D. B. Foryś "Miłosny blef" - ROZDZIAŁ DRUGI

ROZDZIAŁ 2

Jestem sfrustrowana


Nie miałam pojęcia, ile czasu upłynęło, zanim wreszcie odzyskałam przytomność. Wydawało się, że minęły całe wieki. Nie pamiętałam już, co to znaczy poczuć na policzkach promienie słońca ani jak przyjemny jest plączący włosy wiatr. Moje życie kręciło się teraz wyłącznie wokół popiskujących maszyn oraz charakterystycznego zapachu środków dezynfekujących.

Helka, masz przegwizdane…

Chciało mi się pić. Ale tak naprawdę, intensywnie, jakbym nie miała nic płynnego w ustach od tygodni. Włączyłam umieszczoną nad łóżkiem lampkę, rozejrzałam się dookoła i gdy namierzyłam wzrokiem stojącą na szafce butelkę z wodą, szybko chciałam po nią sięgnąć. Niestety wijąca się po ręce kroplówka skutecznie mi to uniemożliwiła. Nawet nie zdążyłam zareagować, kiedy mineralna z hukiem runęła na podłogę.

Ażeby to…

– O! Wreszcie się obudziłaś! – Naraz zaszeleściła wisząca przy moim łóżku zasłona, a ja dostrzegłam znajdującego się za nią faceta. Odpoczywał sobie na sąsiedniej leżance, tak po prostu, jak gdyby nie było w tym niczego nadzwyczajnego. – Aż zaczynałem myśleć, że jesteś jedną z tych bajkowych księżniczek, które trzeba ocucić pocałunkiem. – Roześmiał się. – Już miałem się podjąć tego zad…

Otworzyłam szerzej oczy z niedowierzania.

– Co ty tutaj robisz? – przerwałam mu, jednocześnie naciągając kołdrę pod samą brodę. Byłam ubrana tylko w cienką piżamę i za nic nie chciałam, by jakiś obcy chłop mnie w niej oglądał. – To moja sala. Żeńska. Poza tym jest… – podświetliłam ekran telefonu – …wpół do trzeciej w nocy. To nie pora na odwiedziny. Wyjdź stąd.

Nieznajomy ani myślał się ewakuować. Owszem, wstał z łóżka, ale jedynie po to, aby podnieść upuszczoną przeze mnie butelkę. Następnie usiadł na skraju swojego materaca.

– To też moja sala. – Odkręcił nakrętkę, nalał wody do plastikowego kubka i przesunął go bliżej mnie po blacie szafki. Musiałam mieć diabelsko wściekłą minę, bo wyglądał, jakby się bał, że jeśli mi go poda, coś mu odgryzę. – Leżę tutaj już drugi dzień, podczas gdy ty spałaś sobie w najlepsze. A! I kiedy chrapiesz, brzmisz jak stary kombajn, tak nawiasem mówiąc. – Wycelował we mnie palcem. – Uszy puchną.

– Jak to twoja sala? – wyłapałam z jego wypowiedzi, ignorując oczywiście chamską wzmiankę o porównaniu mnie do maszyny rolniczej. To jasne, że nie chrapałam. Bezczelny typ! – W szpitalach jest podział na kobiety i mężczyzn. Nie ma szans, żeby umieścili nas razem. Zresztą nie zamierzam z tobą o tym dyskutować. – Wyjęłam dłoń spod kołdry i nacisnęłam dyndający nad moją głową przycisk alarmowy. – Zaraz to sobie wyjaśnimy.

– Dobrze, niedowiarku. – Skrzyżował ramiona na klatce piersiowej. – Tylko uprzedzam, że za chwilę zrobi ci się głupio.

– Zobaczymy – burknęłam.

– Tak. Zobaczymy.

Siedzieliśmy w milczeniu i czekaliśmy na nadejście pielęgniarki. Ja kurczowo ściskałam palcami brzeg pościeli, on zaś wpatrywał się we mnie z wesołym uśmieszkiem na twarzy. Gdyby nie to, że ewidentnie ściemniał, a do tego był piekielnie irytujący, mogłabym nawet uznać go za przystojnego. Miał muskularne ciało, modnie rozczochrane ciemnobrązowe włosy i lekki zarost w tym samym odcieniu oraz tak diabelnie niebieskie oczy, że aż zaczynałam się zastanawiać, czy to w ogóle legalne.

Chrząknęłam nerwowo, kiedy kąciki ust mężczyzny jeszcze bardziej się uniosły, bo zauważył, jak wnikliwie mu się przyglądam. Za nic nie dałam się jednak speszyć. On też nie spuszczał ze mnie świdrującego wzroku, zatem nie czułam się ani odrobinę nieswojo. Sytuacja była krępująca, to prawda, ale nie aż tak, żebym przegrała z nim walkę na spojrzenia.

W końcu drzwi do sali się uchyliły i przeniosłam uwagę na młodą kobietę w błękitnym kostiumie. Stukot jej chodaków odbijał się echem po wszystkich czterech kątach. Jak tylko znalazła się w środku, najpierw popatrzyła na mojego towarzysza, uroczo się przy tym czerwieniąc, dopiero później zainteresowała się mną. Najwyraźniej skubaniec musiał z nią wcześniej flirtować, bo jej reakcja bez dwóch zdań właśnie na to wskazywała.

Cholerny czaruś, kutwa jego mać…

– Pani Osińska, no nareszcie pani do nas wróciła – przemówiła radosnym tonem. Wyjęła z kieszeni elektroniczny termometr i przytknęła mi go do czoła. – Gorączka spadła, to dobry znak. – Położyła na szafce plastikowy koszyczek z zestawem akcesoriów medycznych, potem się pochyliła, aby odpiąć od kaniuli pusty już zbiorniczek po kroplówce. – Jak się pani czuje?

– Znośnie – mruknęłam, ukradkiem zerkając na wpatrującego się we mnie natręta. Nie chciałam rozmawiać przy nim, lecz jeśli planowałam się czegoś dowiedzieć, nie miałam innego wyboru. – Co ze mną? – spytałam pielęgniarkę. – Niewiele pamiętam z ostatnich dni…

– Rano będzie obchód i wszystkiego się pani dowie. – Poprawiła moją pościel. – Na razie proszę odpoczywać. Jest środek nocy.

– Dokładnie – przytaknęłam. – Czy mogłabym w takim razie wiedzieć, co ON – wskazałam na zadowolonego z siebie nieznajomego – tutaj robi? Nie powinien mieć własnej sali? To chyba niezbyt zgodne z przepisami?

– To moja sala, tak dla jasności, a ciebie do niej dołożono – odezwał się nikczemnik, czym jedynie wzmógł moje niezadowolenie. – Wytłumaczy jej pani? – Spojrzał na kobietę maślanymi oczami.

– Mamy nadkomplet, każde łóżko jest na wagę złota. Pokoje mieszane są w takich przypadkach dozwolone, choć na co dzień się tego nie praktykuje – oznajmiła. – Proszę jutro zgłosić swoje uwagi lekarzowi, może coś na to zaradzi. – Podeszła do mężczyzny i przeczesała palcami jego włosy. – A tu jak? Boli? Wygodnie? – Rozpromieniła się. – Czegoś panu potrzeba?

– O której godzinie będzie ten obchód? – podpytałam.

– Po ósmej – rzuciła, nawet na mnie nie patrząc. Była już całkowicie pochłonięta doglądaniem mojego tymczasowego współlokatora. A jemu w to graj! Zrobił smutną minę, poudawał markotnego i niezwykle potrzebującego natychmiastowej opieki, ale jak tylko westchnęłam sfrustrowana, puścił mi oczko i wykrzywił usta w zwycięskim uśmiechu.

Helka, oddychaj…

– Nie, dziękuję. – Stęknął, jakby cierpiał prawdziwe katusze. – Przy pani od razu mi lepiej.

Ich pełna umizgów wymiana zdań trwała jeszcze dobre dwie minuty, zanim kobieta wreszcie opuściła pomieszczenie, żeby wrócić do swoich obowiązków. Pokręciłam głową, kiedy nieznajomy zabawnie poruszył brwiami, próbując zapewne wyprowadzić mnie tym z równowagi. Jednak nie ze mną te numery. Za nic nie zamierzałam dać się sprowokować. Zgasiłam lampkę, odwróciłam się do niego plecami i szczelnie nakryłam kołdrą.

Zapadła przyjemna cisza.

Niestety raptem na moment.

– Osińska – mężczyzna miękko wypowiedział moje nazwisko. – A imię jakieś masz?

Ścisnęłam nasadę nosa.

– Hela – przedstawiłam się niechętnie. 

– Kuba. Kuba Solski – usłyszałam cień rozbawienia w jego głosie. – Dobranoc, Hela.

– Dobranoc – szepnęłam, chociaż doskonale wiedziałam, że wcale się na taką nie zapowiadała…



0 Komentarze