Hugh Aynesworth, Stephen G. Michaud „Ostatni żywy świadek” oraz „Rozmowy z mordercą” - OPINIA


Prześladowało go jednak coś innego: strach, niepewność - czasami jakieś ledwie wyczuwalne obawy - które zagnieździły się w jego umyśle niezauważalne, niczym skradający się nocą kot. Czuł je przez lata, ale jeszcze nie rozumiał, w co się przeobrażą. Jego skaza, rozdarcie w jego psychice, zmieni się w kokon lodowatego, morderczego gniewu.

Dziś napiszę o dwóch książkach: „Ostatni żywy świadek” oraz „Rozmowy z mordercą”, które pojawiły się na rynku 14 października 2019 roku nakładem wydawnictwa Bez Fikcji. Jest to reportaż dwóch amerykańskich dziennikarzy – Hugh Aynesworth i Stephena G. Michaud – opowiadający historię jednej z najsłynniejszych postaci w dziejach kryminalistyki.

Ludzie myślą, że przestępcy to garbate, zezowate potwory, prześlizgujące się gdzieś w mroku i pozostawiające za sobą śluzowate ślady. A jednak są oni istotami ludzkimi.

Theodore Robert Bundy nazywany jest pierwszym amerykańskim seryjnym mordercą-celebrytą. W ciągu czterech lat zamordował wiele kobiet – potwierdzono trzydzieści zabójstw, a zidentyfikowano dwadzieścia z nich. Często ogłuszał ofiary za pomocą tępego narzędzia, potem dusił, na wielu dokonywał gwałtu, czasem też wykorzystywał kobiety seksualnie także po ich śmierci, dopuszczając się nekrofilii. Ted był bez wątpienia jedną z najbardziej przerażających zagadek kryminalistycznego świata. Elokwentny student prawa, przystojniak o chłopięcym uroku, któremu wróżono błyskotliwą karierę polityczną, posiadał drugie oblicze: drapieżnego zboczeńca. 

Patrzysz im w oczy i zasadniczo osoba w takiej sytuacji jest Bogiem! Po tym je posiadasz i już na zawsze będą częścią ciebie. A miejsca, w których je zabijasz lub zostawiasz staja się dla ciebie święte i zawsze będzie cię do nich ciągnęło.

Pierwszych morderstw Bundy dokonał na terenie stanu Waszyngton – mężczyzna miał wtedy dwadzieścia siedem lat. Wykorzystywał do tego beżowego volkswagena Garbusa. Najczęściej atakował młode studentki, prosząc je, by pomogły mu zanieść książki do samochodu. Nosił gips na ręce, dzięki czemu uwiarygadniał swoją przykrywkę niegroźnego faceta w potrzebie. Charyzma oraz urok osobisty sprawiały, że kobiety nabierały się na jego gierki. Bundy miał w sobie coś, co przyciągało do niego płeć przeciwną. Bywał w długoletnich związkach, posiadał masę zakochanych w nim fanek, które pisywały do niego listy, gdy przebywał już za więziennymi kratami. Przebywając w zamknięciu, wziął nawet ślub. Dla mnie Ted Bundy to niesamowita postać. Obie książki czytałam z zaciekawieniem, nieraz nie wierząc w to, z jaką łatwością mężczyzna manipulował ofiarami czy też choćby strażnikami pilnującymi jego celi. Mogłabym rozpisywać się bez końca, ale myślę, że na tym poprzestanę, żeby nie psuć Wam zabawy z czytania i poznawania przerażających ciekawostek podczas lektury.

No cóż, kto za sto lat będzie o nas pamiętał?

„Ostatni żywy świadek” to biografia, z której dowiecie się masy szczegółów o życiu i ofiarach Teda Bundy’ego, natomiast „Rozmowy z mordercą” zawierają treść wywiadu przeprowadzonego przed egzekucją (nagrania z celi śmierci trwają sto pięćdziesiąt godzin!), zanim Bundy został stracony na krześle elektrycznym na Florydzie. W 2019 roku na podstawie książek powstał sensacyjny serial dokumentalny stacji Netflix „Taśmy Teda Bundy’ego”, polecam też filmik Karoliny Anny „Ted Bundy – morderca celebryta”, oparty na faktach zawartych w reportażach. Obie książki polecam przede wszystkim ciekawskim, ludziom o mocnych nerwach, fanom biografii i pamiętników, studentom kryminalistyki czy po prostu każdemu, kto miałby ochotę poznać historię najsławniejszego seryjnego mordercy wszech czasów.

Przyjemnego czytania! 

Powieść wydana przez:

0 Komentarze