Meg Adams "Ochroniarz" - ROZDZIAŁ CZWARTY


Recenzja Ochroniarza dostępna tutaj, a tymczasem zapraszam na czwarty rozdział.

ROZDZIAŁ 4

Lena

Obudziłam się wraz ze wschodem słońca, na długo przed dzwonkiem budzika. Nie lubiłam marnować czasu. Szybko rozciągnęłam mięśnie, po czym usiadłam w skotłowanej pościeli i jeszcze raz wykonałam kilka ćwiczeń, aby rozruszać kark oraz ramiona. Po wczorajszym maratonie moje ciało protestowało, ale nie zamierzałam spędzać wolnego dnia na leniuchowaniu, nawet jeśli moją głowę gnębił lekki kac. Pola przez cały wieczór poiła mnie winem, więc dodatkowo miałam Saharę w ustach. Upiłam parę łyków wody mineralnej, gasząc pragnienie, a po chwili wyskoczyłam z łóżka i otworzyłam na oścież drzwi balkonowe. Rześkie, pachnące trawą powietrze podziałało pobudzająco. Oparłam się o futrynę, chłonąc przyjemny widok. 
Gdy zwijałam włosy w luźny kok, zwróciłam uwagę na ścianę ozdobioną ulubionymi zdjęciami. Jedno z nich, na którym miałam jakieś siedemnaście lat i właśnie wychodziłam na pierwszą poważną imprezę, spadło na podłogę. Przypięłam je pinezką, jednocześnie sunąc wzrokiem po reszcie fotografii. Każda przypominała mi o jakimś ważnym momencie życia. Mimowolnie uśmiechnęłam się, kiedy spojrzałam na tę, gdzie wraz z Anną siedziałam w laboratorium i testowałam nowy krem dla nastolatek. To wtedy poczułam się częścią czegoś wielkiego. 
Potrząsnęłam głową, bo nie miałam zamiaru się rozklejać. Zeszłam na dół, by zaparzyć ulubioną, aromatyczną kawę. Uwielbiałam jej zapach o poranku, szczególnie jeśli mogłam wypić ją w spokoju. Upiwszy łyk smolistego napoju, wyciągnęłam z lodówki owoce oraz jogurt, a po drodze do stołu włączyłam wiadomości. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł przez moje ciało. Pojawił się znikąd i sprawił, że poczułam się nieswojo. 
Przez kilka minut krzątałam się po kuchni, cały czas mając wrażenie, że coś jest nie tak. Gość w telewizji opowiadał o udanej akcji Centralnego Biura Śledczego, podczas której policjanci udaremnili wprowadzenie na rynek siedmiu kilogramów narkotyków. Uniosłam głowę, słuchając z uwagą mężczyzny w kominiarce i ciągle nie mogąc pozbyć się tego dziwnego przeczucia. 
Rozejrzałam się dookoła, uważnie obserwując otoczenie. Nowoczesne szafki, ogromna wyspa kuchenna, a nawet kosz pełen owoców – wszystko zdawało się takie jak zawsze. I nagle ten przerażający obraz wskoczył na swoje miejsce. Zwróciłam się naprawdę powoli w stronę kwiatów. 
Wczoraj zostawiłam róże na blacie. Byłam tego pewna na sto procent. 
A teraz bukiet znajdował się w jednym z kolorowych wazonów, które dostałam od przyjaciółki.
Cholera!
Jak mogłam od razu tego nie zauważyć? 
Ktoś był w moim domu, gdy spałam…
Niemal osunęłam się na podłogę, nogi odmówiły mi posłuszeństwa, sprawiając, że musiałam oprzeć się o szafkę. Przymknęłam powieki, by odzyskać równowagę, i ucisnęłam nos u nasady. Gdy wróciła mi świadomość, otworzyłam z powrotem oczy i ponownie rozejrzałam się nerwowo po kuchni. Wyciągnęłam największy nóż z szuflady, a następnie ruszyłam po komórkę. Stąpałam na palcach, jakby podłoga mnie parzyła. Wzdłuż mojego kręgosłupa spłynęła strużka zimnego potu, co przyprawiło mnie o silne dreszcze. Wmawiałam sobie, że to jakiś głupi żart Jakuba albo Poli.
Albo kogokolwiek innego.
Ale doskonale wiedziałam, że bardziej prawdopodobna jest inna możliwość. 
Ktoś wszedł bez pozwolenia do mojego domu i wsadził te pieprzone kwiaty do wazonu. Spojrzałam na drzwi. Nie pamiętałam, czy zamknęłam je po powrocie. 
Usilnie próbowałam dokładnie przypomnieć sobie poprzedni wieczór, jednak za żadne skarby nie kojarzyłam, czy przekręciłam zamek. Byłam tak skupiona na innych rzeczach, że mogło mi to wylecieć z głowy.
– Jest tu ktoś?! – krzyknęłam pełna nadziei, że któreś z moich przyjaciół nagle wyskoczy, wrzeszcząc: „dałaś się wkręcić”. – Pola? Jakub?
Odpowiedziała mi zatrważająca cisza, zakłócana jedynie moim świszczącym oddechem. Wydawało mi się, że minęły wieki, nim w końcu dotarłam do torebki, w której wcześniej schowałam telefon. Leżała dokładnie tam, gdzie ją zostawiłam. Wzięłam to za dobry omen. Wyciągnęłam aparat i przesunęłam palcem po ekranie, by szybko go odblokować. Ręce drżały mi tak mocno, że zajęło to całą wieczność. Zirytowana własnym nieopanowaniem, jakimś cudem wreszcie wybrałam numer Jakuba.
Weź się w garść, Lena. To tylko jakiś cholerny bukiet. 
Chyba że to zdjęcie… Nie, nie… To był przypadek. Musiało samo spaść. 
Powtarzałam to w myślach jak mantrę.
Nie mógł wejść do sypialni. Być tak blisko.
Poczułam silne mdłości.
– Tak? – mruknął w końcu zaspanym głosem Kuba.
– Powiedz, że to ty – poprosiłam, nadal rozglądając się po domu. Poza tymi okropnymi kwiatami nie zauważyłam niczego dziwnego. Szarpnęłam za klamkę, gdy tylko podeszłam do drzwi. Były otwarte.
Cholera do kwadratu. 
– Co ja? – spytał, ziewając. 
– Byłeś u mnie rano? Serio, Jakub, bo właśnie prawie dostałam zawału, więc jeśli to ty, to po prostu powiedz. Nie będę się nawet wściekać, chociaż to nie jest pieprzony pierwszy kwietnia. 
Krążyłam dalej po domu, pomimo że rozum podpowiadał mi, żebym wsiadła do auta i jechała na policję. Z drugiej strony, jeśli ten ktoś chciałby mi coś zrobić, miał w nocy doskonałą okazję. Skoro jeszcze żyłam, raczej nie zamierzał mnie skrzywdzić. 
Jeszcze?
– Nie wiem, o czym mówisz, Lena. Spałem. Kurwa, jest sobota, siódma rano, a ty, zamiast powiedzieć, co jest grane, robisz jakieś dziwne podchody. – Zwykle łagodny Jakub zaczął się irytować, a to sugerowało, że rzeczywiście nie wiedział, o co chodzi. 
Trzymając przed sobą nóż w drżącej ręce, zaglądałam do kolejnych pomieszczeń. 
– Ktoś wszedł do mojego domu. Właśnie sprawdzam łazienkę na parterze. 
– Co? Czyś ty postradała rozum?! Lena, cholera, zamknij się gdzieś i nie wychodź! – krzyknął do słuchawki. – Zaraz będę. 
– Dzwonię na policję – westchnęłam. 
Powinnam zrobić to jako pierwsze, jednak gdzieś w głębi wierzyłam w bardziej optymistyczną wersję. Mimo to każdy szmer wywoływał nowe fale nudności, a reakcja przyjaciela sprawiła, że ścisnęło mnie w żołądku. Tak właściwie to miałam wrażenie, że wnętrzności wywróciły mi się na drugą stronę.
– Jeszcze tego nie zrobiłaś? – zapytał z przerażeniem. 
– Nie, zadzwonię najpierw do Poli, może jakimś cudem to ona – powiedziałam głosem pełnym nadziei, po czym pośpiesznie się rozłączyłam. Przez moment zastanawiałam się, kto jeszcze mógł tu wejść. Szybko doszłam do wniosku, że w moim życiu nie było więcej takich osób.
Wybrałam numer przyjaciółki i czekałam, aż odbierze, nerwowo uderzając czubkiem noża w szafkę. 
– Hej, Lena. Tylko nie mów, że odwołujesz spotkanie, bo właśnie wyciskam z siebie siódme poty w parku, żeby potem móc zjeść deser – sapnęła rozbawiona, nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
– Byłaś dzisiaj u mnie?
– Eee. Ale jak? Nie bardzo rozumiem.
– Tak myślałam. Chyba miałam włamanie. To znaczy… nie do końca włamanie. 
Oparłam się o umywalkę i otarłam czoło wierzchem dłoni, w której nadal trzymałam nóż, a raczej tasak, bo ostrze było ogromne. Całe ubranie się do mnie kleiło, podobnie jak włosy. Próbowałam schłodzić twarz zimną wodą.
– Matko, nic ci nie jest? Mogę być za dziesięć minut.
– Jakub już tu jedzie. Muszę zadzwonić na policję.
– Jak to możliwe, że alarm nie zadziałał? 
– Cholera… – Nagle doznałam olśnienia. – Nie włączyłam go wczoraj. Skaleczyłam sobie stopę i całkiem wyleciało mi z głowy – jęknęłam z zażenowaniem. – Nawet nie wiem, czy zamknęłam drzwi, w każdym razie teraz są otwarte…
– Okej, ale to i tak nie uprawnia kogokolwiek do włażenia do twojego domu. Widziałaś coś?
– Nie, po wystawie spałam jak zabita. Zorientowałam się dopiero przed chwilą, ale opowiem ci wszystko, jak się spotkamy, okej? Muszę zadzwonić na tę cholerną policję.
Nagle usłyszałam jakiś trzask. Odwróciłam się raptownie w stronę, z której dochodził, i mocnej zacisnęłam palce na nożu. Wyciągnęłam go gwałtownie przed siebie. Serce szalało w klatce piersiowej tak mocno, że niemal czułam, jak obija się o żebra, a skronie pokryły się jeszcze większą ilością kropli potu. Zalała mnie fala paniki. Błagałam w myślach, żebym nie musiała stanąć oko w oko z jakimś psycholem.
Nie chciałam zginąć we własnym domu.
Liczyłam na coś bardziej spektakularnego.
Wyjrzałam zza drzwi i wtedy zauważyłam moją kotkę bawiącą się puszką.
To tylko Kicia.
Otarłam pot z czoła, oddychając z ogromną ulgą. Kiedy Kicia mnie spostrzegła, porzuciła zabawkę i zaczęła skradać się po korytarzu z wysoko uniesionym ogonem i bystrym wzrokiem wlepionym w nóż. Pewnie myślała, że naszykuję jej coś do jedzenia. 
– Lena? Lena, jesteś tam?! – krzyknęła Pola do słuchawki.
– Tak, jestem, to Kicia. Dawno tak nie panikowałam. – Zrobiłam głęboki wdech, próbując pozbyć się tego okropnego napięcia. Zwykle zachowywałam się mniej histerycznie, ale lekki kac chyba działał na moją niekorzyść. 
– Dzwoń na policję, Lena!
– Okej, już dzwonię, chociaż…
– Lena! Bo sama zaraz zadzwonię! Obiecaj, że tego tak nie zostawisz. 
Potarłam ścierpnięty kark. Na samą myśl o policji miałam ochotę strzelić sobie w kolano. Śmierć rodziców, a potem Anny skutecznie zraziły mnie do kontaktów z tą instytucją. 
– Dobra, obiecuję – odparłam i szybko przerwałam rozmowę, by wykonać kolejny telefon, choć od rezygnacji dzielił mnie zaledwie krok. 
Na szczęście połączenie nastąpiło błyskawicznie, a wywiad, który przeprowadziła dyżurna, był całkiem znośny. Policjantka zapewniła, że ktoś zaraz przyjedzie, więc nie pozostało mi nic innego jak poczekać na patrol. 
Po wyjściu z łazienki minęłam hol, po czym wróciłam do kuchni, zatrzymując się w części jadalnej. Podeszłam do kociaka i wzięłam go na ręce, wcześniej kładąc nóż na stole. Kicia zamruczała cicho, łasząc się jak zwykle. 
– Hej, a może ty widziałaś, kto wszedł do naszego domku, co? – Zielone oczyska wpatrywały się we mnie ze zrozumieniem. Czasami odnosiłam wrażenie, że ona dokładnie zdaje sobie sprawę z tego, co do niej mówię. – Szkoda tylko, że nawet jeśli, to i tak nic nie powiesz. 
Upewniwszy się, że dom jest pusty, i po pobieżnym sprawdzeniu, czy nic nie zginęło, wróciłam do sypialni, żeby się przebrać. Dopiero kiedy byłam ubrana, spojrzałam w lustro. Powinnam czuć przerażenie, ale tak naprawdę myślałam już tylko o tych wszystkich pytaniach, które usłyszę od policji. Przerabiałam to, więc wiedziałam, że to nic przyjemnego. Na samą myśl dostałam gęsiej skórki i zaczęłam żałować, że w ogóle tam zadzwoniłam. 
Wtedy wiedziona jakimś impulsem zerknęłam w okno. W oddali coś błysnęło. To mogło być wszystko. Czysty przypadek, prawda?
Tylko dlaczego to cholerne uczucie, że ktoś mnie obserwuje, nie chciało mnie opuścić?

Powieść możecie zakupić tutaj.

0 Komentarze