D. B. Foryś "Miłosna iluzja" - ROZDZIAŁ PIERWSZY



JESTEM ROZBUDZONA


Był środek nocy, kiedy coś wyrwało mnie ze snu. Nie słyszałam żadnych dziwnych dźwięków, nie wyczułam też niczyjej obecności – chyba po prostu podświadomość płatała mi figle. Ziewnęłam, włączyłam lampkę stojącą na szafce obok łóżka, potem niechętnie zwlekłam się z materaca, żeby poczłapać do kuchni. Chciało mi się pić.

Nalałam wody do szklanki. Powoli upijałam łyk za łykiem, wpatrując się w upstrzone gwiazdami niebo za oknem, wtedy niespodziewanie wyłapałam jakiś cichy chrzęst. Rozejrzałam się po mieszkaniu. Jak tylko zlokalizowałam źródło hałasu, o mało nie zawyłam ze strachu. Ktoś dłubał w zamku drzwi wejściowych.

Złodziej?!

Drżącą ręką odstawiłam na wpół opróżnione szkło do zlewu. Zaspany mózg pracował na zwolnionych obrotach. Nie wiedziałam, co robić – dzwonić na policję, uciekać czy może jeszcze coś innego? Ostatecznie obrzuciłam pomieszczenie rozbieganym wzrokiem, w panice wypatrując czegoś, czym mogłabym się bronić. Padło na lekką, aluminiową patelnię, która leżała na suszarce. Musiała wystarczyć. Nie miałam pojęcia, gdzie zostawiłam telefon (prawdopodobnie w sypialni przy ładowarce), dlatego postanowiłam ogłuszyć włamywacza, następnie pobiec do sąsiadów po pomoc.

Serce podchodziło mi do gardła, mięśnie dygotały, spocone palce zaciskały się na uchwycie naczynia, gdy po cichu przechodziłam przez salon, aby dotrzeć na korytarz. Do moich uszu dotarł zgrzyt przekręcanego klucza lub czegoś, co mogło za niego służyć (jakiś wytrych albo inne dziadostwo?!), wówczas przyspieszyłam kroku i stanęłam tak, by mieć idealną okazję do zdzielenia nieproszonego gościa po łbie.

Zamarłam w oczekiwaniu. Poczułam, jak strużki potu spływają mi po skroniach, a puls dudni w uszach.

Bum, bum. BUM, BUM!

Kiedy drzwi z wolna się rozchyliły i do wnętrza wdarła się łuna światła z klatki, prawie przestałam oddychać. Dostrzegłam czyjąś zaciemnioną sylwetkę – najpierw nogę, później połowę torsu. W chwili, w której nieznajomy całkiem wszedł do środka, wzięłam szeroki zamach i wymierzyłam solidny cios. Drań musiał mnie zauważyć, bo zdążył się cofnąć, przez co nie trafiłam zbyt mocno, jednak na tyle celnie, żeby to zapamiętał.

Dobrze, Helka. Gwizdnij mu jeszcze raz. Niech wie, z kim zadziera!

Mężczyzna wrzasnął, ja też. Zachwiał się odrobinę, jednocześnie przyciskając dłoń do twarzy. Popchnęłam go na bok, aby zrobić sobie miejsce na ucieczkę, lecz wyłapałam znajomy zapach, a docierający z korytarza blask żarówki oświetlił gagatka na tyle, że zdołałam go rozpoznać.

Wtedy zamachnęłam się patelnią ponownie. I jeszcze raz.

– Przestań, to ja! – zawołał Kuba, zasłaniając się rękoma.

– Wiem – warknęłam. Nie miałam pojęcia, co on tu, do jasnej cholery, robił, ale jeśli myślał, że może się tak po prostu pojawiać, bo ma taki kaprys, był w błędzie.

– Okej, zrozumiałem. Przepraszam. – Cofnął się na bezpieczną odległość, z której nie mogłam go znowu zaatakować, po czym odsunął dłoń od twarzy, pokazując tym samym zaczerwieniony nos.

Po omacku odnalazłam włącznik światła. Patrzyłam na mężczyznę wściekłym wzrokiem, a równocześnie czułam odrobinę satysfakcji z tego, jak przepięknie go urządziłam. Zostanie siniak, to na pewno. I zdecydowanie zasłużony. Dobrze mu tak.

– Czego tu szukasz? – Zmrużyłam oczy. Starałam się zachować najtwardszą minę, na jaką tylko było mnie stać. Stercząc boso, z potarganymi włosami, w dodatku w rozciągniętym podkoszulku, mogłam nie wyglądać zbyt groźnie, jednak liczyłam na to, że Solski zrozumie przekaz i daruje sobie wykręty.

– Właśnie przyjechałem, a mój najemca wyprowadzi się dopiero w południe. Miałem nadzieję, że zdrzemnę się na kanapie – tłumaczył. Nawet wiarygodnie. – Nie chciałem cię wystraszyć, wybacz.

– Skoro nie chciałeś, mogłeś uprzedzić – syknęłam. – Ale tego nie zrobiłeś, bo wiedziałeś, jaka będzie moja reakcja, prawda? Dlatego wolałeś zakraść się po nocy, zamiast użyć telefonu jak normalny człowiek.

– Masz rację – przytaknął po chwili. – Powinienem był zadzwonić.

Wypuściłam powietrze, z dezaprobatą kręcąc głową. Ciężki przypadek z niego.

– Zamknij drzwi i chodź – poleciłam w drodze do kuchni.

Kuba wtaszczył walizkę do przedpokoju, przekręcił klucz w zamku, następnie ruszył za mną. Odłożyłam patelnię na miejsce. W ciszy otworzyłam zamrażalnik, wyjęłam paczkę mrożonek i podałam ją Solskiemu, żeby przyłożył sobie do opuchlizny. Mężczyzna przyjął ode mnie opakowanie, usiadł na krześle przy wyspie, po czym odchylił szyję do tyłu. Zrobił to naturalnie, nie było w tym niczego kuszącego ani nie wiadomo jak atrakcyjnego, a mimo to ugięły się pode mną kolana. Coś we mnie aż krzyczało, bym zdusiła w sobie złość, podeszła do niego i go pocałowała. To takie… wkurzające.

Cholera, czy on nawet podczas zwyczajnej czynności musi wyglądać tak piekielnie seksownie?!

Pragnęłam jego bliskości. Dotyku, smaku, ciepła… Jednocześnie wiedziałam, że nie mogę tego mieć.

Kiedy jakiś czas temu odkryliśmy z Solskim, że oboje istniejemy naprawdę, oszaleliśmy na swoim punkcie. Spędzaliśmy ze sobą każdą wolną minutę, kochaliśmy się, rozmawialiśmy i poznawaliśmy się na nowo. Łączyła nas wyjątkowa więź, bo taka, jakiej nie można było opisać słowami. Jakbyśmy się znali i nie znali równocześnie. Miłość zniewoliła nas od pierwszego wejrzenia, dopiero później zaczęliśmy zauważać niechcianą prawdę.

Mianowicie: oboje diametralnie różniliśmy się od naszych pierwowzorów. Kobieta, która nawiedzała Kubę nocami, lubiła ryzyko, szaleństwo i adrenalinę, tymczasem ja okazałam się nudną informatyczką. Prawdziwy Solski nigdy nie uczył lotnictwa, nie jeździł motocyklem, nie był związany ze strażą pożarną – miał za to wiele wspólnego z wojskiem. Jako czynny żołnierz służył tylko przez chwilę, bo szybko wyszły na jaw jego problemy zdrowotne, a ponieważ nigdy nie chciał siedzieć za biurkiem, otworzył własną firmę. Zajmował się ochroną osób i mienia w sektorze prywatnym, ale zatrudniał wyłącznie weteranów oraz byłych wojskowych, dlatego główne zlecenia wykonywał właśnie dla kraju, co wiązało się z częstymi wyjazdami.

Mimo iż oboje postanowiliśmy pogrzebać senne wersje samych siebie, nie potrafiliśmy przestać powracać wspomnieniami do przeszłości. Usilnie próbowaliśmy coś w sobie zmienić, by dążyć do ideału. Zamiast cieszyć się sobą, utknęliśmy w pogoni za czymś, co nie istniało. Śniliśmy na jawie. Byliśmy szczęśliwi i nieszczęśliwi w tym samym czasie. Zakończyliśmy nasz związek, gdy zrozumieliśmy, że wymagał od nas zbyt dużego wysiłku. Zaczęło się od niewinnych kłótni, które ostatecznie przeszły w prawdziwe awantury. Po pierwszej z nich Solski zagroził, że wyjedzie, po drugiej spakował walizki, a po trzeciej po prostu zniknął z mojego życia.

Nagle się pojawił, po dwóch miesiącach milczenia. Fajnie, tyle że dla mnie było już za późno. Podczas jego nieobecności wylałam hektolitry łez, snułam się niczym cień i usilnie próbowałam o nim zapomnieć, aż w końcu mi się udało. Wreszcie zdołałam wymazać go ze swojego świata, akurat wtedy, kiedy jemu zachciało się powrotu.

– Tęskniłem – powiedział cicho. Jego niebieskie tęczówki wyrażały smutek.

Cóż, ja też, niestety to niczego nie zmieniało.

– Po co przyjechałeś? – Westchnęłam, zauważając, że Kuba nie wydawał się skory do wyjaśnień. Planował mnie omamić czułymi słówkami, bym nie zadawała trudnych pytań, lecz nie dałam się na to nabrać. Zasłużyłam na znacznie więcej niż to.

– Dla ciebie – wyznał. Odłożył mrożonkę na blat, wstał z krzesła i podszedł bliżej. – Wiem, że spieprzyłem po całości, ale zrobię wszystko, żeby cię odzyskać. Nadal cię kocham…

– Przestań – przerwałam mu, gdy chciał mnie przytulić. Nie ufałam sobie pod tym względem. Czułam, jak moje ciało wręcz błagało, bym rzuciła się ukochanemu na szyję, całowała go do utraty tchu i w mig zawędrowała z nim do sypialni, a za nic nie zamierzałam na to pozwolić. Zbyt wiele się między nami wydarzyło, abym zdołała tak po prostu o tym zapomnieć. – Miłość nie ma tu żadnego znaczenia. – Odsunęłam się odrobinę. – Wyjechałeś i zostawiłeś mnie samą. Przykro mi. Nie da się już tego naprawić.

– Więc zacznijmy od nowa. – Nie dawał za wygraną. – Proszę.

Zacisnęłam usta. Serce wyrywało się do Kuby, jednak rozum podpowiadał, bym go przegoniła jak najdalej stąd. Musiałam natychmiast to zakończyć, inaczej wygarnęłabym mu o parę zdań za dużo.

– To nie pora na takie rozmowy. Idę spać. Za trzy godziny muszę wstać do pracy. – Popatrzyłam na niego sugestywnie. – Kanapa jest twoja. Dobranoc.

Solski złapał mnie za rękę, kiedy próbowałam go wyminąć.

– Hela…

– Nie – sarknęłam, wtedy cofnął dłoń. Chyba wyczuł, że miałam dość.

Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu. Buzujące w nas emocje były niemal namacalne.

– Dobranoc – szepnął zdławionym głosem.

Już nic więcej nie powiedzieliśmy. Kuba poszedł w stronę salonu, a ja pomaszerowałam do sypialni. Głowa mi pękała od natłoku myśli, bo nie potrafiłam pojąć, co się właściwie działo. Jednego dnia układałam sobie życie na nowo, drugiego zaś stawałam twarzą w twarz z przeszłością. I najgorsze w tym wszystkim było to, że powrót Solskiego wcale nie rozsierdził mnie tak mocno, jak powinien. Zareagowałam złością, by zamaskować tym swoje prawdziwe uczucia, ponieważ nie chciałam okazywać słabości.

Położyłam się spać, marząc, że może jakimś cudem jutro obudzę się w zupełnie innym świecie.

Niestety przyszłość szykowała dla mnie o wiele więcej niespodzianek.


0 Komentarze