Już całkiem niebawem, bo w lutym 2020 roku, światło dziennie ujrzy najnowsza antologia grupy literackiej Ailes "Dopóki śmierć nas nie rozłączy", a w niej moje opowiadanie z cyklu Tessa Brown, który zatytułowałam "FAUN". Tekst będzie się z składał z czterech części i królować w nich będą klimaty walentynek, fantastyki i oczywiście romansu z nutką humoru oraz akcji. Zapraszam na przedpremierowy fragment.
Część pierwsza
F jak francuski pocałunek
Walka z demonami od zawsze mnie fascynowała. Może zabrzmi to dziwnie, ale moment konfrontacji, gdy każdy mięsień płonie, skóra parzy, adrenalina eksploduje, a ja zamieniam się w łowcę, sprawia, że wiem, dlaczego jestem tym, kim jestem. Moje życie nabiera sensu. Staje się dobre, właściwe.
Tak było i tym razem, w dodatku trafił mi się całkiem godny przeciwnik.
Biegłam przez park, ściskając sztylet w dłoni. Rywal gnał kilkanaście kroków przede mną. Nie uciekał, po prostu lubił wyzwania. Raz za razem zmieniał taktykę, wyskakiwał zza drzew, śmiejąc mi się w twarz, że nie potrafię go dogonić. To mnie irytowało, a jednocześnie dawało satysfakcję z polowania. Wiedziałam, że kiedy w końcu go złapię, poczuję słodki smak zwycięstwa.
Okrążyłam ławkę, skręciłam w wąską alejkę i wyrwałam w stronę kamiennego pomnika. Tuż za nim wreszcie udało mi się stanąć oko w oko z moim konkurentem. Doskoczyłam do niego w paru szybkich susach i zaczęliśmy bitewny taniec.
Najwyższa pora!
On atakował, ja odpierałam jego uderzenia, szybko zamieniając się z nim miejscami. Po chwili zrzedła mu mina, bo najwyraźniej zdał sobie sprawę, że nie wszystko poszło tak, jak to zaplanował. Zapewne sądził, iż trochę mnie sponiewiera, po czym odejdzie w chwale, tymczasem prędko mu pokazałam, w jak ogromnym był błędzie.
Wymierzyłam mu cios w szczękę, krtań, potem poprawiłam kopnięciem. Mój łokieć trafił go w brzuch, a gdy mężczyzna próbował złapać równowagę, skutecznie mu to uniemożliwiłam, jednym sprawnym ruchem powalając gagatka na ziemię. Zanim zdążył się obejrzeć i jakoś na to zareagować, już siadałam na nim okrakiem.
Dostał ode mnie bonusową fangę w nos oraz serię lewych sierpowych, następnie przytknęłam ostrze puginału do jego szyi. Z moich ust popłynęły pierwsze słowa egzorcyzmu. Wymawiałam je powoli i wyraźnie, czerpiąc nieopisaną przyjemność z każdego kolejnego wersu. Gdy zbliżałam się do finalnych wyrazów, przez mój kręgosłup przetoczyła się cała lawina doznań, od łaskotania po prawdziwą emocjonalną ucztę.
Tak mi tego brakowało!
Wzięłam głęboki wdech, zaciągając się zapachem demonicznej siarki, później usiadłam obok nieznajomego. Sprawdziłam mu puls. Był nieprzytomny, ale wyczułam miarowe uderzenia serca. To sugerowało, że po dłuższym odpoczynku dojdzie do siebie, a przy odrobinie szczęścia zrzuci zanik pamięci na zbyt dużą dawkę alkoholu. Właśnie tak kończyła się zdecydowana większość nawiedzeń, bo i w co było łatwiej uwierzyć? W to, że opętał cię diabeł, czy że wódka okazała się za mocna?
Wstałam. Otrzepałam spodnie z brudu, potem złapałam mężczyznę za ręce, żeby zaciągnąć go pod najbliższe drzewo. Nie był ranny ani bliski śmierci, zatem nie widziałam sensu we wzywaniu pogotowia ratunkowego. Do rana odzyska przytomność i wróci do domu o własnych siłach jak większość jego poprzedników. Tak już funkcjonował nasz mroczny świat.
Wsunęłam sztylet za pasek spodni i ruszyłam w drogę powrotną do samochodu. Czekała mnie dość długa wędrówka, ponieważ pobiegłam za demonem aż na drugi koniec parku. Choć tyle w tym dobrego, że był środek nocy, więc wszyscy miłośnicy psów od dawna smacznie spali i nie natknęłam się na nikogo, komu musiałabym tłumaczyć swoje przedziwne zachowanie.
Jakiś kwadrans później złapałam za klamkę, po czym wślizgnęłam się na siedzenie pasażera. Na mój widok Kilian odłożył czytaną wcześniej gazetę i przysunął się bliżej, aby skraść mi szybkiego całusa. Smakował obłędnie. Jak zawsze.
– Długo cię nie było – marudził, odgarniając zwichrzone włosy z mojego czoła.
– Wiem, wiem. – Westchnęłam. – Źle oceniłam przeciwnika. Demon trzeciej klasy, wyjątkowo zresztą zabawny. Dał mi nieźle popalić, zanim go unieszkodliwiłam.
– Poszłoby szybciej, gdybyś pozwoliła sobie pomóc – stęknął, uruchamiając silnik.
– Przecież wiesz, że wolę to robić sama. – Posłałam Kilianowi znaczące spojrzenie, następnie podniosłam się z fotela i przecisnęłam na tył. Od tarzania się po ziemi moje ciuchy śmierdziały mokrą trawą oraz resztkami podgniłych liści, dlatego zawsze woziłam ze sobą coś na zmianę.
– Jesteś upartą babą – droczył się ze mną dalej, przenosząc wzrok z drogi na wsteczne lusterko.
Zatoczył okrąg wokół parkingu i zwinnym ruchem wyjechał na ulicę. Jezdnia była całkiem pusta. Przejechaliśmy kilka mil, nim natknęliśmy się na inne, podróżujące pod osłoną księżyca auta.
Zzułam buty, przebrałam spodnie na czyste, potem zdjęłam bluzkę i zaczęłam się rozglądać za świeżą koszulką. Musiała zsunąć się z kanapy, bo dojrzałam ją dopiero po dłuższej chwili, całą utytłaną błotem z traperów.
– Ty patrz przed siebie, co? – poleciłam, gdy świdrujące mnie oczy Kiliana pomału przybierały odcień jasnego złota.
– Ale… ale cycuszki – wymruczał, wbijając rozpalony wzrok w moje okryte jedynie cienkim biustonoszem piersi. – To twoja wina.
– Poważnie? – Zaśmiałam się. – Ile ty masz lat? Szesnaście?
Demon zjechał na pobocze. Włączył światła awaryjne i parę sekund później już gramolił się do mnie pomiędzy siedzeniami. Uniósł moją pupę, a nim się obejrzałam, siedziałam u niego na kolanach. Usta Kiliana wędrowały od szyi w dół, dłonie pieściły skórę wokół talii, język po kolei drażnił każde czułe miejsce. Właśnie tak kończyły się wszystkie nasze nocne wyjścia. Ja nabierałam ochoty na figle podczas walki, on dokładnie wtedy, gdy tylko dostrzegł fragment mojego nagiego ciała.
No ale jak to mówią: nieważne, gdzie zaostrzasz sobie apetyt, dopóki stołujesz się w domu.
Rozpinałam guziki koszuli Kiliana, jednocześnie składając pocałunki na jego klatce piersiowej. Ubóstwiał, kiedy to robiłam. Wsuwał wtedy palce w moje włosy i masował czubek głowy, aż wbijałam mu paznokcie w plecy, drapiąc go niemal do krwi. On też nie lubił być dłużny, zawsze zostawiając po sobie jakiś drapieżny ślad.
Cóż, damom nie wypada się przechwalać, ale jego malinki mówiły same za siebie!
Naszych miłosnych uniesień nie dało się porównać do niczego, co kiedykolwiek przeżywałam z innymi mężczyznami. To znacznie wykraczało poza zwykłe cielesne doznania. Jakby granica między niebem a piekłem całkiem się zacierała, zrzucając nas w nieskończoną otchłań przyjemności. Gdy z nim byłam, mój świat bezustannie obracał się dookoła. Przepadałam bez reszty!
Kilian nagle się ode mnie oderwał, kiedy obok nas przejechała ciężarówka. Kierowca gnał tak szybko i tak blisko, że nasz samochód niebezpiecznie się zakołysał.
– Mmm, nie przestawaj – wyszeptałam urywanym głosem. – Chcę jeszcze!
– Zaczekaj. – Głęboko mnie pocałował. – Trzy sekundy. – Kolejny pocałunek. – Mam coś dla ciebie. – Wyciągnął rękę, by sięgnąć do schowka.
– Prezent? – Wyprostowałam plecy.
Uwielbiam niespodzianki!
– Miałem ci go dać już wcześniej – grzebał dłonią w pojemniku, przerzucając na boki papierki po cukierkach, dokumenty oraz broń, aż wreszcie wyjął z niego to, czego szukał – ale wyskoczyła ta sprawa z polowaniem, potem oboje byliśmy zajęci. – Wręczył mi czerwoną kopertę. – Do walentynek jeszcze trochę zostało, jednak będziemy potrzebowali czasu, żeby opracować plan, więc wszystkiego najlepszego. – Na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech zadowolenia.
Nie mogłam się powstrzymać. Od razu zajrzałam do środka, po czym niemal podskoczyłam z piskiem, wyciągając z opakowania dwa bilety na samolot do Włoch.
– O cholera! – krzyknęłam i wycałowałam Kiliana dosłownie po całej diabelsko pięknej twarzy. – Kocham cię, kocham cię, kocham cię!
To chyba będzie moje najlepsze świętowanie w życiu!
Jakąś niecałą godzinę drogi od Rzymu leżało nadmorskie miasteczko Fregenae, które od dawna spędzało mi sen z powiek. Od ponad stu lat, a przynajmniej na tyle udokumentowanych doniesień się natknęłam, zawsze w okolicy czternastego lutego ginęły tam młode, zakochane pary. Dosłownie przepadali bez wieści, a jako że najczęściej byli to turyści lub niezbyt zamożni przyjezdni, nikt nie poświęcał dochodzeniom należytej uwagi.
Tamtejsza policja nie łączyła faktów ani nie nagłaśniała tego w mediach. Wręcz przeciwnie. Czym prędzej zamykała śledztwa i zamiatała sprawy pod dywan. Watykan również umywał ręce, prawdopodobnie podpinając te tajemnicze zniknięcia pod kategorię „zbyt mała liczba ofiar”.
Wielokrotnie kontaktowałam się także z łowcami czy tropicielami bytów nadprzyrodzonych z tamtych okolic, sugerując im zajęcie się problemem. Próbowałam ich przekonać, że może za tym stać jakiś mściwy duch, wyjątkowo parszywy demon, inna nadnaturalna kreatura albo nawet piekielnie stara klątwa, lecz niestety nikt z nich nie wyraził choćby cienia zainteresowania.
Teraz pożałują, że nie wzięli na poważnie moich teorii. Osobiście skopię im tyłki!
– Ja ciebie też. – Kilian mocno mnie przytulił. – Wracamy do domu?
– Żartujesz? – Wyszarpałam pasek z jego spodni. – Nigdzie cię stąd nie wypuszczę…
0 Komentarze