Grażyna A. Adamska "Teksański Klan" - ROZDZIAŁ PIERWSZY


Rozdział 1
Nika

Ruszam w stronę wejścia do biznes klasy na lotnisku w Atlancie. Czuję pulsujący ból nóg. Chodzenie na obcasach przez cały dzień to najgłupszy z moich ostatnich pomysłów. Na szczęście mam luźną, ciemnofioletową tunikę i wygodne, czarne, skórzane spodnie, bo brzuch pęcznieje mi z każdym krokiem. Tak działa mój organizm, gdy biegam od rana z pustym żołądkiem.  
Czy ja dzisiaj w ogóle coś zjadłam? Moje ciało przechodzi głodową rewolucję. 
Staję przed wejściem do strefy vipowskiej i czekam, aż rozsuną się drzwi. Całkowicie tracę humor, gdy widzę zatłoczoną salę. Niech to szlag! Nie dosyć, że przyjechałam godzinę przed czasem, czeka mnie dwugodzinny lot do Houston w Teksasie, potem kolejne dwie godziny samochodem do Bay City, a przez tę przeklętą burzę wszystkie loty są opóźnione, to jeszcze nie mam gdzie usiąść! 
Mruczę przekleństwa, kiedy podchodzi do mnie kierowniczka sali i proponuje miejsce w jednej z lóż dla stałych gości. W duchu modlę się, aby nikogo tam nie było, bo wtedy będę mogła chociaż na chwilę zdjąć te przeklęte szpilki. 
Jednak moje nadzieje okazują się płonne. Kobieta pokazuje mi kanapę naprzeciwko mężczyzny, który zajął już cały stolik dokumentami, a sam ma nos zanurzony w gazecie. 
To istnieją jeszcze ludzie czytający papierowe pisma? Dziwię się. Biorę głęboki oddech, żeby nie jęknąć zawiedziona. Przypominam sobie słowa Maggie, mojej najlepszej przyjaciółki: „Pamiętaj, każda napotkana osoba ma ci coś ważnego do przekazania. Wsłuchaj się w nią. Nie uciekaj przed ludźmi”. Ok, Maggie, mówię w duchu, nie ucieknę, w zasadzie nawet nie mam gdzie. Krzywię się. Postaram się być miła i uraczyć nieznajomego rozmową. 
Gdy kobieta wskazuje mi miejsce po przeciwnej stronie stołu, siadam. Ta zwraca się jeszcze do mężczyzny z pytaniem o to, czy nie podać mu kawy. Ja na szczęście już zdążyłam złożyć zamówienie na gorącą zieloną herbatę z miodem. Facet chowa twarz za magazynem „Forbes”, więc nawet nie słyszę jego odpowiedzi. Usadawiam się wygodnie i pierwsze, co robię, to dyskretnie zsuwam buty; z moich ust wydobywa się cichy jęk. Mężczyzna spogląda na mnie znad czasopisma. Czuję na sobie jego wzrok, ale nie patrzę na niego. Zaczynam grzebać w torebce w poszukiwaniu iPada. Wiem, że moja twarz płonie czerwienią, bo jest mi niemiłosiernie gorąco, więc na pewno na niego teraz nie spojrzę.
Wykładam iPada na minimalny skrawek stolika, którego nie zajmują papierzyska, na iPhone’a nie ma już miejsca, więc wciskam go do torebki. Sprawdzam jeszcze, czy mam jakieś wiadomości w skrzynce odbiorczej. Oczywiście muszę odpisać na całą masę maili i skontaktować się z agentką, zanim zaszyję się na miesiąc na jakimś ranczo w Teksasie, ale jestem tak zmęczona, że nawet nie chce mi się odpisywać na SMS-y od Maggie. Biorę kilka głębokich oddechów, aby się uspokoić. W tym momencie do loży wkracza kelnerka z moją herbatą. Uśmiecha się i kładzie filiżankę przede mną. Czuję taką radość, gdy do moich nozdrzy dociera zapach napoju, że szczerząc się szeroko, dziękuję jej aż nadto entuzjastycznie. 
Dziewczyna pyta wesoło:
– Czy podać państwu coś do jedzenia? 
Zerkam na mężczyznę siedzącego naprzeciw, który tylko kręci przecząco głową. Widzę jedynie czubek jego czupryny – kruczoczarnych, błyszczących włosów. Nie wydaje się rozmowny. Może i dobrze, też nie jestem w nastroju na pogawędkę. Mój wzrok zjeżdża niżej na jego dłonie; są smukłe, oprószone słońcem, ale skóra jest zniekształcona od oparzeń. W mojej głowie zaczyna się tworzyć historia. Jak zawsze w takich chwilach mój mózg już pisze opowieść. 
Wpatruję się w jego ręce dłuższy moment niczym zahipnotyzowana, aż do czasu gdy kelnerka wyrywa mnie z zamyślenia słowami:
– Mam nadzieję, że mąż pokazał pani najpiękniejsze miejsca w Atlancie? 
Prawie krztuszę się łykiem herbaty. Mężczyzna podnosi głowę znad gazety. Patrzy najpierw na dziewczynę, która momentalnie blednie, a potem na mnie. Nie mam pojęcia, co tak przeraziło kelnerkę, bo pytanie wydało mi się zabawne, dopóki spojrzenie mojego towarzysza nie pada na mnie. Szmaragdowy odcień jego tęczówek wciąga mnie w jakąś niewytłumaczalną otchłań. Nigdy nie widziałam takiego koloru oczu. Uśmiecham się do nieznajomego, ale ten ucieka wzrokiem w stronę dziewczyny.
– My nie jesteśmy małżeństwem – słyszę głęboki baryton, którego wibracje odbijają się w samym centrum mojego jestestwa.
– Bardzo przepraszam – szepcze kelnerka i znika, zanim zdążę poprosić o jedzenie. 
Mężczyzna o szmaragdowych oczach odkłada gazetę na stół i wtedy widzę resztę jego twarzy. Wiem już, co tak przeraziło dziewczynę. Na lewym policzku widnieje długa, szpecąca szrama, która kończy się tuż przy ustach, a na szyi są widoczne podobne blizny po oparzeniach, jakimi pokryta jest skóra dłoni. Widziałam w życiu wiele osób z oparzeniami i ten widok nie wzbudza we mnie negatywnych emocji, niemniej może przestraszyć, zwłaszcza gdy właściciel rzuca wzrokiem pioruny wściekłości. 
Mnie spojrzenie mężczyzny wręcz fascynuje. Mój umysł zaczyna płynąć, włącza się pisarska wena i już kreśli się nowa historia, nowa powieść. Jak ja uwielbiam ten stan. 
Bezwiednie rzucam pytanie:
– Skąd u ciebie ta blizna? – Wskazuję na lewy policzek i nie przestając się gapić, biorę łyk herbaty. 
Boże! Kiedy ja z nim przeszłam na ty? 
Staram się przemilczeć swoją zbytnią śmiałość. Mężczyzna unosi brwi i ponownie jego wzrok skupia się na mojej twarzy. Czuję dreszcze na całym ciele. Kolor jego tęczówek jest wręcz powalający. Chyba zaskoczyłam go tym pytaniem, bo mruży oczy i widzę, jak się we mnie wpatruje, jakby próbował czytać w mojej duszy i dowiedzieć się, co zyskam, otrzymując tę informację. 
– Stare więzienne porachunki – wyjaśnia po dłuższej chwili. 
Więzienne? Prawie wzdycham. Ta historia byłaby genialna, gdyby nie kłamał – dodaję w duchu. Staram się nie krzywić, ale nie lubię, jak ktoś próbuje zrobić na mnie wrażenie taką tandetną wymówką. 
Mężczyzna dalej mierzymy mnie wzrokiem. Nie pozostaję mu dłużna. Wiem, że próbuje wybadać moją reakcję. Nie wiem tylko, czy chce mnie zaciekawić, czy wystraszyć.
– Teraz chyba już nikt z tobą nie zadziera – mówię spokojnie i pewnie. Jeśli myśli, że się go boję, to mnie jeszcze nie zna. Widzę w jego oczach najpierw nutkę zaskoczenia, a zaraz potem rozbawienie, chociaż wyraz jego twarzy niczego nie zdradza. Wręcz przeciwnie, dalej wydaje się surowa i wściekła?
 – Zazwyczaj ten tekst pozwala mi się pozbyć towarzystwa – mówi już jakby łagodniej. 
Uśmiecham się.
– Jeżeli chcesz, abym sobie poszła, to znajdź mi inne miejsce – rzucam wyzywająco. 
Oddycha głęboko i opiera się o fotel. Widzę, że się rozluźnił, chociaż dalej jest czujny.
 – Nie jestem aż takim dupkiem, aby wyprosić piękną kobietę, bo akurat mam ochotę być sam – odpowiada. 
Parskam śmiechem.
– Czy ten tekst o pięknych kobietach to jakiś rodzaj flirtu? – pytam z rozbawieniem. Kąciki jego ust unoszą się nieznacznie. Przenosi ciężar ciała ponownie na stół i opierając się na łokciach, mówi:
– Rzadko mam okazję rozmawiać z kobietami.
Mimochodem zerkam na jego bliznę i szyję.
– Z powodu tego? – Wskazuję na policzek. 
Patrzy na mnie przez dłuższą chwilę, po czym odpowiada:
– Nie. – Znowu opada plecami na oparcie fotela. – Zazwyczaj kobiety czegoś ode mnie chcą, dlatego unikam ich towarzystwa.
Tym razem ja unoszę brwi. Czy on ma na myśli seks? Kobiety chcą go w łóżku? Pomyślałabym raczej, że stroni od towarzystwa, bo nie lubi, jak ludzie się na niego gapią. Ale z drugiej strony jest cholernie przystojny, a ta blizna dodaje mu uroku niebezpiecznego mężczyzny. 
Czuję, jak oblewa mnie rumieniec. Chowam się za filiżanką herbaty. Całe szczęście, że jest tak duża. To może być ciekawa historia, gdy przeleję wszystko na papier. Już widzę tytuł…
– A ty zawsze zaczepiasz nieznajomych? – pyta, przerywając ciszę. 
Zerkam w jego stronę. Dalej się we mnie wpatruje.
– Nie – odpowiadam. Biorę głęboki oddech. – Po prostu obiecałam przyjaciółce, że będę bardziej otwarta na ludzi – w powietrzu pokazuję cudzysłów – to znaczy mężczyzn – wyjaśniam. Jego twarz wyraża zaciekawienie. – Powiedzmy, że ostatnio nie trafiam na takich, z którymi można normalnie porozmawiać – tłumaczę. – Bez podtekstów seksualnych – dodaję.
Mężczyzna parska śmiechem. On umie się śmiać? 
Udając oburzenie, mówię: 
– Nie wiem, co w tym śmiesznego. – Dopijam herbatę.
– Przy twoim uśmiechu i walorach – omiata wzrokiem mój biust – wyobraźnia zaczyna pracować na pełnych obrotach – stwierdza. 
Przewracam oczami.
– To znaczy, że powinnam nauczyć się od ciebie tej surowej miny. – Próbuję go naśladować, co wywołuje u niego gromki śmiech. Gdy to widzę, jego twarz rozjaśnia się i zaczynam rozumieć, dlaczego kobiety składają mu propozycje seksualne. Ten uśmiech jest zniewalający, a do tego te oczy. Mogłabym się w nich zatracić na zawsze.
– Jestem Carlos – przedstawia się.
– Nika. – Wyciągam dłoń w jego stronę. Podnosi się z siedzenia jak dżentelmen i całuje mnie w rękę. Czuję chropowatość jego palców, spowodowaną zapewne pracą fizyczną, a jednocześnie delikatność dotyku. Unoszę brwi, zaskoczona takim zachowaniem, ale on chyba tego nie zauważa.
– Dokąd lecisz? – pyta, siadając na swoim miejscu.
– Do znajomej w Teksasie.
– To nie aż tak daleko – zauważa. 
Wzdycham, a on się uśmiecha.
– Mam nadzieję, że cały lot prześpię, o ile w ogóle wyrwę się z tego lotniska – rzucam. 
Zapada dłuższa chwila ciszy. Oboje wpatrujemy się w siebie bez słowa. Gdy mój wzrok ucieka w stronę blizny, Carlos mówi:
– Podczas wybuchu w rafinerii wbił mi się metalowy odłamek w twarz. Trzydzieści procent ciała mam w bliznach pooparzeniowych. 
– Ile miałeś wtedy lat? – pytam, bo blizny nie wydają się świeże.
– Piętnaście – odpowiada.
– Pamiętasz tamten moment? – Czuję, że włącza się we mnie terapeuta i już próbuję odkryć, czy Carlos jest pogodzony z tym, co się wydarzyło. – Przepraszam. – Szybko się wycofuję. – Nie musisz odpowiadać.
Patrzy na mnie przez moment z poważną miną, po czym pyta:
– Dlaczego taka interesująca i piękna kobieta nie ma mężczyzny u swojego boku?
Wciągam powietrze i powoli wypuszczam. No właśnie, dlaczego? – zadaję sobie to pytanie w myślach. 
– Chyba mam za wysokie wymagania – oznajmiam z udawaną wyższością. 
Carlos się uśmiecha.
– A co to są za wymagania, że żaden nie może im sprostać? – Widzę, że spogląda na mnie z zaciekawieniem.
– W tej chwili marzę tylko o tym, aby iść na randkę z mężczyzną, z którym będę mogła porozmawiać na różne tematy i nie usłyszę w czasie albo na końcu spotkania, że chciałby poznać lepiej moje ciało – wyjaśniam oględnie. Prawda jest taka, że jak tylko wspominam, że jestem pisarką powieści erotycznych, zaraz każdemu zapala się zielone światełko i od razu proponuje mi seks. Czy to, że piszę erotyki, oznacza, że z każdym chcę uprawiać seks? Albo że moje życie kręci się wyłącznie dookoła cipek, kutasów i mega orgazmów? Czuję, jak ogarnia mnie wściekłość.
– Mężczyźni generalnie podczas randki przez osiemdziesiąt procent czasu myślą o seksie, zwłaszcza wtedy, gdy są w towarzystwie pięknej kobiety – broni się Carlos. 
Syczę.
– Kobiety też myślą o seksie – wtrącam. – Ale czy ja mam na czole napisane, że chcę iść do łóżka z nowo poznanym kolesiem na pierwszej randce? – mówię na jednym wdechu, po czym głęboko wzdycham. – Przepraszam. – Patrzę w oczy Carlosa i dodaję: – Mam czterdzieści dwa lata i dobrze czuję się w swoim towarzystwie. Nie szukam mężczyzny na jedną noc. Pragnę czegoś głębokiego i prawdziwego. Wiem, że taka miłość istnieje i wiem, że gdzieś jest facet idealnie dopasowany do mnie, po prostu w tej chwili… – zawieszam się. Zamykam oczy, aby się nie rozkleić. No właśnie, co w tej chwili? Nie ma go, bo jestem wybredna? Nie ma go, bo się nie dostroił? Nie ma go, bo… Ogarnia mnie smutek. 
– Może musisz odpuścić i pozwolić, żeby to on zrobił pierwszy krok? – dopowiada Carlos.
Spoglądam na niego spod uniesionych lekko rzęs.
– I to zadziała? – Jakoś nie czuję się przekonana. 
Carlos wzrusza ramionami.
– Możesz też znaleźć sobie kogoś na ten czas, zanim pojawi się właściwa osoba – dodaje nieco ciszej. 
Otwieram szeroko oczy. Czy on mi właśnie proponuje seks?
– Być może w przypadku mężczyzn to działa, ale ja nie umiem odłączyć uczuć od cielesności – wyjaśniam szybko, aby koleś się nie zapędził. 
Spuszcza wzrok na swoje dłonie.
– Ja mam znajomą, z którą rozładowuję nadmiar napięcia seksualnego. – Patrzy na mnie, czekając na moją reakcję. Nie do mnie należy go oceniać. 
– Jeżeli jej to odpowiada i tobie też, to ok – mówię swobodnie. Nie czuję do tego rodzaju relacji niesmaku. Po prostu znam siebie i wiem, że u mnie to nie zadziała. Owszem, jest wiele osób, które żyją w ten sposób i to im wystarcza, i to jest w porządku, jeśli czują się z tym dobrze, ale ja pragnę czegoś więcej. 
– Nie wiem, czy mi to odpowiada – rzuca słabszym głosem Carlos. – To jest wygodny układ, ale nie ma w nim uczuć, jak to ładnie ujęłaś – dodaje, jakby zawiedziony.
Dziwię się. 
– Więc dlaczego tkwisz w tym układzie? – pytam. Jestem ciekawa, przed czym chroni go ta relacja „na niby”. 
Carlos bierze głęboki oddech. Mam wrażenie, że pierwszy raz mierzy się z tym tematem, że dopiero teraz uświadamia sobie prawdę o tym, co jest nie tak w jego umowie z tamtą kobietą.
– Dzięki temu nie kręcą się dookoła mnie żadne kobiety, dla których większe znaczenie ma ilość pieniędzy na moim koncie, niż to, czego ja chcę – mówi na jednym wydechu. 
Aha! A więc to go chroni. Mocna korzyść dla umysłu i przyjemność dla ciała. 
– Nie możesz oceniać wszystkich jedną miarą. – Nie wiem, dlaczego próbuję bronić swojej płci. – Ja też chcę, aby mój mężczyzna był ogarnięty finansowo. Skoro ja potrafię na siebie zarobić i żyję na wysokim poziomie, to dlaczego nie mogę wymagać tego od drugiej strony? – Czekam na reakcję Carlosa.
– Niki – opiera się łokciami o stół – ja nie mam na myśli kobiet, które mają swoje biznesy i świetnie sobie w nich radzą. Mówię o takich, których rodziny są bogate, a one nie przepracowały nawet dnia. Potrafią tylko siedzieć w spa i dbać o wygląd, bo nic innego się dla nich nie liczy – wyjaśnia rzeczowo. 
W jakim ty się obracasz towarzystwie? Krzywię się.
– Z tego, co się orientuję, takie kobiety mają duże wzięcie wśród mężczyzn – wtrącam sarkastycznie.
Carlos uśmiecha się pod nosem. To chyba jest uśmiech, a może mi się tylko wydaje?
– Nie wszyscy jesteśmy tacy sami – wyjaśnia.
– W takim razie czego ty oczekujesz w związku? – ciągnę dalej. Chyba bardziej z ciekawości.
– Szczerości, lojalności, prawdy i naturalności – odpowiada pewnie.
– A gdzie w tym miłość, radość, namiętność? – zagajam. Jego słowa brzmią raczej jak cechy przyjaźni niż relacji romantycznej.
– Nie mogą zaistnieć, kiedy nie ma tych cech, które wymieniłem – tłumaczy. Spuszczam wzrok na swoje dłonie. Może ja za bardzo skupiam się na tej romantycznej stronie i dlatego nie trafiam na wymarzonego partnera? – Wiem, że układ, w którym tkwię, jest dla mojej wygody i nie ma żadnych fundamentów, aby się rozwinął, bo jej nie kocham – mówi tak szczerze, że aż odczuwam ból. Nie chciałabym być w skórze tej kobiety. – I nigdy nie czułem niczego do niej oprócz pociągu fizycznego, ale wygodniej mi jest być z nią niż korzystać z burdeli. 
Aż wciągam powietrze. Zapada dłuższa chwila ciszy. Chyba muszę przetrawić jego słowa. Widzę kątem oka, jak sam mierzy się z tym, co właśnie mi wyznał. Przekłada telefon pomiędzy dłońmi, ale myślami jest gdzieś daleko. Na jego twarzy majaczą różne emocje: od złości, poprzez zawód, poczucie winy, smutek i coś, czego nie rozpoznaję. Zerka w moją stronę. Szybko spuszczam wzrok. Nie chcę oceniać jego zachowania. Nie mam prawa. Nie wiem przecież, przez co przeszedł i dlaczego podjął taką, a nie inną decyzję. Domyślam się, że jego życie może mieć wiele blizn, nie tylko tych na ciele, pomimo że na to nie wygląda. Carlos jest ubrany w elegancką koszulę od Armaniego, ma wypielęgnowane dłonie i paznokcie, dokładnie przystrzyżone włosy, widoczny delikatny zarost, zapewne po długim dniu, a jego zęby aż błyszczą bielą. Ma w sobie ogromną elegancję i wyczuwa się, że pochodzi z bogatej rodziny, a przynajmniej obraca się wśród takich osób. Rozumiem, że nie chce wchodzić w relację z kimś, kto może stać się dla niego większym problemem niż wsparciem.
Gdy czuję na sobie jego wzrok, udaję, że przeglądam coś na iPadzie. Tak naprawdę jestem zmęczona i najchętniej położyłabym się spać, ale muszę być czujna. Nie mogę przegapić lotu.
Nagle mój brzuch zaczyna niemiłosiernie głośno burczeć. Zamykam oczy i wiem, że na twarzy pojawia mi się jaskrawy szkarłat. Krzywię się. Przeklęty żołądek!
– Kiedy ostatnio jadłaś? – słyszę Carlosa.
Zerkam na niego spode łba. Boże! Jak mi głupio.
– Rano. Śniadanie. – Robi wielkie oczy, a ja dodaję: – Chciałam zamówić duży obiad, ale wystraszyłeś kelnerkę – rzucam niewinnie.
– Bo przyszła tutaj tylko po to, aby sprawdzić, co robimy. – Moje brwi wędrują wysoko na czoło. Carlos rozsiada się wygodniej i tłumaczy: – Odkąd tutaj jestem, kelnerka zagląda średnio co piętnaście minut. 
Wyczuwam w jego głosie irytację.
– Może jej się podobasz. – Unoszę kilka razy brwi w rozbawieniu. On zbywa mnie tylko zabójczym spojrzeniem.
– Widzisz tę ścianę? – Wskazuje za moje plecy. Odwracam się i mierzę wzrokiem niebieską ścianę za sobą. Nawet nie wiedziałam, że ta loża jest oddzielona dyktą. Zerkam z powrotem w stronę Carlosa. – Jest tak cienka, że słychać każdy głośniejszy śmiech czy rozmowę. – Zaskoczona otwieram szerzej oczy. – Kiedy usiadłaś, wydałaś z siebie dość ciekawy odgłos – mówi z rozbawieniem, a ja zakrywam usta rękami.
Jęknęłam. Jezu! Czuję zażenowanie. Moje westchnienia, gdy zdejmowałam buty, musiały brzmieć dość jednoznacznie i obcesowo.
– Boże – szepczę. Szybko się prostuję, kiedy coś do mnie dociera. – Po tym, jak jasno dałeś do zrozumienia, że nie jesteśmy małżeństwem, pewnie myślą, że jestem twoją kochanką – prawie syczę z wściekłości. 
Carlos parska śmiechem.
– Wolałabyś, żeby myśleli, że jesteśmy małżeństwem? – rzuca wesoło.
Mierzę go miażdżącym wzrokiem, ale nie odpowiadam. Jasne, że ta opcja byłaby mniej żenująca. Przynajmniej nikt by mnie nie posądzał o to, że jestem ekskluzywną dziwką i pieprzę się z nim po kątach.
Chryste! Jakie to żenujące! 
Wzdycham zrezygnowana. W tym momencie do boksu wchodzi kelner. Jakiś nowy? Zerkam w jego stronę, potem patrzę na Carlosa, który chwyta kartę dań i zagląda do menu.
Skąd on to wziął? Dziwię się.
– Czy mogę przyjąć zamówienie? – pyta grzecznie chłopak. 
– Tak – odpowiada Carlos. – Razem z żoną zjemy rybę w sosie warzywnym z ryżem.
Przekręcam głowę na bok z zaciekawieniem, ale nie prostuję tej dezinformacji. Co on kombinuje? – zastanawiam się, zerkając ukradkiem na mężczyznę siedzącego naprzeciw mnie.
– A do picia? 
Carlos spogląda na mnie.
– Czego się napijesz, kochanie? – pyta z rozbawieniem, widząc moją zadziorną minę. 
Mrużę oczy, żeby nie dać mu satysfakcji, że również cieszy mnie ta gra, i odpowiadam:
– Poproszę sok wyciskany ze świeżych owoców. – Uśmiecham się w stronę kelnera. Ten zapisuje zamówienie i zabiera ode mnie pustą filiżankę po herbacie.
– Czy dobrze się państwo bawią? – zagaduje tuż przed wyjściem.
Otwieram szerzej oczy, bo mam wrażenie, że chłopak również był świadkiem moich pojękiwań. Carlos, widząc moją minę, odpowiada, nie kryjąc jeszcze większego rozbawienia:
– Moja żona jest dzisiaj wyjątkowo pobudzona. – Powstrzymuję się, aby nie kopnąć go pod stołem. – To chyba wina tej szalejącej burzy – dodaje, po czym wkłada kelnerowi w kieszeń plik banknotów. – Liczymy na dyskrecję – szepcze do niego.
Ten kłania się i wychodzi. 
– Aż tak cię to bawi? – syczę z wściekłością.
Carlos wybucha śmiechem.
– Dbam o twoją reputację – rzuca, rechocząc. – Teraz nikt nie będzie o nas plotkował – oświadcza, trochę się uspokajając.
Oddycham głęboko. 
– Nie najem się samą rybą – wtrącam po chwili. 
– Potem możemy zamówić deser.
Parska śmiechem, gdy obrzucam go miażdżącym spojrzeniem.
– Ha, ha, ha – mówię, ale również się uśmiecham. Cała sytuacja jest naprawdę zabawna i wiem, że będę miała co wspominać. 
Zanim kelner przynosi nam obiad, oboje zanurzamy się w swoich iPadach. Okazuje się, że on też go ma, a już myślałam, że to mężczyzna starej daty, który uznaje tylko wersje papierowe. Udaje mi się odpisać na kilka ważnych maili i odbyć rozmowę telefoniczną z wydawnictwem. Dalej nic nie wiemy o naszych lotach. W głośnikach co jakiś czas podają informację o szalejącej wichurze. 
– Dokąd lecisz? – pytam Carlosa i odkładam telefon na stół.
– Najpierw do Nowego Jorku, a potem jeszcze nie wiem – odpowiada.
– Wakacje? – dopytuję, a on nie odrywa wzroku od ekranu iPada.
– Praca – wyjaśnia krótko.
Do loży wraca kelner z naszym zamówieniem. Ryba wygląda wyśmienicie, a zapach jest obłędny. Czuję, jak zaczyna mi lecieć ślinka i gdy tylko kelner nas opuszcza, mój brzuch głośno dopomina się o posiłek.
– Smacznego – mówi wesoło Carlos, a ja szybkim ruchem kładę serwetkę na kolana i wkładam pierwszy kęs do ust. Mruczę z zachwytem, przymykając oczy. – Pamiętasz, że te ściany są cienkie? – wtrąca szeptem mężczyzna.
Wzruszam ramionami. 
– Przecież dałeś im do zrozumienia, że dzisiaj jestem wyjątkowo pobudzona, to niech sobie myślą, że jeszcze dajesz radę mnie zaspokoić.
Carlos się prostuje.
– Uważasz, że nie dałbym rady zaspokoić kobiety więcej niż raz w ciągu – spogląda na zegarek – półtorej godziny?
Minęło aż tyle czasu? A mam wrażenie, że rozmawiamy od kilkunastu minut.
Wzruszam ramionami z obojętnością na twarzy.
– A potrafiłbyś? – rzucam nonszalancko. 
Carlos spogląda mi głęboko w oczy i prowokuje:
– Chcesz sprawdzić?
Patrzymy na siebie przez dłuższą chwilę. Żadne z nas nie chce odpuścić. Domyślam się, że Carlos byłby w stanie wielokrotnie zaspokoić kobietę. Widać, że jest wysportowany. Jego mięśnie odznaczają się pod koszulą, a ramiona ma szerokie, jakby regularnie ćwiczył podnoszenie ciężarów. 
– Podaj mi maila swojej dziewczyny, myślę, że jest wiarygodnym źródłem tej informacji. 
Chyba zbijam go z tropu, bo cofa się gwałtownie, a na jego twarzy pojawia się złość. Wiem, że nie takiej odpowiedzi się spodziewał, ale ja jasno dałam do zrozumienia, czego pragnę w relacji. Niech nie myśli, że jego piękne, szmaragdowe oczy są w stanie mnie przekabacić. Akurat on i jego podejście do związku są całkowitym przeciwieństwem tego, do czego dążę. Zabawa w flirtowanie może i jest fajna, ale w tym przypadku powinna mieć swoje granice.
Do końca posiłku nie odzywamy się do siebie. On skupia się na pracy, zaczytując się czymś w telefonie, a ja jem, delektując się smakiem. Gdy kelner przychodzi po naczynia, zamawiam jeszcze jabłecznik z lodami. Carlos w dalszym ciągu nic nie mówi. Mnie to nie przeszkadza. Lubię ciszę, a w jego towarzystwie nawet nie czuję potrzeby jej zagłuszania bezsensownymi rozmowami. 
Przymykam oczy, aby chociaż na moment się wyłączyć. Słyszę stukanie w ekran i moje bicie serca oraz spokojny oddech. Mam wrażenie, że zatracam się w tych monotonnych dźwiękach, kiedy odzywa się Carlos:
– Jakie są twoje wymagania co do mężczyzny?
Otwieram oczy. On naprawdę o to zapytał? Chyba zaskoczenie dość wyraźnie maluje się na mojej twarzy, bo Carlos dodaje:
– To chyba nie jest tajemnica?
Odchrząkuję i lekko poprawiam się na siedzeniu.
– Nie, nie jest – odpowiadam. – Nie skupiam się na cechach charakteru, chociaż są dla mnie ważne – podkreślam. – Raczej opowiadam sobie historię tego, jak mogłoby wyglądać nasze życie – wyjaśniam. Patrzy na mnie i czeka, co powiem dalej. Siadam więc prosto i kontynuuję:
– Wizualizuję sobie, jak spędzamy razem czas na rozmowach, piknikach, imprezach, przyjęciach. Czasami prowadzę wewnętrzny dialog i rozmawiam z nim. Sprawdzam też te wypowiedzi, które niekoniecznie mogłyby mi się spodobać, aby przygotować sobie ewentualne scenariusze odpowiedzi…
– A przeszłość? – przerywa mi Carlos. 
– Przeszłość? – pytam. 
– Czy ma dla ciebie znaczenie przeszłość: kim był, co robił, ile miał kobiet, czy był żonaty, czy ma dzieci? – wyjaśnia.
– Jeśli ma uporządkowaną relację ze swoją przeszłością, czyli z rodzicami, byłą żoną, kochankami i dziećmi, to nie będzie to miało negatywnego wpływu na budowanie wspólnej przyszłości – odpowiadam. Wierzę w to.
– A co, jeśli mężczyzna nie był wcześniej w żadnej relacji i może popełniać nieświadomie błędy? – Gdy to mówi, zaczynam się zastanawiać, czy Carlos przypadkiem nie prosi mnie o radę, jeśli chodzi o niego. 
– Sam powiedziałeś, że najważniejsza jest szczerość i prawda. – Patrzymy na siebie. – Ja lubię rozmawiać o tym, co czuję i co się w danym momencie we mnie dzieje. Myślę, że jeśli jasno określisz siebie, będziesz szczery ze sobą i z nią, to zbudujecie szczęśliwą relację, bez względu na długość stażu w poprzednim związku lub jego braku – tłumaczę.
– Czyli bez oceniania przeszłości i zrzucania winy na drugą stronę za to, że czegoś się nie domyśliła lub nie wiedziała – uzupełnia. 
Przytakuję. Z głośników odzywa się kobieta, która informuje nas o tym, że wiatr ustał i niebo się rozjaśniło. Zapowiada, że mój samolot będzie startował jako pierwszy. 
Uśmiecham się szeroko. 
– Chyba nie zdążę zjeść deseru, tak że życzę ci smacznego – mówię, wciągając szpilki na opuchnięte stopy. Wstaję, poprawiam się i chowam do torebki iPada oraz telefon. Carlos też się podnosi. Podaję mu rękę, chwyta ją. Tym razem mocnym uściskiem. – Moja przyjaciółka zawsze pyta ludzi, z którymi się spotyka, co mają jej do przekazania. Więc teraz ja pytam ciebie: co masz mi do przekazania, Carlosie?
Uśmiecha się i lekko przysuwa do mojego ucha:
– Nie zapomnij o mnie – szepcze. Czuję, jak ciarki przechodzą mi po plecach. Ogarnia mnie fala podniecenia. Napływający od niego zapach cytrusów wymieszanych z miętą wchłania się głęboko w moje nozdrza. Odsuwa się ode mnie wolniej, niż powinien, a ja wypuszczam powietrze. Nawet nie wiedziałam, że je wstrzymywałam. – A ty, Niki, co masz mi do przekazania? – pyta nieco niższym głosem niż przez cały wieczór wspólnej konwersacji. 
Czyżby moja bliskość też na niego wpłynęła?
– Wiem, że odnajdziesz szczerą, lojalną, naturalną i kochającą kobietę. Stworzycie opartą na prawdzie i miłości, z nutką namiętności i erotyzmu relację, w której będziesz bardzo szczęśliwy – mówię, patrząc mu prosto w oczy. 
Puszczam jego dłoń, biorę torebkę i wychodzę. Jestem z siebie dumna! Odhaczyłam każdy punkt zawierania znajomości według Maggie Smith.
Kroczę śmiało do miejsca odlotów. Przekraczam bramkę i wchodzę do samolotu. Dopiero gdy siadam na swoim miejscu, dociera do mnie, że właściwie nic nie wiem o Carlosie. Momentalnie tracę dobry humor. Nawet nie znam jego nazwiska, w sumie on mojego też nie. 
Wzdycham. Szkoda, tak fajnie się z nim rozmawiało. Mina mi rzednie jeszcze bardziej, kiedy sobie uświadamiam, że nawet nie poprosił mnie o numer telefonu. Więc pewnie nie chciał mieć ze mną kontaktu. Z drugiej strony ja też nie wyszłam z taką inicjatywą, zatem oboje daliśmy dupy. Krzywię się. No cóż. Widocznie to jedna z tych osób, które spotyka się raz w życiu i zapadają w pamięć na zawsze. 
Opieram się wygodniej w fotelu i czuję, jak oczy same mi się zamykają, po czym zapada ciemność.


0 Komentarze