaną zwierzyną powinno być niemożliwe, lecz jakimś cudem jej się to udawało. Powiadano, że to Arz stanowił podłoże tego urodzaju, że to dzięki niemu mięso upolowanych zwierząt wydawało się bardziej obfite. Ale prawdopodobnie sam fakt, że każdy otrzymywał jedzenie przynajmniej raz w ciągu kilku dni, spowodowany był znakomitymi umiejętnościami dystrybucyjnymi Deena.
Oczywiście Demenhur posiadał hodowle bydła, jednak pochodzące stamtąd mięso rzadko wystarczało dla wszystkich mieszkańców. A dla tej bogatszej części społeczeństwa nie istniało nic lepszego niż igranie z niebezpiecznym Arzem. Niektórzy przybywali tu spoza granic kalifatu tylko po to, by polować na zdobycz Łowcy. To właśnie do nich czuła największy wstręt.
– Przestań patrzeć na moich gości, jakbyś chciała ich zastrzelić. Nie przyniosłaś ze sobą łuku i masz na sobie sukienkę – upomniała ją Yasmine.
Zafira spojrzała w śmiejące się oczy przyjaciółki, po raz kolejny tego wieczoru podziwiając jej nieziemską urodę. Bladozłota chaledżi z szerokimi rękawami mieniła się od opalizujących koralików, a brązowe włosy miała spięte z tyłu głowy, którą zdobił koronkowy szal i wianek z białych kwiatów. Jej policzki pokryte były delikatnym różem, a podkreślone surmą [7] oczy sprawiały, że wyglądała, jakby miała więcej niż osiemnaście lat.
– Wybacz, Minn. Po prostu mam wrażenie, jakby każdy mnie obserwował – powiedziała. Poza tym nie mogę przestać myśleć o pewnym srebrnym liście.
Jej puls przyspieszył. Wiedziała, że to nierozsądne, ale chciała udać się na tę wyprawę. Chciała wypełnić powierzone jej zadanie – jako kobieta. A przynajmniej pragnęła odpowiedzi. Czy jedna księga naprawdę mogła przywrócić magię? Czy kalif miał z tym coś wspólnego? W końcu nie był złym człowiekiem. Jeżeli rzeczywiście odkrył jej prawdziwą tożsamość, z pewnością znajdzie jakieś inne wyjście z tej sytuacji. Nie skróci jej o głowę.
A przynajmniej nie sądziła, by mógł to zrobić.
Ale kto miałby zapewnić mieszkańcom pożywienie? Niemal każdy dinar, jaki Zafira odłożyła ze sprzedanych przez nią skór, przeznaczyła na ślub Yasmine. Nagle uderzyła ją pewna myśl: mogła poprosić kobietę w srebrnym płaszczu o pożywienie lub pieniądze. Łowczyni umiała się targować. Yasmine i Deen mogliby…
– Zafiro, przestań.
– Co mam przestać? – zapytała, udając niewiniątko.
– Przecież widzę, że myślisz o czymś, nad czym nie musisz się teraz zastanawiać.
Dziewczyna nie odpowiedziała. Yasmine westchnęła i zmieniła temat.
– Ładnie dzisiaj wyglądasz.
Zafira zarechotała, a jedna ze stojących w pobliżu kobiet wbiła w nią zszokowany wzrok. 
Wścibska kretynka.
– Tylko dzisiaj, co? Może dlatego, że siedzę obok samej panny młodej ubrana w suknię, która jest troszeczkę za ciasna.
Yasmine parsknęła śmiechem, a oczy kobiety niemal wyskoczyły z orbit, widząc ich łajdackie zachowanie.
– Wiedziałam, że powinnyśmy były kupić ci nową chaledżi – powiedziała Yasmine. Zafira otworzyła usta, by zbesztać ją za marnowanie dinarów, ale Yasmine kontynuowała: – A na dodatek twoja fryzura jeszcze bardziej odciąga ode mnie uwagę.
Łowczyni ostrożnie dotknęła swoich włosów. Podobał jej się sposób, w jaki kobiety ułożyły je na kształt czegoś w rodzaju korony, mówiąc jej przy tym, aby zostawiła szal w domu. Dzięki temu ten jeden raz miała okazję poczuć się pięknie, nawet królewsko. Jednak za nic nie mogła równać się z Yasmine.
– Minn, nawet sam księżyc nie ośmieli się dziś wyjrzeć zza chmur. Niby jak mógłby to zrobić w obliczu takiej piękności?
Yasmine się skuliła, sprawiając wrażenie dziwnie skrępowanej. Zaczęła bawić się kamieniem księżycowym – demenhuńskim klejnotem, który cały ten czas trzymała w dłoniach i który po zakończeniu ceremonii przekaże Miskowi. Słaby wiatr mieszał ze sobą ciężki zapach bachur oraz aromat jedzenia. Wokół nich zaczął padać śnieg, pokrywając rynek świeżą warstwą białego puchu, choć podgrzewany kamień dżumu’a oraz otaczające go pochodnie sprawiały, że grunt pod ich nogami był wciąż ciepły i czysty.
Z postawionych na stołach potraw nie unosiła się już para, a ich ilość malała wraz z trwaniem uroczystości. Poczuła ucisk w piersi. Wiedziała, że to tylko posiłki, ale ona postrzegała je również jako dowód. Dowód na to, że wszystko, co dobre, szybko się kończy.
Nagle Yasmine ponownie się odezwała.
– Co, jeśli… tej nocy… sama nie wiem.
– Wszystko będzie dobrze. On cię kocha, Minn, a ty kochasz jego, i oboje dobrze o tym wiecie. Nie ma powodu do zmartwień – odparła spokojnym głosem.
Yasmine przebiegła palcami po zdobiących jej skórę kwiatowych zawijasach i wzorach geometrycznych z henny, które wspólnie tworzyły imię Miska.
– Miłość. Co za głupie uczucie.
Zafira napotkała wzrok Yasmine, a między nimi zawisło jeszcze jedno imię. Deen. Ofiarował jej całego siebie i chętnie dałby jej jeszcze więcej, lecz nie mogła oddać mu swojego serca. Nie po tym, co stało się z umm po śmierci baby.
– Już tu jest! – ktoś krzyknął, a Łowczyni podskoczyła, po części spodziewając się, że obok nich wyrośnie Deen. Ale tłum rozstąpił się dla Miska, ubranego w nieskazitelnie czystą, czarną kandurę oraz granatowy turban. Jego spojrzenie utkwione było w Yasmine, a Zafira musiała odwrócić wzrok, nie mogąc znieść bijącej od jego oczu intensywności.
– Pamiętaj, że mnie nie stracisz – powiedziała delikatnie Yasmine. – Wciąż będę twoja.
Yasmine nie powinna była przenosić spojrzenia na przyjaciółkę, kiedy Misk patrzył na nią w taki sposób.
– Wiem. Po prostu jestem egoistką.
Kąciki ust Yasmine uniosły się nieznacznie. 
– Masz sporą konkurencję. W końcu jest diabelsko przystojny.
Zafira poczuła się lżej, wdzięczna za tę nagłą zmianę tematu. Misk był przystojny. Głównie dlatego, że posiadał nietypową urodę. Jego matka pochodziła z Sarasynu, a dzięki odziedziczonych po niej czarnych jak atrament włosach oraz oliwkowej skórze znacznie się wyróżniał na tle mieszkańców Demenhuru. Na szczęście nie przejął po niej niechlubnych cech, które tak bardzo charakteryzowały Sarasynów.
– Moja druga połówko. Księżycu mojej duszy – powiedział Misk do Yasmine, a Zafira spojrzała na uśmiech malujący się na ustach przyjaciółki i zamknęła go w sercu. Pomimo swojego zamiłowania do przemocy, Sarasyni posiadali jeszcze bardziej melodyjny głos niż Demenhuni. Był zarazem chrapliwy i srebrzysty.
Deen stanął po drugiej stronie pana młodego, a jego kandura lśniła w świetle pochodni. Brązowe włosy przesłaniał mu rdzawy turban, którego frędzle muskały skórę na szyi.
W pewnym momencie zauważył, że Zafira się w niego wpatruje, i na jego ustach natychmiast pojawił się nieśmiały uśmiech zaakcentowany dołeczkiem w policzku, kompensując za bijące od jego oczu cierpienie. W odpowiedzi również wykrzywiła niepewnie wargi i zaczęła się zastanawiać, czy opowiedział Yasmine o swoim śnie – i czy ten sen oraz jej list były ze sobą powiązane.
Nagle tłum się rozstąpił, ukazując dwóch strażników odzianych w szaroniebieskie barwy Demenhuru. Pod ich ciężkimi płaszczami dało się dostrzec stroje, których krój miał umożliwić im szybki pościg oraz ułatwić poruszanie się i utrzymywanie właściwej temperatury ciała. Ich pasy wzbogacone były pieczęcią Demenhuru – srebrnym płatkiem śniegu o zaostrzonych końcach – oraz dwoma pochwami na miecze – jedną na dżambiję [8], a drugą na bułat.
Pomijając pieczęcie z płatkami śniegu, takim strojem nie pogardziłby żaden łowca. Szkoda tylko, że Zafira nie była tak uzdolniona w fechtunku, jak w łucznictwie.
Za’eem podszedł do podwyższenia, a Zafira miała ochotę urwać mu głowę. Nieoczekiwanie poczuła ciepłe dłonie na swoich pięściach. Dopiero gdy Deen wymamrotał jej imię i odsunął ją na bok, zauważyła, że reszta gości zrobiła to samo.
– Zebraliśmy się tu dzisiaj z myślą o jedności. Jedność zapewniła Arawiyi urodzaj i to właśnie jedność da nam siłę, by przebrnąć przez te mroczne dni. Bez niej wciąż wiedlibyśmy koczowniczy tryb życia, przemierzając bezkresne piaski pod płaszczem upalnego słońca, a każdy dzień zwiastowałby niebezpieczeństwo.
– Akch, za’eem powinien napisać książkę – rzucił Deen, krzyżując ręce na piersi. Lana podkradła się do drugiego boku Zafiry i chwyciła ją za rękę.
– Szóstka Starszych Sióstr powstała z chaosu i nieładu. Wypełniły one swoje serca magią naszego świata i zjednoczyły nas wszystkich. Utworzyły kalifaty i sprawowały nad nimi rządy poprzez swoją radę, która zasiadała w miejscu znanym nam jako Kraina Sułtana. Zakazały praktykowania niekontrolowanej czarnej magii zwanej damszir i ustaliły granice w kwestii korzystania z białej, zapewniając Arawiyi bezpieczeństwo. A kiedy w królewskich minaretach zapłonęła ta świeża, odnowiona magia, ofiarowano nam cel warty dążenia, dzięki któremu byliśmy w stanie obrać w życiu ścieżkę motywowaną naszymi naturalnymi predyspozycjami. Uzdrowiciele mogli leczyć, a ci o płonących sercach potrafili wykrzesać ogień.
Zafira poczuła ból w piersi na wspomnienie o magii i przypomniała sobie o liście. Potarła knykciami miejsce, gdzie biło jej serce – władałaby ogniem czy wodą? Posiadałaby umiejętność uzdrawiania dotykiem czy tworzenia iluzji za pomocą umysłu?
– W trakcie tej trwającej przez wiele wieków złotej ery Siostry ofiarowały każdemu z kalifatów siłę, której mieszkańcy potrzebowali do życia, wzmacniając naszą jedność. Demenhur wzbogacał Arawiyę w zioła i leki, których nie można było zdobyć w żadnym innym miejscu. Sarasyn dzielił się z resztą węglem oraz minerałami. Peluzja karmiła nas wszystkimi gatunkami owoców, jakie byliśmy w stanie sobie wyobrazić, i pokazała nam niezrównane metody architektoniczne, umożliwiając szybki rozwój. Nasi sąsiedzi z Zaramu przemierzali wody, szkolili naszych wojowników i wydobywali najrzadsze smakołyki z morskich głębin. Do tego szanowany safin z Alderaminu studiował naszą przeszłość włącznie z popełnianymi przez nas błędami, by pomóc nam stać się kimś lepszym, napełniając Arawiyę duchem kreatywności i rozbudzając nasze serca. Arawiya, nasze cudowne królestwo, kwitła.
Głęboki głos za’eema ucichł na moment, a Łowczyni odchyliła się na piętach. 
Wielkie nieba. Uspokój się.
Wokół rozległy się pomruki i stało się jasne, że nie tylko Zafirę przepełniała nostalgia na myśl o tym, co utracili, oraz duma wywołana ich dotychczasowymi osiągnięciami. Nawet na twarzy Lany malował się tęskny uśmiech. Tamtego dnia stracili coś więcej niż magię. Ich ziemie przemieniły się w rozszalałe bestie. Między kalifatami wyrosły mury, a z każdym kolejnym dniem mroczny las coraz bardziej pochłaniał ich tereny.
– Dzięki tej jedności mieliśmy wszystko. Solidarność oraz miłość. Jednak, drodzy przyjaciele, wiele nam odebrano w chwili, gdy Siostry przepadły bez wieści i zabrały ze sobą magię. Tę samą magię, którą tchnęły w każdy z kalifatów i która była dla nas tak wielką ostoją, że bez niej zaczęliśmy błądzić. Nasze minarety skąpane są w ciemności. Arawiya cierpi. – Usta mężczyzny wykrzywiły się w smutnym uśmiechu, a w tłum uderzył nagły podmuch wiatru.
Zafira nie chciała wierzyć w tę część historii. To niemożliwe, żeby Szóstka Sióstr przez tyle lat sprawowała tak stabilne rządy, by naraz zniknąć bez śladu, pozostawiając mieszkańców i cały kraj na pastwę losu. Taki scenariusz zwyczajnie nie miał sensu.
– Mimo to trwamy przy życiu. Uparcie brniemy naprzód. Dzisiejsza ceremonia złączy nie tylko serca dwójki ludzi, ale po części również dwa kalifaty. Mabruk [9]. Niech nawet śmierć was nie rozłączy.
Za’eem kiwnął głową po raz ostatni, a potem oddalił się razem ze swoimi strażnikami.
– Nieźle jak na stronniczą krowę – powiedziała Zafira, a Deen mruknął w odpowiedzi. Jednak zamiast rozkoszować się przesłaniem przemowy za’eema, goście powrócili do wcześniejszych rozmów, jakby mężczyzna przyszedł tu wyłącznie po to, aby ogłosić, że pod koniec ceremonii podadzą herbatę.
Już zaakceptowali swój skuty lodem los i nadchodzącą ciemność. Nie pragnęli nic ponad to, co już mieli. Jaki był sens, skoro Arz wkrótce miał pochłonąć ich wszystkich?
Naraz starszy wioski wyszedł przed tłum, by przeprowadzić ceremonię ślubną i w momencie, gdy uniósł ręce, zapadła cisza. Jedno z dzieci zaczęło gaworzyć, ale jego mama pośpiesznie przerwała tę dziecięcą chwilę radości.
Yasmine przekazała kamień księżycowy Miskowi, który cały czas patrzył jej głęboko w oczy. Zafira poczuła, jak Deen muska opuszkami jej dłoń i zesztywniała, lecz on jedynie splótł ich małe palce, uspokajając jej galopujące serce.
Mężczyzna kontynuował ceremonię, burkliwym głosem wypowiadając słowa powoli i przeciągle. Yasmine napotkała spojrzenie Zafiry i przewróciła oczami. Dziewczyna spiorunowała ją wzrokiem, tłumiąc śmiech.
– Myślisz, że małżeństwo to zmieni? – zapytał Deen.
Przekrzywiła głowę.
– Co zmieni?
– Ją. Jej głupkowatość. Jej zamiłowanie do płatania figli. Jej niespożytą zaciętość.
Zafira ostrożnie dobierała słowa.
– Kocha ją taką, jaka jest. Dlaczego miałaby cokolwiek zmieniać?
– Nie wiem – odparł, mocniej zaciskając palec. – Po prostu myślę, że kiedy już wiążesz się z drugą osobą, stajesz się innym człowiekiem. Że jeśli chcesz uszczęśliwić ukochanego i samą siebie, następuje w tobie zmiana, z której nawet nie zdajesz sobie sprawy.
Jak umm. Jak baba.
Starszy wioski zbliżał się do końca ceremonii. Ponieważ słońce już całkowicie zaszło, rozpalono lampiony, a w powietrzu unosił się stęchły zapach oleju. Zafira przechyliła głowę, nie wiedząc, czy chce wiedzieć więcej.
– Dlaczego?
Deen przeniósł na nią wzrok, ale ona nie mogła odwzajemnić jego spojrzenia, bo w tej chwili w jej myślach pojawiły się kolejne pytania i prośby. Myśli o przyszłości. Zaproszenia i odmowy. Jego odpowiedź była delikatna, a ona odczuła ją jak subtelne muśnięcie wiatru na policzku.

– Sam chciałbym to wiedzieć.

_________________
[1] Ucht – (z arab. okht) siostra (przyp. red.).
[2] Bachur – (z arab. bakhur) olejek (przyp. red.).
[3] Dolma – gołąbki w liściach winogron (przyp. red).
[4] Kibbe – (z arab. kibbeh) kulki z mięsem mielonym i kaszą bulgur (przyp. red).
[5] Manakisz – (z arab. manakish) arabski placek z różnymi dodatkami, przypominający pizzę (przyp. red.). 
[6] Za’atar – mieszanka przypraw rozpowszechniona w kuchni arabskiej składająca się głównie z tymianku, sumaku i sezamu (przyp. red.).
[7] Surma – kredka do oczu, kosmetyk (przyp. red.).
[8] Dżambija – (z arab. jambiya) tradycyjny nóż o krótkim, obustronnym ostrzu (przyp. red.).
[9] Mabruk – (z arab. mabrook) gratulacje, gratuluję (przyp. red.).


Powieść zostanie wydana przez:

0 Komentarze