Maja Damięcka "Świąteczna Gorączka" - ROZDZIAŁ PIĄTY


Zapowiedź "Świątecznej Gorączki" Mai Damięckiej znajdziecie tutaj, natomiast teraz zapraszam Was na piąty rozdział powieści:

ROZDZIAŁ 5
Mikołaj

Wtorkowe popołudnie dłużyło się w nieskończoność. Siedziałem w firmie, myśląc o jutrzejszej rozmowie z Brunem, i ciągle łapałem się na tym, że zamiast skupiać się na słupkach i kasie, skupiam się na niebieskich oczach zadziornej lekarki. 
Co ja pierdolę? Jakich oczach?
Miała kurewsko seksowne cycki i pośladki. 
O tak!
Chciałem zerżnąć ją w każdy możliwy sposób. Słyszeć, jak krzyczy moje imię i błaga, bym lizał jej cipkę, a potem doprowadził do orgazmu. 
Już dawno żadna kobieta tak na mnie nie zadziałała. Mój fiut przywykł do uległych ślicznotek, które były na każde skinienie, więc dla odmiany zapragnął znaleźć się w cipce zadziornej laleczki. 
Ścisnąłem piłeczkę antystresową z taką siłą, że gdy poluzowałem palce, ledwie wróciła do pierwotnego kształtu. Ze złością cisnąłem nią do kosza. 
Zerknąłem na zabawną receptę od Sary. W przeciwieństwie do innych panienek miała poczucie humoru. Kurewsko mi się to podobało. 
Gwałtownie wstałem i chwyciłem za telefon.
Potrzebowałem relaksu, żeby przestać myśleć o tym, jak lekareczka rozchyla przede mną nogi.
W pierwszym odruchu chciałem zadzwonić do którejś z dziewczyn, ale nie mogłem zmusić się do wciśnięcia odpowiedniej ikony. Przesunąłem palcem po ekranie i wybrałem numer do jedynego przyjaciela, któremu ufałem, i który nie chciał mi wbić noża w plecy, kiedy jego laska na mnie leciała. 
Mój brat wolał facetów. 


***

– Co tam, bracie? Dawno się nie odzywałeś. – Daniel siedział już przy barze i sączył drinka. Jak zwykle był ubrany w czarny garnitur i miał okulary przeciwsłoneczne. 
– Mam w cholerę roboty. – Usiadłem obok i zamówiłem podwójną whisky.
– Dostaniesz zawału przed czterdziestką. Bierz przykład ze mnie. Relaks to podstawa. Też mógłbyś czasem wystąpić w jakiejś sesji, jesteś lepiej zbudowany. – Uśmiechnął się i oparł łokieć na blacie, odwracając głowę w stronę sali. Pomimo tego, że był prawie środek tygodnia, lokal był pełny. – O czym chciałeś pogadać? Problemy z jakąś laską Co tym razem? Wyimaginowana ciąża? 
Milczałem, popijając alkohol. Nagle z prawej strony dobiegł mnie śmiech. Spojrzałem w tamtym kierunku i o mało nie zadławiłem się whisky.
– Kurwa mać – syknąłem.
– Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha. – Daniel poklepał mnie po plecach.
– Bo zobaczyłem. To ona. – Wskazałem głową na Sarę. Siedziała z jakąś blondynką w rogu pomieszczenia przy jednym z wysokich stolików. Prezentowała się inaczej niż wczoraj. Naturalniej, ale nadal seksownie. Nagle mina jej zrzedła. Zobaczyła mnie i skrzywiła się, jakby właśnie polizała cytrynę.
– Ona, to znaczy kto? – Daniel pochylił się, aby zobaczyć, na kogo patrzę. – Ta po prawej czy po lewej?
– Kurwa, znasz mnie trzydzieści lat i jeszcze pytasz?
– Czyli ta po lewej.
Sara pokręciła z dezaprobatą głową i wróciła do rozmowy. Co jakiś czas zerkała na mnie, najwyraźniej oczekując, że w jakiś cudowny sposób zniknę. Nie miałem najmniejszego zamiaru ułatwiać jej czegokolwiek, więc nadal siedziałem w tym samym miejscu, wbijając w nią wzrok. Za plecami usłyszałem cichy śmiech brata. 
– Musiała nieźle zaleźć ci za skórę, skoro mnie tutaj wyciągnąłeś tylko po to, żeby ją wkurwić.
– Nie wiedziałem, że tutaj będzie. – Skrzywiłem się. – Ale pewnie teraz myśli, że ją śledzę. Ma na mnie ochotę, tylko jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy. 
– Aha. Nie poleciała na ciebie. To cię boli. – Daniel roześmiał się głośniej.
– Jeszcze będzie błagała o mojego fiuta. 
– To się musisz pośpieszyć, bo właśnie jakiś gość się do niej przystawia.
Gwałtownie odwróciłem się w stronę, w którą przed chwilą poszła Sara. Stała z jakimś frajerem i uśmiechała się do niego, nakręcając pasmo włosów na palec. 
Pierdolone blond pasmo na palec! 
Flirtowała z tym kolesiem na moich oczach.
Wstałem i ruszyłem w ich kierunku. 
– Mikołaj, miło cię widzieć. – Sara udawała, że cieszy się na mój widok. – Poznaj to mój… um… to Dawid.
– Spieprzaj – warknąłem do gościa, który nie wiedział, co się dzieje.
– Co? – Spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Był niższy o głowę i chudy jak patyk. Nie miał ze mną szans i o tym wiedział. 
– Powiedziałem, zjeżdżaj stąd. Mam z nią do pogadania.
Sara rozdziawiła usta, ale szybko odzyskała pewność siebie. Położyła dłoń na ramieniu tego dupka, zatrzymując go w pół kroku, po czym tupnęła nogą. 
– Nigdzie nie idziesz, Dawid. To pan Dębski już odchodzi! – fuknęła na cały lokal. Przekrzyczała nawet sączącą się z głośników muzykę. I znowu byłem „panem Dębskim”. Zacisnąłem zęby i spojrzałem na faceta, bezgłośnie mu grożąc, żeby spieprzał.
Na jego szczęście zrozumiał przekaz i szybko się ulotnił. Sara prychnęła niezadowolona, a mój fiut stwardniał, gdy tylko wbiłem wzrok w jej zaciśnięte z wściekłości usta. 
– Czego chcesz? – Uniosła brew. 
– Porozmawiać. – Wskazałem brodą korytarz prowadzący do szatni. 
– Nie mam ci nic do powiedzenia. Sponsorujesz szpital, w którym pracuję. Nie chcę dawać ludziom powodów do plotek.
– Pieprzyć ludzi. – Pchnąłem ją na ścianę. – Nie pogrywaj ze mną. – Oparłem jedno przedramię tuż obok jej głowy i zbliżyłem swoją twarz do jej. – Będziesz moja. Będziesz błagała, żebym cię przeleciał – szepnąłem w jej usta, po czym odepchnąłem się od ściany i zostawiłem Sarę z szeroko otwartymi oczami. 

***

Następnego dnia rano włączyłem laptopa i zacząłem szukać informacji dotyczących Zalewskiej. Jak na tak młody wiek, jej osiągnięcia były imponujące. Miała na koncie kilka dyplomów i udział w zagranicznym stażu, a także naukę pod okiem sławnego chirurga dziecięcego. 
I do tego była cholernie seksowna. 
Wstałem i poszedłem pod prysznic. Mój fiut pulsował na samą myśl o blond lokach. Chciałem, żeby krzyczała moje imię, dochodząc na moim języku, palcach i kutasie. 
Potrząsnąłem głową, śmiejąc się pod nosem. 
To tylko kwestia czasu.
A zabawa w kotka i myszkę może być całkiem przyjemna.
Musiałem sobie ulżyć. Chwyciłem penisa i kilkukrotnie przesunąłem po nim dłonią. Oparłem drugą rękę na kafelkach i przymknąłem oczy. 
Będziesz moja, lekareczko. 
Orgazm wstrząsnął moim ciałem szybciej, niżbym tego chciał, ale wizja Sary liżącej mojego fiuta za bardzo mnie nakręciła. 
Wyszedłem spod prysznica, wytarłem się, ubrałem bokserki i poszedłem do kuchni. Niedługo później aromat świeżej kawy unosił się w całym domu. Wypiłem ją podczas przeglądania najnowszych wiadomości. Dopiero gdy usłyszałem sygnał SMS-a, oderwałem się od laptopa. 
Z nieznanego numeru: „Nigdy nie będę twoja, Dębski”. 
A więc też miała ochotę na tę grę. 
Cudownie.

***

Późnym popołudniem pojechałem na spotkanie. Po rozmowie z Brunem miałem zamiar wrócić do domu, ale ponieważ dowiedziałem się, że Sara jest w szpitalu, zajrzałem na oddział dziecięcy. Kiedy wchodziłem po schodach, usłyszałem jej głos.
– Jak to nie przyszedł? To kto będzie Mikołajem?
Przystanąłem na ostatnim schodku, spoglądając na nią. 
– Cholera… – zaklęła, po czym zakryła usta dłonią i spojrzała na pielęgniarkę. – Przepraszam. Co powiemy tym dzieciakom? Musimy kogoś znaleźć, ale wątpię, by któryś z moich kolegów zechciał to zrobić. I jak na złość nie ma dziś żadnych stażystów. Same dziewczyny – mruknęła cicho. – Gdzie jest kostium? 
– Wisi w schowku.
– Dobrze, poszukam kogoś, a ty ich popilnuj.
Pielęgniarka skinęła głową. Dzieciaki biegały po korytarzu, wypatrując Mikołaja. Sara wcisnęła nerwowo przycisk windy i z założonymi rękami czekała, aż przyjedzie. 
– Jakiś problem? – zapytałem rozzłoszczoną Zalewską. 
Sara zwróciła się w moją stronę ze wzrokiem „jeszcze ciebie tu brakowało” i ponownie mocno uderzyła w czerwony guzik. 
– Nic, z czym bym sobie nie poradziła – odparła, po czym weszła do windy, która właśnie przyjechała. 
Zmrużyłem oczy. Sara była wkurzona. Musiało jej bardzo zależeć na tych dzieciakach. 
Rozejrzałem się dookoła. Na podłodze walały się zabawki, a dzieci w kolorowych piżamach biegały i zaglądały w każdy kąt. Kiedy jedno z nich podeszło do mnie, znieruchomiałem, nie mogąc wykrztusić z siebie słowa. Chłopak, na oko pięcioletni, spojrzał na mnie ogromnymi niebieskimi oczami. Nie miał włosów i był blady jak ściana.
– Widział pan może Mikołaja? – zapytał pełen nadziei. – Miał do nas przyjść – dodał ze smutkiem w głosie. 
– Nie ma żadnego… – Język stanął mi kołkiem. Kurwa. Wziąłem głęboki oddech, rozpiąłem guzik koszuli i poluzowałem krawat. – …powodu, żeby się tutaj dzisiaj nie zjawił. Pewnie przestraszył się tego bałaganu. – Mrugnąłem do niego.
Maluch wytrzeszczył oczy i zakrył usta dłonią.
– O nie! – pisnął, po czym poczłapał do innych dzieci. – Szybko sprzątajcie, bo Mikołaj do nas nie przyjdzie! – wykrzyczał, schylając się po samochodzik. 
Kurwa. 
Kurwa.
Kurwa. 
Coś we mnie drgnęło. Przypomniałem sobie, że kiedy mój brat był mały, też przebywał w szpitalu. Kiedyś przecież wierzyłem w Mikołaja, kochałem święta i ich pieprzoną magię. 
Wziąłem głęboki oddech i ukradkiem wszedłem do schowka, w którym miał znajdować się kostium. Zamknąłem drzwi i zdjąłem garnitur. Ledwie wcisnąłem się w ten strój. Broda też nie była najlepszej jakości, jednak miałem nadzieję, że dzieciaki mnie nie rozpoznają.
Chyba oszalałem. Tak, kurwa, oszalałem. 
Złapałem worek z prezentami i upewniłem się, że na każdym widnieje imię i nazwisko dziecka. Powoli wyszedłem ze schowka i skierowałem się w stronę sali telewizyjnej. Nie mogłem uwierzyć, że tak szybko zapanował taki ład i porządek, a dzieci grzecznie siedziały na dywanie. 
Kiedy wszedłem do pomieszczenia, na ich twarzach pojawiły się uśmiechy. 
– Tutaj, tutaj! – krzyknął niebieskooki chłopczyk i wskazał duże krzesło na środku pokoju.
Usiadłem wygodnie i zacząłem rozdawać prezenty. Dzieci były przeszczęśliwe i wszystkie chciały siadać na moich kolanach.
Wolałbym, żeby to pielęgniarki znalazły się na ich miejscu. 
Albo Sara. Tak, przede wszystkim ona. 
Po jakimś czasie do sali weszła moja lekareczka i stanęła jak wryta. Uniosła brwi, a w jej oczach dostrzegłem wdzięczność. 
Rybka połknęła haczyk.
– Jakub Zduński – powiedziałem, wyciągając kolejne pudełko. Duża, czerwona paczka była dosyć ciężka.
– To ja – mruknął najwyższy chłopak stojący w kącie.
– Nie chcesz swojego prezentu? – zapytałem, uśmiechając się. Kątem oka patrzyłem na Sarę. Wyglądała na zadowoloną i szczęśliwą. Uśmiechała się szeroko, a jej policzki były zaróżowione. 
– Nie, nie chcę… Nienawidzę świąt! – krzyknął, po czym wybiegł z sali.
Sara pognała za nim. Reszta dzieci była tak rozemocjonowana podarkami, że nawet nie zauważyła tego, co się wydarzyło.
Nawet nie wiem kiedy dobrnąłem do dna worka. Dzieciaki targały kolorowe opakowania i krzyczały, gdy ich zawartość okazała się satysfakcjonująca. Wstałem i pożegnałem się, zapewniając, że za rok do nich wrócę.
Przechodząc obok Sary, przystanąłem na chwilę i wyszeptałem jej do ucha:
– Byłaś grzeczna, kłamczuszko?
W odpowiedzi usłyszałem niewyraźny bełkot. Uśmiechnąłem się trochę szyderczo i skierowałem w stronę schowka. Dzieci wybiegły za mną, więc nie mogłem do niego wejść. Musiałem dalej odgrywać swoją rolę. 
– Święty Mikołaju… – usłyszałem głos za swoimi plecami. – W gabinecie mam mleko i ciasteczka, może masz ochotę? – Sara szarpnęła mnie za rękaw i pociągnęła w kierunku jednych z drzwi.
– Mleko i ciasteczka? Brzmi świetnie! – Puściłem do niej oczko. 
Wszedłem za nią do gabinetu i gdy tylko zamknęła za nami drzwi, pchnąłem ją na biurko. Jej blond włosy zakołysały się wokół smukłej szyi, a z ust wydobył się cichy pomruk.
– Co ty wyprawi… – wymamrotała.
Ściągnąłem brodę, po czym naparłem na Sarę całym ciałem i wpiłem się wargami w jej usta. Z początku trochę mi się opierała, ale nie trwało to długo. 
– Nic takiego, kłamczuszko… – Wyprostowałem się i spojrzałem w jej zielone oczy. 
– Znasz moje imię, więc mógłbyś go używać – syknęła, łapiąc oddech.
Kurwa, ależ ona mnie kręciła. 
– Nie denerwuj mnie, bo zamiast prezentu dostaniesz rózgę. 
Sara zerknęła na moje spodnie. 
– Grzeczne dziewczynki nie dostają rózgi, Święty Mikołaju – szepnęła, a następnie musnęła płatek mojego ucha. Napiąłem wszystkie mięśnie, walcząc z ochotą zmuszenia jej, aby uklękła. Rozchyliłem jej fartuch i wsunąłem dłoń pod bluzkę, po czym delikatnie przesunąłem palcami nad linią spódnicy. Sara zadrżała. 
– Ale ty nie jesteś grzeczną dziewczynką. – Wędrowałem ręką w dół. Sara jednak ją zatrzymała. 
– Chciałam cię przeprosić, że źle cię oceniłam, ale nie pomagasz… – mruczała zniesmaczona, kręcąc przy tym głową. 
– Nie przepraszaj. Nie masz za co przepraszać. Nie jestem dobry, lekareczko – rzuciłem, po czym zniżyłem głos, mówiąc ostrym tonem. – Ale i tak będziesz błagała o więcej. 


Powieść zostanie wydana przez:

2 Komentarze