Meg Adams "Bezlitosne porachunki" - ROZDZIAŁ CZWARTY


PIERWSZY RUCH

Piotr


Zaparkowałem pod blokiem, w którym mieszkała Maj. Ledwie zdążyłem ściągnąć kask, kiedy usłyszałem dzwonek telefonu. Jednym ruchem przeczesałem włosy palcami, a potem opieszale, z głośnym warknięciem, wyciągnąłem komórkę z kieszeni spodni. Zerknąłem na ekran, chociaż domyślałem się, czyje imię tam zobaczę. Zacisnąłem usta, upewniwszy się, że intuicja mnie nie zawiodła. 

– Zajebiste wyczucie czasu – burknąłem. Odrzuciłem połączenie, po czym wstukałem krótką wiadomość, czując narastający gniew. 


Ja: Dam znać, jak się czegoś dowiem. Nie dzwoń więcej.


Schowałem telefon, ponieważ nie interesowała mnie odpowiedź. Wyciągnąłem fajki, odpaliłem jedną, najpierw parę razy pocierając metalowe kółko zapalniczki, i rozejrzałem się bezwiednie po parkingu otaczającym czteropiętrowy budynek. 

Mimo ciepłego wieczoru ulice świeciły pustkami. Kiedyś, na takich osiedlach jak to, całe krawężniki były zajęte przez dzieciaki, teraz wszyscy żyli w wirtualnej rzeczywistości. Wszyscy poza Aśką, ona nie miała nawet konta na Facebooku. Albo chroniła swoją prywatność, albo miała w dupie kontakty z ludźmi. Albo jedno i drugie. 

Uniosłem głowę, by spojrzeć w okno na trzecim piętrze, i zaciągnąłem się mocno, obserwując niczym niezasłonięte przeszklenie. W łunie światła mignęła postać. 

Joanna „kocham kłopoty” Maj. Dwadzieścia sześć lat, seksowne ciało, duże brązowe oczy i niewyparzony język. Do tego kilka mandatów na koncie. To wszystko, czego udało mi się o niej dowiedzieć, ale tyle mi wystarczyło, żeby spodziewać się dobrej zabawy. Była prawie dziesięć lat młodsza ode mnie i z pozoru niewinna. Z pozoru, bo kiedy przestawała gadać jak nakręcona, stawała się gorąca jak diabli. Gdy wyobraziłem sobie, co już niedługo będę mógł z nią zrobić, złość szybko wyparowała. 

Kurwa, nie po to tutaj przyjechałem.

Ktoś akurat wyszedł z klatki, więc pośpiesznie wyrzuciłem niedopałek i wszedłem bez korzystania z domofonu, zostawiając rozmyślania na inny czas. Wbiegłem po schodach, zapukałem do odpowiednich drzwi, a potem czekałem. Z mieszkania dobiegł hałas, następnie usłyszałem szczęk zasuwy. 

Zaśmiałem się pod nosem, kiedy Joanna otworzyła ubrana w czarną, krótką i cholernie seksowną kieckę, która ledwo zakrywała tyłek. Zapomniałem jej wspomnieć, że po pracy rzadko jeżdżę samochodem. 

– Przebierz się – mruknąłem, wskazując palcem na jej odkryte nogi. Niesamowicie długie, szczupłe nogi. Z trudem powstrzymałem się przed wejściem do środka i ominięciem etapu zapoznania. Oblizałem wargi, widząc, jak Aśka nie wie, co ze sobą zrobić. Jej zaskoczony, a zarazem zabawny wyraz twarzy zrekompensował mi fakt, że kazałem jej się ubrać, chociaż miałem ochotę na coś kompletnie innego. Joanna założyła za ucho kosmyk prostych, brązowych włosów, które rozpuszczone przysłaniały jej ramiona. – Przyjechałem motocyklem – wyjaśniłem. – Poza tym tam, gdzie idziemy, będą inni faceci. A ja nie lubię się dzielić. Kurewsko nie lubię, rozumiesz? – Złapałem stanowczo za jej podbródek, lekko unosząc jej głowę. Zobaczyłem w jej oczach błysk zadowolenia. Nie znałem tej kobiety, nie wiedziałem, na ile mogę sobie pozwolić, jednak miałem przeczucie, że w środku kryje się ognisty temperament. 

Kiedy ją puściłem, Aśka posłusznie zrobiła w tył zwrot. Po dwóch krokach odwróciła się i zerknęła na mnie niepewnie. 

– Wejdziesz?

– Nie teraz. – Pokręciłem energicznie głową. Inaczej w ogóle byśmy nie wyszli, dodałem w myślach, podziwiając opięty zaledwie kawałkiem szmaty tyłek. – Tylko nie każ mi długo czekać. – Joanna przytaknęła i już na mnie nie spoglądając, powędrowała do jednego z pokoi. – Tego też nie lubię. – Ostatnie zdanie wypowiedziałem bardziej do siebie, bo Aśka zdążyła zniknąć za drzwiami. 

Stojąc na progu, lustrowałem przez moment wnętrze mieszkania. Chaos, jedynie tak mógłbym je opisać. Ale była w nim jakaś fascynująca tajemnica. Tak jak we właścicielce. Coś, co chciałem odkryć, nawet jeśli pierwotnie nie taki miałem plan. 

Maj ponownie przede mną stanęła, tym razem ubrana w obcisłe dżinsy i skórzaną kurtkę.

– Lepiej? – spytała, zabawnie kręcąc ramionami.

– Zdecydowanie. – Uśmiechnąłem się, wziąłem ją za rękę i pociągnąłem na korytarz. Z ogromnym zaskoczeniem obserwowałem, jak zamyka drzwi, po czym szarpie za klamkę, sprawdzając parę razy, czy na pewno nie są otwarte. 

Uniosłem brew. 

– Trzymasz tam złoto? 

– Nie, tylko kilka trupów w szafie – odparła z przekąsem, następnie podążyła za mną na parter. Nim znaleźliśmy się na dworze, przycisnąłem ją do ściany. Podobała mi się taka zadziorna. 

Dziewczyna pisnęła wystraszona, ale mnie nie odepchnęła. 

– Mam nadzieję, że lubisz dobrą zabawę – mruknąłem wprost do jej ucha, a potem, nie czekając na reakcję, złączyłem nasze usta. Właśnie tego było mi trzeba. Chciałem poczuć ten zajebisty smak już od rana.

Gdy się odsunąłem, Aśka wbiła we mnie pożądliwe spojrzenie, potakując kilkukrotnie. Przesunąłem kciukiem po jej dolnej wardze, później ruszyłem do wyjścia, bo niewiele brakowało, żebym zaciągnął tę kobietę z powrotem do mieszkania. Wyszliśmy z bloku od strony parkingu, po czym skierowaliśmy się do zaparkowanego przy ogrodzeniu motocykla. Podałem Joannie kask, na który spojrzała nieufnie. 

– Chyba się nie boisz? 

– Nie, ale jechałam na czymś takim tylko raz w życiu i było to dawno temu – przyznała. Widziałem, że nie jest do końca szczera, jednak fascynacja, z jaką wpatrywała się w maszynę, wygrywała ze strachem. 

Pomogłem Aśce założyć kask i zapiąłem go jej pod brodą, następnie włożyłem swój, naciągając wcześniej kominiarkę. 

– Złap się mnie mocno! – krzyknąłem, czując, że dziewczyna nie do końca wie, co powinna zrobić. Maj posłusznie objęła mnie w pasie i przylgnęła do moich pleców. Mój fiut natychmiast stanął na baczność, ale tym razem musiał poczekać. 

Najpierw praca, potem przyjemność. 


Joanna


Peter ruszył powoli, pozwalając mi się przyzwyczaić do nowej sytuacji. Wyjechał na Chorzowską, która o tej godzinie nie była już tak zatłoczona jak za dnia, i skierował się do centrum miasta. Nabrałam w płuca chłodnego, rześkiego powietrza, następnie mocniej złapałam mężczyznę w pasie. Kiedy zwiększył prędkość, moje serce zaczęło bić w szaleńczym tempie. Mknęliśmy bocznymi drogami, zostawiając za sobą główne ulice, a potem wjechaliśmy na autostradę prowadzącą do Krakowa. 

W otaczającej nas nocy było coś magicznego. Migoczące światła, pusta trasa, ryk silnika. I my. Chociaż kompletnie nieznajomi, byliśmy tak blisko, że czułam Piotra całą sobą. Po moim ciele rozchodziły się rozkoszne ciarki. Adrenalina buzowała w moich żyłach, ekscytacja sięgała zenitu. Z każdym kolejnym kilometrem coraz bardziej kochałam to uczucie lekkości zmieszane z niebezpieczeństwem i pragnieniem wtulenia się w twarde mięśnie. Miałam ochotę błagać, by Peter nigdy się nie zatrzymywał. 

Górski, jakby zdając sobie sprawę z przyjemności, którą odczuwałam, dodał więcej gazu, przyprawiając mnie o lekki zawrót głowy. Obrazy dookoła nas zlewały się w jedno, a wdzierający się pod ubranie wiatr sprawiał, że włoski stawały mi dęba. Przy każdym zakręcie mocniej wbijałam palce w umięśniony brzuch. 

Chciałam krzyczeć: „Jeszcze, jeszcze, jeszcze!”. 

Niestety Piotr zaczął hamować, aż w końcu zatrzymał się przy zjeździe na stację paliw. Nie wjechał jednak na parking, tylko stanął przy łące, w słabo oświetlonym miejscu. 

– Uuuuhuuu – niemal wrzasnęłam, zeskakując z motocykla. – To było…

– Zajebiste? – Puścił do mnie oko, kiedy ściągnął swój kask. Pomógł mi rozpiąć mój i przytrzymał go, gdy ja poprawiałam włosy.

– Tak, zdecydowanie tak! – Oparłam się o maszynę, krzyżując ręce na klatce piersiowej. – Gdzie ci faceci? Bo na razie to wywiozłeś mnie w pole – zażartowałam, wpatrując się w Górskiego. – Powinnam się bać? – Coś w jego oczach, jakaś wciągająca otchłań, mówiło mi, że tak.

– Może powinnaś. – Jego wzrok stawał się coraz bardziej pożądliwy. Peter przysunął się bliżej mnie, dzieliły nas zaledwie milimetry. Czułam zapach jego perfum. Mocny, męski, intrygujący. Otaczał mnie, przyciągał i oplatał. Mimowolnie wyciągnęłam dłoń i położyłam na twardym torsie. Wyrzeźbione mięśnie stężały pod moim dotykiem. 

Nagle wszystko dookoła przestało mieć znaczenie. Zniknęło. 

Piotr nachylił się i przylgnął do mnie ustami, ja w tym czasie przymknęłam powieki, skupiając się na doznaniach. Pocałunek smakował miętówkami i czymś słodkim. Słodkim pożądaniem. Zacisnęłam uda. 

– Wciąż myślisz o innych facetach? – zapytał, kiedy skończył pieścić moje wargi. W nikłym świetle latarni wyglądał obłędnie. Jego włosy lśniły, podobnie jak oczy, które w tej chwili wydawały się zlewać z kolorem nocnego nieba.

Pokręciłam głową. Na nic więcej nie było mnie stać. 

– W takim razie teraz mogę w końcu zabrać cię do klubu. Ale najpierw jeszcze to. – Przyciągnął mnie do siebie i pocałował, zaborczo chwytając za kark. Potem, jak gdyby nigdy nic, z powrotem wcisnął mi kask na głowę, po czym wskazał, żebym wsiadła na motocykl. 

Zamrugałam. 

W moim ciele zaszła chyba reakcja chemiczna, podobna do tej, którą wywołują narkotyki, bo czułam się zamroczona. Ostatni raz zerknęłam w niebo. 

Może w końcu los się do mnie uśmiechnął?



0 Komentarze